Chociaż noc upłynęła Samowi na przeglądaniu kilogramów notatek przy jarzącym się monitorze laptopa, spisywaniu swoich spostrzeżeń na wolnych kartkach papieru i popijaniu mocnej kawy przyrządzanej mu co jakiś czas przez zaspanego Lucyfera, długowłosy z dumą rozprostował kości i o blisko piątek nad ranem zatrzasnął zwycięsko urządzenie, strasząc tym tym samym zwiniętego w kulkę blondyna, który drzemał na rozkopanym łóżku.
- Powiedz mi, że to coś ważnego - wymamrotał mężczyzna i przetarł dłonią twarz, przywołując się do pewnego stopnia ogarnięcia życiowego. Sam tryumfalnie kiwnął głową, podpierając się rękoma o biodra.
- Coś bardzo ważnego - przytaknął z uśmiechem. - Rozwiązałem waszą sprawę.
To wystarczyło, aby Lucyfer dosłownie spadł z łóżka, niemalże witając się bardzo osobiście z podłogą, przed czym uratowała go jedynie leżąca tam z niewiadomych powodów poduszka. - Co?
- Dokładnie to co powiedziałem: rozwiązałem waszą sprawę z testamentem - powtórzył z cichym śmiechem, podchodząc do na wpół leżącego na panelach blondyna i kucając obok niego. - Przeszukałem urzędową bazę danych i dysk prawnika twojego ojca, i znalazłem tam coś, co niewątpliwie rozwiąże problem twojego nadpobudliwego rodzeństwa - wyjaśnił, w międzyczasie gestykulując żywo; nawet nie zauważył, kiedy Lucyfer zmarszczył brwi i zamyślił się głęboko.
- Mam kilka pytań - odezwał się, gdy Sam w końcu ucichł, i zsunął z materaca nogi, które z impetem wylądowały potem na podłodze, ale Lucyfer nie przejął się nimi zbytnio. - Po pierwsze: jakim, do cholery jasnej, cudem masz dostęp do urzędowej bazy danych, po drugie: to samo tyczy się dysku prawnika, a po trzecie: co ty tam takiego znalazłeś? I po czwarte - uniósł palec, kiedy Sam już otwierał usta. - Czy budzenie mnie o tej godzinie naprawdę było konieczne?
Winchester prychnął, potem parsknął, a na koniec przewrócił oczami. - Charlie jest genialną hakerką i z racji tego, że mało śpi, pomogła mi włamać się do paru komputerów przez połączenie sieciowe, w tym do komputera bardzo nieuważnego prawnika, którego nazwisko znalazłem w bazie danych. Swoją drogą strasznie słabo ją chronią, wiesz? Mają tylko dwa kody i to jeszcze tak słabe, że przedszkolak dałby im radę, ale wracając do tematu: przetrząsnąłem go i w kopii zapasowej znalazłem plik podpisany imieniem i nazwiskiem twojego ojca.
W ciągu sekundy Lucyfer zbladł bardziej niż na przeszywającym mrozie. - Testament..?
- Testament - potwierdził długowłosy, dźwigając się z podłogi, aby sięgnąć po zszyty niedbale plik kartek o różnym poziomie zniszczenia, zapisanych wąskim i pochyłym pismem. - Zanotowałem najważniejsze punkty, ale i tak będzie trzeba zwrócić się do tego prawnika osobiście, żeby mógł testament odzyskać z kopii zapasowej, złożyć go w sądzie i odczytać w obecności twojej, Casa, Gabriela i tamtych dwóch świń. Myślisz, że Michał i Rafał kontaktowali się z nim już?
Blondyn wyglądał, jakby zgubił się parę dobrych minut temu, ale uparcie starał się połapać w sytuacji, więc potrząsnął przecząco głową. - Nie cierpią go, bo on i ojciec byli kiedyś przyjaciółmi. Wątpię, żeby w ogóle wiedzieli, że facet jeszcze żyje.
- To dobrze - wymamrotał Sam, przerzucając w zamyśleniu kartki, by zatrzymać się przy tej prawie pustej. - Mam tu jego numer telefonu i adres, powinieneś do niego dzisiaj zadzwonić i umówić się na rozmowę.
- Nawet nie wiem, czy on jeszcze jest prawnikiem...
- To pobawi się w niego przez dziesięć minut, nic mu się nie stanie - mruknął z rozbawieniem Sam, wstając na równe nogi i spoglądając na blondyna z góry. - A teraz możesz przyjść i zrobić mi śniadanie.
CZYTASZ
Chłopak z gitarą || Samifer
FanficDrewno jest delikatne i pięknie brzmi, wiesz? Jeśli wiesz, co zagrać, jak zagrać, możesz tchnąć w nie życie. Możesz opowiedzieć własną historię, przenieść wszystkie swoje emocje i przeżycia, zrzucić z siebie ciężar... To cudowne uczucie.