Stąpał ciężką stopą po wilgotnym runie leśnym. Igły z drzew, gałązki i pomniejsze kamienie nieprzyjemnie drażniły mu podbicie, ale nie przejmował się tym ani trochę. Zaciągnął się mocno chłodnym, rześkim powietrzem, robiąc kolejny krok w nieznane. Nie miał pojęcia, gdzie jest ani tym bardziej, jak tu się znalazł, jednak to wcale nie demotywowało go do dotarcia do celu. Gdziekolwiek ten cel był.
Błądził tak od wielu... godzin? dni? tygodni? Nie był tego pewny, upływ czasu przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczyły się tylko kroki na przód, które nieprzerwanie stawiał. Las stawał się coraz gęstszy, ale on szedł. Nawet nie zwrócił uwagi, że przez część drzew po prostu przeniknął, zamiast je ominąć.
W pewnym momencie dostrzegł coś z wyjątkiem pieni. Dostrzegł pustkę. Uśmiechnął się do siebie i przyśpieszył, a już chwilę później stał na niedużej polanie. Rozłożył ręce szeroko na boki, zamknął oczy. Czuł się, jakby dotarł właśnie do jakiegoś checkpointu, punktu zapisu gry. Położył się na miniaturowych krzaczkach po jagodach. Przed oczami miał piękne, rozgwieżdżone niebo. Z rozmarzonym wzrokiem szukał znanych mu konstelacji. Nie miał pojęcia, skąd znał ich nazwy.
Chłód przyjemnie rozchodził się po jego nagim ciele. Rozluźnił mięśnie, pozwalając odetchnąć zbudowanym barkom. Chłopak przekręcił się na prawy bok. Przez chwilę wszystko wydawało mu się idylliczne, jednak potem zobaczył coś pod obszernym drzewem. Po cichu liczył, że to tylko wytwór jego wyobraźni, że umysł płata mu głupie figle. Niechętnie podniósł się i ruszył w kierunku tego czegoś.
Niestety się nie mylił. Pochylił się nad szkieletem i ujął czaszkę w dłoń.
~
— Wonnie, co się dzieje? Czego oni chcą? — zapytała go niska, wyniszczona przez chorobę kobieta.
— Nie wiem, mamo. — Ścisnął mocniej za dłoń chorej. — To pewnie nic poważnego, na pewno zaraz dadzą sobie spokój i będziemy mogli wrócić do domu.
Skłamał. Nie wiedział, czy wyjdą z tego żywi. Wojskowi, ostatnimi czasy, stali się bardzo nieprzewidywalni w swoich poczynaniach i nikt nie mógł czuć się w pełni bezpiecznym. Ale przecież nie mógł powiedzieć tego matce, lekarz zabronił jej się denerwować.
— Proszę zachować spokój i nie przerywać akcji rządowej. — Barczysty żołnierz mówił do niech przez megafon.
Kazano mieszkańcom kamienicy ustawić się w rzędzie pod ścianą. Kilku umundurowanych przechodziło się przed nimi. Tyle. Nic więcej. Chłopak nie bardzo rozumiał, co chcieli tym osiągnąć.
Dziewczynka, stojąca kilka osób dalej, skuliła się i zaczęła cicho łkać. Ją i kilka innych osób odprowadzono do czarnych busów.
— Dupa, a nie akcja rządowa! — krzyknął, stojący obok chłopaka, staruszek.
CZYTASZ
Marlboro || Yoonseok
Fanfiction"Chcesz się oddać w objęcia śmierci? Droga wolna. Specjalnie dla Ciebie, tak szeroko otwieram ramiona. " «Gdzie Yoongi jest bogiem śmierci, a Hoseok jego światłem, prowadzącym go w ciemnościach.» [ Owoc współpracy z @AdorableAstronaut ] Cover ma...