MISJA 04 - DRUGIE ROZDANIE

1.3K 174 130
                                    

W końcu się doczekaliście ;) Cieszę się, że znalazłam czas, chociaż dzisiaj miałam go wyjątkowo mało. Nie jestem pewna, czy rozdział wyszedł tak, jak bym tego chciała, ale może Wam się spodoba. Liczę oczywiście na szczere opinie i zapraszam na obiecany rozdział "Tożsamości Zabójcy" ^^

"Skoro nie można się cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by pójść naprzód."

Paulo Coelho   

O dziwo Kakashi nie znajdował się w samym epicentrum pustyni. Uzumaki w rzeczywistości zostawił go tuż obok jakiegoś niewielkiego, arabskiego miasteczka. Widocznie nie miał zamiaru pozostawić go na śmierć, pomyślał szarowłosy, mocniej naciągając czarną chustę na twarz. Silne podmuchy wiatru naprawdę były nieprzyjemne w tutejszym klimacie.

Na całe szczęście nie wyróżniał się pośród tłumów ludzi, którzy przemierzali ulice w stronę rynku. Kupcy już zapewne od dobrych paru godzin trwali tam, czekając na nowych nabywców. Kakashi również podążył w tym kierunku. Z doświadczenia wiedział, iż te miejsca były bardzo przydatne w takich sytuacjach.

— Dobrze... bardzo dobrze — szepnął do siebie, już z daleka dostrzegając jakiegoś pilota stojącego obok niewielkiego płatowca.

Pewnie podszedł do mężczyzny, który jako jedyny wyróżniał się swoim ubiorem. Zamiast czerni posiadał brązowy odcień i szala, i spodni. Niemniej Kakashi nie zdawał się tym interesować. Coś innego natomiast zaprzątało jego umysł.

— Dzień dobry — zagadał po arabsku, na co nieznajomy zerknął w jego stronę zdziwiony. — Leci może pan w kierunku...

— Jesteś Amerykaninem — zauważył pilot w tym samym momencie, przechodząc płynnie na angielski. Uśmiechnął się, po czym dodał:

— Słychać po akcencie. I tak, właśnie się składa, że mam zamiar lecieć w stronę najbliższego portu lotniczego Abhy, bo, jak mniemam, chcesz się stąd wyrwać?

Cóż, prawdę mówiąc Kakashi nie był Amerykaninem a Brytyjczykiem, ale w tej chwili nie miało to żadnego znaczenia. 

— To długa historia — odparł po prostu Hatake.

— No to zbieramy się — oświadczył drugi, a następnie podał mu dłoń. — Suigetsu jestem.

— Kakashi.

Szarowłosy, nieświadomy co go czeka, odwzajemnił ten gest.

***

— I jak tam? — wyszeptał Uzumaki, opierając głowę o szybę pociągu. Słuchawka wisząca z prawego ucha w tym momencie również się trochę przechyliła, ale dalej była niewidoczna dla innych pasażerów.

Przez krótką chwilę trwała cisza, potem zaś rozbrzmiał cichy głos:

Nic nie podejrzewa, tak jak mówiłeś.

Kącik ust blondyna nieznacznie drgnął na te słowa.

— Dobra robota, Sui.

Jedenaście godzin wcześniej...

Samolot sprawnie wylądował na pustynnym piasku. Suigetsu zgasił maszynę i ponaglił ruchem głowy blondwłosego mężczyznę, który odpiął nieprzytomnego Kakashiego, a potem wywlókł na zewnątrz.

Nie bawił się przy tym w czułości, wszystko wydawało się być przemyślne i beznamiętne.

— Niedługo się obudzi — oznajmił Naruto, ponownie siadając za pilotem. — Sui... jeszcze raz dzięki.

— Nie ma sprawy, zresztą ty pomogłeś mi wykończyć zabójcę Kiby, pamiętasz?

Chociaż białowłosy nie mógł tego dojrzeć, Uzumaki smutno się uśmiechnął. Wspomnienia martwego przyjaciela zalały jego umysł.

— Tak, misja w Rijadzie, jakbym mógł zapomnieć? To przecież tamtego dnia odszedłeś z agencji.

***

Pociąg gwałtownie stanął, a Naruto wybudził się z tego czujnego snu. Zresztą wcześniejszy, ponad dziewięciogodzinny lot z Arabii Saudyjskiej do Polski, go wykończył. Nie miał jednak możliwości odpocząć, a przynajmniej nie teraz.

Wysiadł więc na stacji Poznań i skierował się w stronę najbliższego hotelu. O ile wiedział, to tutaj urywał się ostatni trop Uchihy. Zdobycie tej informacji też, bądź co bądź, nie było łatwe, w szczególności, iż sam musiał zainfekować komputer szefowej. Nie mógł pakować w to Sakury.

Tsunade wbrew pozorom nie miała zapisanych wytycznych Uchihy w folderze „tajne". Nie, miała za to jedyne zdjęcie, które określało trasę, szybko więc zrozumiał, iż to właśnie namiary na Sasuke, a raczej jego ostatnie pojawienie się wśród żywych.

Problem w tym, że nadal nie posiadał żadnych źródeł na temat tego, jakie zostało mu przydzielone zadanie i czego szukał w Polsce. Ale nawet z brakiem tej wiedzy był świadom jednego — że Uchiha z pewnością odwiedził ich starą znajomą...

Pół godziny później sam stał przy blacie w recepcji odziany w drogi garnitur. 

— Przykro nam, ale pani Kurenai wymeldowała się miesiąc temu — orzekł recepcjonista, kiedy poprosił o zadzwonienie do kobiety. 

Naruto nie drgnęła choćby brew, zachował idealną maskę spokoju.

— Cóż, trudno. Innym razem odwiedzę kuzynkę — stwierdził z udawanym smutkiem. Jedyną oznaką zdenerwowania była zaciśnięta, prawa pięść.

Odwrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia. Już w głowie kalkulując. Miesiąc temu wymeldowała się, chociaż Uzumaki był przekonany, iż brunetka sama mu oznajmiała o wakacyjnych, długich planach. Po ostatnim zleceniu, po którym ledwo wyrwała się z sideł mafijnych, chciała odpocząć.

A jej tutaj nie było... Czyżby o to właśnie chodziło? Miesiąc... Miesiąc temu Uchiha ruszył na misję i zniknął.

Przypadek?

— Tylko co teraz? — zapytał sam siebie, stojąc na środku ulicy i spoglądając w stronę błękitnego nieba. — Gdzie do cholery jesteś, Uchiha?

***

Itachi zmrużył oczy. Właśnie przed chwilą dostał cynka od znajomego i tak jak się spodziewał — Naruto już był w Polsce i rozgrzebywał sprawę. Ale dalej nie był pewien, jakie postępy poczynił. I czy był ostrożny...

Ostrożność, pomyślał, to teraz najważniejsze. Dla wszystkich z nich. Stawka bowiem była bardzo, bardzo wysoka.

— Czemu życie jest takie kruche?

Choć zadał pytanie, nie oczekiwał odpowiedzi.

***

Szmer dobiegający za drzwi sprawił, iż Sasuke natychmiast zagryzł zęby. Już się przygotowywał do dalszej zabawy z napastnikiem. Chociaż słowo „zabawa" nie było tutaj odpowiednie. Prędzej już nadawało się maltretowanie.

W końcu z głuchym echem metalowe wejście rozwarło się, a w mroku stanął postawny mężczyzna. Uchiha teraz nie potrafił dojrzeć cokolwiek przez opuchnięte i zalane krwią powieki. Ale nie musiał. I tak cała sytuacja, jak zwykle, była jasna.

Trzy kroki, nie, poprawka, cztery. Chwila na oddech i cios.

Cios, który nie padł.

Uchiha zmarszczył brwi, czując, że więzy poluźniają się, a czyjeś ciepłe dłonie zatapiają we krwi na licu. Potem spierzchnięte wargi delikatnie muskają te jego.

Brunet odchylił głowę i mocniej wytężył wzrok lewego oka. To było w lepszym stanie.

Zamazane, niebieskie tęczówki wystarczyły mu za każdą odpowiedź.

— Uzumaki, co ty tu, do kurwy nędzy, robisz? — wycharczał z furią.  

Tożsamość Zabójcy || SasuNaru ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz