Na wstępie tylko powiem, że w tej historii Levi jest młody. No i, że witam was wszystkich.
Nareszcie nadszedł ten dzień! - Cieszyłam się jak małe dziecko. No cóż nie na codzień wybiera się korpus do którego chce się należeć. Dopiero co wstałam a już byłam pełna energii.
- Jesteś pewna? - Zapytał Anie. Moja przyjaciółka. Jedna z najlepszych kadetów. Zajęła drugie miejsce z dziesiątki najlepszych. A ja... ja zajęłam dwudzieste. Tak może się wydawać, że jestem słaba ale tak nie jest!
- Co? - Przecież dobrze wie, że to dzisiaj. Wczoraj cieszyła się tak samo jak ja dzisiaj.
- Może lepiej będzie jeśli zostaniesz w... . - Przerwałam jej, dobrze wiem co chciała powiedzieć.
- Nie. Wstąpiłam do korpusu szkoleniowego z jasno określonym celem i zamierzam się go trzymać. - Powiedziałam dumna i pewna siebie. Mam zamiar pójść w ślady ojca. Należał do drużyny kaprala Levi'a. Niestety zmarł rok temu. Ale przynajmniej przyczynił się do poprawy naszej sytuacji. Zabił czternastu tytanów. Jestem z niego dumna i marze by on też był zemnie kiedyś tak dumny jak ja z niego teraz.
- Tak, tak. Dobrze o tym wiem. Ale to niebezpieczne. - Anie próbowała mnie przekonać.
- Tak wiem, powtarzasz mi to codziennie. To, że nie zmieściłam się w pierwszej dziesiątce... . - Urwałam. Może Anie ma jednak racje? Może jestem za słaba i wstępując do zwiadowców podpisze tylko kontrakt ze śmiercią? - Ale, będzie to dla mnie zaszczyt jeśli zginę w obronie ludzkości. A teraz wstawaj! Nie mam zamiaru wiecznie na ciebie czekać. - Powiedziałam i ściągnęłam z niej koc. Trochę to trwało zanim Anie zwlekła się z łóżka i ubrała. Miał piękne długie czarne włosy. I bardzo o nie dbała od kiedy pierwszy raz zobaczył kaprala Levi'a.
- Czemu tak na mnie patrzysz? - Spytała rumieniąc się. Nie odpowiedziałam tylko dalej szłyśmy w stronę stołówki. Gdy tylko tam weszłyśmy odrazu podeszłam do Kaja i Sami.
- Jak się macie? - Spytałam.
- Przez całą noc nie zmrużyłem oka. - Powiedział Kaj ziewając. - Mam ogromny dylemat. Żandarmeria czy stacjonarny. - Tylko ja jedyna z naszej małej paczki nie dostałam się do najlepszej dziesiątki. Nie zdziwię się jeśli jako jedyna wybiorę zwiadowców.
- Nawet nie brałeś pod uwagę korpusu zwiadowczego. - Mówię i wtedy zauważam Anie która stoi bez ruchu i na coś się przygląda. A konkretniej na kogoś. Tym kimś okazał się Kapral Levi. Popija herbatę z tym swoi dziwnym sposobem trzymania filiżanki.
- Co? - Pyta znudzony kapral. Przez chwilę bałam się, że kieruje to pytanie do mnie ale potem zauważyłam, że jego wzrok spoczywa na Anie która nie może się ruszyć. Tą chwile grozy przerwało groźne burczenie w moim brzuchu.
- Zaraz wracam idę do kuchni. - Powiedziałam cicho i wstałam od stołu. Aby dojść do kuchni musiałam przejść obok kaprala. Nie wydawało się to szczególnie trudne ale wiem, że niektórzy się tego boją. Zaczęłam iść przed siebie gdy nagle jego wzrok przeniósł się na mnie. Przyznaję to jest trochę przerażające.
- Co? - Powtórzył. Tym razem pytał mnie. Teraz wiem dlaczego wszyscy się go tak boją. Ale stało się coś dziwnego. Moje nogi same niosły mnie w stronę kuchni. - Zadałem pytanie.
- Niewiem. - Odpowiedziałam i weszłam do sąsiedniego pomieszczenia. Co ja zrobiłam! To chyba była niesubordynacja! Czyżby czekała mnie teraz kara? Ale przecież odpowiedziałam na pytanie. Starając się o tym zapomnieć zrobiłam sobie dwie kanapki z szynką, sałatą i serem. Moje ulubione. Zrobiłam także filiżankę herbaty i wróciłam do stołu. Przez całą drogę czułam na sobie jego spojrzenie. Bardzo chciałam się odwrócić i zapytać go o co chodzi, tak jak to miałam w zwyczaju. Ale tym razem musiałam się powstrzymać.
- Przepraszam Kapralu po prostu zastanawiałam się co tu kapral robi. - Wymamrotała Anie przyciągając jego uwagę. Dziękuje ci dziewczyno!
- Wszyscy powinni tu dzisiaj być. - Odpowiada swoim zwykłym zimnym tonem.
- Nie rozumiem. - Anie jak możesz tego nie rozumieć. To przecież takie proste. Właśnie mnie olśniło. Zaśmiałam się pod nosem dławiąc się prawie kawałkiem mojej pysznej kanapki.
- Niemam teraz czasu. - Powiedział i poszedł do kuchni zapewne odstawić filiżankę. Podobno nasz kapral jest pedantem. To dlatego gdy niema go w pobliżu nazywam go Kapral ponury pedant. Ale to jest tajemnica.
- Ale ja... - Usiadła zrezygnowana obok mnie i zabrała mi moją kanapkę i moją herbatę.
- Ej! To moje! - Krzyknęłam ale nie mogłam już nic zrobić. Zrezygnowana wstałam od stołu i po raz kolejny udałam się do kuchni z pustym już talerzem. W sumie to nie byłam już głodna więc tylko czekałam aż moja herbata się zaparzy.
- Co? - Wyrwało mi się gdy zobaczyłam kaprala który mi się przygląda.
- Jesteś uzależniona od herbaty? - Mimo, że jego głos był śmiertelnie poważny, nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem.
- Oczywiście, że nie. - Powiedziałam dalej przez śmiech. Śmiałam się jeszcze chwile ale przypomniałam sobie z kim rozmawiam. - Znaczy się. Oczywiście, że nie Kapralu pon... Levi. - Usłyszałam cudowny dzwoneczek zwiastujący, że moja herbatka jest gotowa. Zanim zdążył odpowiedzieć ewakuowałam się z kuchni. Usiadłam z powrotem na moje miejsce i zaczęłam powoli pić herbatę, gdy skończyłam wróciłam do kuchni by odnieść filiżankę. On dalej tam był i chyba zabijał mnie wzrokiem.
- Słyszałem pewną plotkę. - Powiedział gdy byłam na progu drzwi. Gwałtownie stałam się cała blada. Popatrzyłam pytająco na kaprala. - Podobno w korpusie szkoleniowym istnieje osoba która wymyśliła dla mnie bardzo ciekawe przezwisko. - Ten kto rozpuścił tę plotkę naprawdę musiał mnie nienawidzić. Cóż wiele osób mnie nielubi ze względu na moje marzenie.
- Błagam o wybaczenie! - Krzyknęłam salutując. Właśnie się przyznałam. Nigdy nie spełnię już moich marzeń. Zostanę teraz zabita i nawet nie pomogę ludzkości. Ale zdarzył się cud bo kapral wyszedł bez słowa z pomieszczenia. Poczekałam chwile i też wyszłam. To był stanowczo zbyt długi poranek.
CZYTASZ
Attack on titan: Jedyna ochotniczka || Levi x OC (zakończone)
FanfictionProste zadanie, wyjechać i wrócić. A przynajmniej tak im się wydaje. Ale co córka byłego zwiadowcy myśli o wyprawach? Że, to krok ku wolności! Osoba która zadrwiła ze śmierci powinna chyba unikać wrażeń. Ale ona jest inna, jest silna, jest wojownicz...