Kitsune zamrugał zdezorientowany. Czarnooki mężczyzna wyszedł bezszelestnie z powozu i zatrzymał się tuż przed nim. Patrzył z góry bez słowa studiując jego najmniejszy ruch. Kitsune przełknął ślinę. Bał się- to jasne, ale jakoś tak... inaczej. Brunet emanował powagą, siłą i... smutkiem, ale jednocześnie melancholią. Nie dało się tego lepiej określić. Był intrygujący, fascynujący. Po prostu inny.
- Masz ładne oczy.- wypalił nagle czerwonowłosy chłopak.
Usłyszał westchnięcie i poczuł lodowate, smukłe palce na ramieniu. Został lekko pociągnięty w górę, więc wstał. Pewnie miał całą czerwoną twarz. Policzki lekko go szczypały wprawiając w zażenowanie, ale starszy nie zwracał na to większej uwagi. A może nie zauważył? Delikatnie, acz stanowczo popchnął Kitsune przed siebie i poprowadził na około powozu. Przeszli obok odciętej kończyny. Już to było wyzwaniem, a im dalej tym tylko gorzej.
Błękitnym oczom ukazał się widok z najprawdziwszego horroru. Dominowała czerwień lśniąca przy mdłym świetle księżyca. Nie była piękna jak głęboka czerwień róż o aksamitnych płatkach albo pomalowane szminką usta ukochanej. Przywodziła na myśl widoki wojny odbite w paciorkowatych oczach kruków krążących nad pobojowiskiem i z lubością zatapiających swe ostre, czarne dzioby w truchłach pozostawionych w pośpiechu poległych, takich, o których nikt nie pamiętał. Odrażająca ciecz znajdowała się dosłownie wszędzie- na drzwiach i szybach powozu, na ziemi, na drodze, na trawie i na powyginanych nienaturalnie, w większości niekompletnych ciałach ludzi i zwierząt.
Zwłoki strażników- jednych z najlepiej wyszkolonych ludzi lorda feudalnego, leżały zrzucone na stos przy strzelistym drzewie. Nie znał ich zbyt dobrze. Nie przypominał sobie niektórych twarzy wykrzywionych w agonalnym jęku. Nie pamiętał imion. Byli jak zamazane wspomnienia, bezimienni, obojętnie mijani ludzie w tłumie. A polegli w jego obronie... Na darmo.
Obok rzucono konie z rozszarpanymi brzuchami i podciętymi gardłami. Piękne, szlachetne wierzchowce. Czym zasłużyły na taki los? Zwykle złodzieje kradną konie zamiast je zabijać. Kolejny dowód na "niezwykłość" porywaczy. Rozlewające się wnętrzności tworzyły galaretkowatą zawiesinę. Otwarte oczy zastygły w przerażeniu, kości przebiły się przez skórę w niektórych miejscach. Nie potrafił na to patrzeć. Masakra była godna dzikiej, rozszalałej bestii, a nie człowieka. Nawet najbardziej bezdusznego i okrutnego. Nie wiedział co myśleć. Nie potrafił wyobrazić sobie co czuje demon w ludzkim przebraniu. Czy on w okóle coś czuje? Pewnie nie...
Łzy stanęły Kitsune w oczach, w głowie zakręciło się jak na karuzeli, nogi zmiękły. Zatoczył się do tyłu tracąc równowagę. Upadł... Nie. Silny chwyt utrzymał go w pionie. Te same ręce, które wcześniej mordowały niewinnych ludzi, którzy tylko wykonywali swoją pracę, objęły Kitsune w talii i przytrzymały gdy zawartość jego żołądka z chlupotem wylądował za krzakiem. Przetarł usta wierzchem dłoni i skrzywił się. Goszki, cierpki i obrzydliwy smak pozostały w ustach przyprawiał o nudności.
- W porządku?- zapytał beznamiętnie brunet.
W czarnookim mężczyźnie nie było ani grama emocji. Zachowywał się, mówił, patrzył tak... pusto.
Kitsune nie odpowiedział. Wyprostował się i odsunął patrząc dosłownie przez sekundę wprost w smoliste oczy. Czuł, że więcej nie wytrzyma.
- Chciałeś mówić, więc mów. Teraz, tutaj. Słucham.- powiedział powoli z trudem przeciskając kolejne słowa przez zciśnięte strachem i powstrzymywanym płaczem gardło.
- Nie rób scen, dzieciaku. Bo wiesz...Jesteś nam potrzebny żywy, ale nie koniecznie w jednym kawałku. Szef się chyba nie wścieknie jak zabraknie ręki czy dwóch... Co nie, Itachi?- wysoki, niebieskoskóry mężczyzna wyszedł zza stosu trupów.
Uśmiechał się szeroko. Miał ostre, szpiczaste zęby jak u rekina, a jego ciało pokrywała łuska. Na plecach nosił szeroki miecz owinięty ciasno w bandarz. Granatowe włosy sterczały na wszystkie strony. Płaszcz identyczny z tym bruneta pobrudziła świeża krew kapiąca gdzie-niegdzie na ziemię. Maleńkie, żółte źrenice wpatrywały się w Kitsune z wyraźnym głodem. Chłopak zaczynał wątpić czy to Itachi był demonem, bo jeśli tak to bardzo łagodnym.
- J-ja... J-ja... J-j-ja...- cofnął się przerażony. Nawet nie wiedział, że może się jeszcze bardziej bać. Najwyraźniej mógł.
Itachi zatrzymał go i spojrzał wciąż bez wyrazu na rekinowatego.
- Myślę, że szef będzie miał coś przeciwko, Kisame. Mamy proste rozkazy, więc się ich trzymamy. Jasne? Dość się "zabawiłeś" jak na jeden raz.
Księżyc zakryła grafitowa, kłębiasta chmura. Zapach mokrej przyrody zmieszany z metalicznym odorem posoki uporczywie wdzierał się do nozdrzy.
CZYTASZ
Archowum |ᴏʀɪɢɪɴᴀʟ sᴛᴏʀɪᴇs| ✓
Fanfic"Porzuciłam go, zapomniałam... Nie miałam siły [...] Teraz wszystko w rękach Archowum." Zbiór niedokończonych, a jednak wartych pamiętania opowieści. 🅿︎🅸︎🆂︎🅰︎🅽︎🅴︎: 2017-2018?