Siedziałam świtem wpatrzona w rozświetlony horyzont. Może dziś, czy za rok... Co za różnica. Nie zmieni to nic. Zamykam powieki. Czuję, jak chłodny wiatr tańczy wśród włosów, które delikatnie okalają moją twarz. Dobrze jest wyrwać się z galopu tłumu zmierzającego ku rutynowemu celowi. Nikt nigdy nie dostrzega całego piękna małych rzeczy otaczających nas na co dzień. Dobrze mi tak. Każdy potrzebuje chwili dla siebie, stworzonej tylko i wyłącznie pod ciebie. To tak rzadkie trofeum, a tak istotne dla ludzkiej sprawy. Wyjątkowe jak każdy z osobna. Teraz zajmie mi ono tylko wieczność polegającą na ciągłej tułaczce po świecie. Zostanę niezauważona. Zatańczę wśród gwiazd. Może odbije się na tle pełni pewnej świetlistej nocy. Ale to nadal tylko ulotna chwila. Cisza. Spokój. Piętrzą się chmury nad niknącym słońcem. Okala je teraz delikatna fala złotych i pomarańczowych błysków. Niczym światła na tamtej pamiętnej imprezie. Nic się nie dzieje. Wiatr dalej utrzymuje się wśród włosów. Wszystko jakby stoi. Nie słychać zgiełku, klaksonów i pisku opon. Brak plotek i gniewnych wyzwisk. Nic nie znacze dla świata. Pozostaję bezimienna. Nie wiem, jak do tego doszło, ale teraz już niczego nie cofnę. Dziwnie tak być samą w środku wielkiego świata. Wszystko czuć, tak jak zawsze było. Tylko... Nie do końca... Wszystko widzę, słyszę, czuję - u was pustka dominuje. Zgiełk i huk, hałas co chwila. Nie mam pojęcia, jak ludzie mogli to kiedykolwiek znosić. Przecież to codzienność - rutyna. Nie do końca. Wpatrywałam się teraz w zachód. Pierwszy raz go widzę z takiej perspektywy. Niedługo wszystko zamilknie. Światła błysną na ulicach. Nastanie cisza nocna, a później... Później będzie świt i rozpocznie się bieganina od nowa. Jeden do pracy. Drugi do szkoły. Trzeci ma do załatwienia jakieś ważne sprawy. Czwarty - delegacja. Piąty - wykład. Szósty nadal nadrabia zaległości. Każdy się gdzieś śpieszy. Wolniej.
Czasu jest mało. Wiem o tym dobrze. Proszę więc tylko zatrzymajcie się chociaż raz. Spójrzcie na te niknące promienie. Wspomnijcie chwilę, którą chcieliście zachować na dłużej. Taką, która mogłaby dla was trwać zawsze. Może to osoba? Wtedy zachód może przywołać łzy. Nikt ich nie chcę, ale czasami każdy potrzebuje ukazać swoje słabości. Robiło się ciemniej z minuty na minutę. To jednak był ktoś, tak? Zniknął tak nagle jak się pojawił, czy może widziałeś niknącą gwiazdę na co dzień? Miłość. To trudne dla każdego... Zwłaszcza ta prawdziwa trwająca lata. Nie, nie do końca... Nic nie ma terminu ważności i wytycznych. Mogła być prawdziwa, a trwać miesiące, może mniej... Różnie bywa. Chłodniejszy powiew powietrza wywołał u mnie delikatny dreszcz. Pamiętam to jakby stało się przed sekundą. Świat się zatrzymał. Pisk opon. Krzyk przerażonej kobiety. Krew... Była wszędzie. Panika, tak to chyba czułam w tamtym momencie. Tego akurat pewna nie jestem. Chwila nieuwagi wystarczyła...
Gwiazda zniknęła za horyzontem ciągnąc za sobą ciemny płaszcz. Wiatr ustał. Dalej siedziałam w miejscu. W dłoni obracałam wisiorek. Miał kształt łabędzia. Pięknego dorosłego osobnika. Dlaczego akurat on? Zawsze wierzyłam, że nawet będąc najgorszym materiałem na cokolwiek można coś osiągnąć. Brzydkie kaczątko, małe, szare i niepozorne. Jednak później, gdy dorosło było kimś. Pokazało swoje prawdziwe oblicze. Dlatego akurat zawieszka ma kształt łabędzia. Zwykła symbolika. Niekiedy boli... Wchodzisz do pomieszczenia tak jak zawsze. Nic się nie zmieniło, jednak jest puste. Dziwne, skoro wszystko znajduję się tam gdzie zawsze. Czy zawsze musi chodzić o przedmiot? Tym razem człowiek... Pamiętasz, gdy się wspólnie razem śmialiście siedząc na podłodze? Może nawet słyszysz ten śmiech, widzisz uśmiech, a nawet żywe oczy. Brakuje Ci tego? Jak każdemu. Wtedy zawsze się robi coś nad czym się zbytnio nie myśli. Tylko proszę pomyśl nim zrobisz to ponownie... My nadal czujemy.
My - bezimienni tego świata zakopani w ciemnych dołach. Obiecaliśmy pozostać. Stoję wysoko nad miastem i obserwuj]ę, jak cichnie. Nie mam skrzydeł. Na nie żaden z nas nie zasłużył. Krążymy tylko i widzimy was z oddali. Mimo wszystko będziemy milczeć na co dzień. Możesz nas spotkać na każdym kroku. Pod jednym warunkiem. Musiałeś nas znać. Teraz na to za późno. Przyjaźnie zerwane, znajomi dalej żyją jak dawniej. Miłości toną w głębinach szarej rzeczywistości. Słowa więzną w gardłach. Łzy płyną na samą wzmiankę, którą z nami kojarzysz w najmniejszym stopniu. Poznałam kiedyś takiego jednego. Wpadłam przypadkiem na jego bezimiennego. Widział go wszędzie, ciągle doszukując się małego kruczka, który wskazałby na błąd i powrót mężczyzny. Prawda była przykra i brutalna. Lecz my nie mamy na to wpływu. Nie mam pojęcia czy to dobrze. Tamten ciemnowłosy starał się jak mógł. Łamał wszystkie zasady naszych, by tylko jego blondyn pozostał sobą. Oczywiście, wszyscy milczeli i nikt nie powiadomił o tym stróża. Każdy wie, że bywa różnie. Łagodnie i szybko, gorzej jest w momencie długiego odejścia. To wywołuje ból samym nieosiągalnym szczęśliwym zakończeniem. Widziałam ich obu z jednym rozmawiałam. Dwa różne światy jeden wrażliwy - to ten blondyn. Ciemnooki bardziej skryty z emocjami, ale nie był ich pozbawiony tak, jak wszyscy uważali. Zwyczajnie trzymał je pod kluczem dla siebie. Odkrycie jego koszmarów mogłoby wywołać u innych współczucie jego losom. On tego nie zanosił. Litowania się nad nim. Pomocy od kogokolwiek. Nie był nigdy przyzwyczajony do tego. Za to pewnego razu pewien anioł uchylił jego wrota i poznał tajemnicę. Od tamtego czasu bezimienny nie dopuszczał do siebie myśli o krzywdzie blondyna. Teraz sam się obwinia ze względu na obietnicę. "Będę Cię chronił i nie zostawię Cię nigdy samego"- obecnie rozpacza przez to nie odstępując ukochanego na krok. Mimo wszelkich starań on go nie zauważa. Żyje marą przeszłości. Cieniem jego dawnego śmiechu po środku pomieszczenia, w którym lubił eksperymentować.
Linia może być prosta lub krzywa. Ta druga występuje częściej. Zaczęło padać. To nasze smutki i łzy spadają na świat. Mało kto nas pamięta. Nikt nie wie, że też coś czujemy. Nawet nie próbuje w to uwierzyć. Nas zwyczajnie już nie ma. Według większości nic nie widzimy, nie czujemy, nie słyszymy. To nie tak... U nas wszystko w porządku. Nie musicie się o nas zamartwiać w snach, nawet jeśli złamiemy pewnego dnia zasadę i wkroczymy do nich, by was znów spotkać. Zapytać, jak się czujecie. Robimy to, lecz nie zawsze pamiętacie. Jesteśmy lżejsi niż biała kartka papieru, którą zapełniamy za życia. Tylko, czy po wszystkim można wylać zwyczajnie tonę korektora, by wymazać nas z waszych wspomnień? Wielu z bezimiennych by tak chciało. Niestety nie wiemy jak. Przykro nam. Nasze dusze nie są w stanie pomóc waszym. Skończcie cierpieć po wszystkim. Razem z nami. Tylko nie róbcie głupstw. Zadając sobie ból nie pozbędziecie się tego wszystkiego, co was trapi. Będziecie to pamiętać zawsze. Nawet gdy wstąpcie w nasze szeregi. Wtedy też będziecie już tylko bezimienni, ale reszta z wami zostanie na wieki.
Odrzucam na plecy ciemne kosmyki włosów tańcząc na lince rozwieszonej między budynkami. Naszą sceną miasto nocą, scenografią blask księżyca. Chyba wiem, gdzie to się zdarzyło. Tutaj w dole. Tu porwano moją zapełnioną kartkę w strzępy. Nie zawsze trzeba zawinić, by stać się jednym z nas. Czasami zwyczajnie nie mamy siły walczyć i zaciągają nas siłą w swoje szeregi cieni. Jeśli kiedyś zobaczysz cień ludzki na tle księżyca, to może być ktoś z nas zapomnianych i zmuszanych do milczenia. Naprawdę często tak bywa, że chcemy, lecz wtedy pojawia się stróż i jedne co nam dane, to patrzeć, słuchać i zachować milczenie, czekając na powolny upadek naszych układanek naszpikowanych wspomnieniami, które runą niczym jenga, gdy wspomną nas po raz ostatni próbując zapomnieć o świecie.
Co by było, gdyby jednak z krtani jednego z nas wyrwał się krzyk lub łzawe błaganie o wasz rozsądek? Wtedy nikniemy, gdy stróż nas namierzy. Nie pozwoli wypełnić pustki kolejnym wschodem u waszego boku. Pozbawi nas wszystkiego i zamknie na zawsze w naszym domu, w którym nasz zachód oznacza dla was nowy dzień, a z nim wiele możliwości. My ich już nie mamy, dlatego tylko nocą niekiedy się stamtąd wymykamy, jeśli nas zamkną. Są też tacy, którzy się boją patrzeć, do czego doprowadziła was pustka po jednym z naszych szeregów. Nigdy nie chcieliśmy waszego upadku i wiecie, że wywołuje ono w nas prawdziwe cierpienie. Tylko nie zdajecie sobie sprawy, że nadal tu jesteśmy. Przecież nas nie ma... Nic nie czujemy, nie słyszymy. Po prostu nie istniejemy.
Niebawem świta, lecz do szeregów dołączyło kilku nowych. Nikt z nas nie chcę tam wracać. Wolimy być z wami, byście nas czuli. Dotyk, zapach, smak, spojrzenie... Może byście dostrzegli kogoś żywego wśród tych fotografii. Szeroko otwarte oczy i uśmiech. Wspomnijcie czasem też nasz sen. Wtedy jesteśmy z wami, gdy tylko możemy. Nie wierzycie? Tam w tym ogromnym domu są teraz obaj. Niski i wysoki. Ten pierwszy jeden z bezimiennych gładzi obecnego w świecie po głowie, tak jak robił, gdy wszystko było jak dawniej. Cały czas czuwa. Nigdy go nie opuścił. Złamał wszystkie zakazy i nakazy stróża dla niego, gdy ten powoli upadał śniąc o przeszłości, która obecnie była tak strasznie odległa, mimo że nie minęło pół roku. To przez światła tej imprezy, jeden numer i... I jego zapach... Nie było to wcale tak dawno... Dwa lata temu w LA... Teraz codziennie słyszy pisk maszyn, charakterystyczna biel majaczy mu przed oczami, a słowa wypowiedziane szeptem: "Przykro nam. Robiliśmy co w naszej mocy. Nic więcej nie mogliśmy zrobić." - odwiedzały go regularnie z losowymi wspomnieniami. Tych dobrych i tych złych dni, które prowadziły anioła do upadku na oczach ciemnowłosego bezimiennego. Nie mógł już nic zrobić. Niebawem będą razem przez skrócony żywot blondyna w kałuży krwi wśród koszul jego bezimiennego. Z cichym wspomnieniem dwóch słów zwykłej piosenki: "Stayin' Alive", które zignoruje chcą uśmierzyć największy ból - brak bezimiennego.
CZYTASZ
Bezimienni | One Shot
Short StoryJest nas pełno i nigdy nie ubędzie. U nas jest dobrze. Nie musisz się o nas zamartwiać. Pamiętaj, że obiecaliśmy nigdy was nie zostawiać i właśnie to teraz robimy. Staramy się zapobiec upadkowi naszych aniołów.