//niesprawdzony//
PIERRE-AUGUSTE
― Renault, podaj mi tamten pędzel, proszę.
― Nazywa się Renoir, idioto. Mógłbyś wreszcie przestać żartować z mojego nazwisko, Money.
― Nazywam się Monet, idioto. Mógłbyś wreszcie podać mi ten pędzel, Renault.
― Proszę bardzo, Cloud.
― Claude.
― Nadal brzmi głupio, Chmurko Pieniążku.
― Przestańcie, na litość boską ― syknął Alfred Sisley, w skupieniu przenosząc widok smukłego drzewa na swoje płótno. ― Nie chodzimy na plenery, żeby śmiać się ze swoich nazwisk.
― Możemy to równie dobrze czynić nie na wolnym powietrzu ― uzupełnił Camille Pissarro, stojący obok. Edouard Manet uśmiechnął się lekko, patrząc na resztę z pewnym politowaniem.
Pierre-Auguste Renoir zagryzł policzki od środka i wrócił do swojego stanowiska. Wraz z przyjaciółmi, jak zwykle popołudniami, gdy sprzyjała pogoda oraz ilość nauki, wybrali się do ich ulubionego zakątka na terenie Szkoły Barw - ogrodu. Potrafili spędzać całe dnie na skraju małego lasku pielęgnowanego przez profesora Durera, próbując oddać najlepiej, jak potrafili, liście, gałęzie, niebo i upartą, bystrą rzeczkę płynącą tuż obok. Jednak Pierre-Auguste, w przeciwieństwie do reszty impresjonistów - tak bowiem Claude nazwał ich grupkę, by zakpić z krytyka uważającego słowo impresja za obelgę - wolał malować ludzi niż naturę, a jeśli już naturę, to raczej martwą. Wobec tego pilnie obserwował przyjaciół przy pracy, kradnąc detale ich wyglądu i umieszczając na płótnie.
Teraz koncentrował się na jedynej dziewczynie w ich grupie, Berthe Morisot. Betty, jak ją nazywali, rozumiała doskonale Pierre-Auguste'a, także preferując portrety. Próbował oddać jej elegancję i nieśmiałość, chciał, by na obrazie dało się wyraźnie zauważyć rozwagę, inteligencję oraz cierpliwość dziewczyny. Można by pomyśleć, że jedyna pośród impresjonistów będzie wybijać się przebojowym charakterem, jak czyniło to wiele skandalizujących uczennic Domu, z Fridą Kahlo, Yayoi Kusamą i Tamarą Łempicką na czele, lecz właściwie stanowiła ich przeciwieństwo. Rzadko się odzywała, lecz gdy miała już coś do powiedzenia, jej słowa zawsze zdawały się bardzo dokładnie wyważone, odmierzone na wadze, stanowcze, ale nigdy nie za mocne. Sama Berthe popatrywała ukradkiem na Edouarda Maneta, przyglądającemu się z kolei reszcie rozmawiających przyjaciół - Claude'owi, Camille'owi i Alfredowi.
― Jak oceniasz ostatni wykład Delacroix?
― Nadal lepiej niż twój obraz, Alf, szczerze mówiąc. Stać go na więcej, ale podobała mi się ta lekcja.
― Nie rozumiem, co masz do moich obrazów.
― Też stać cię na coś lepszego.
― Nie przesadzajmy, Alfie robi ogromne postępy w tym roku ― próbował załagodzić sytuację jak zawsze pokojowy Camille. ― Zresztą, moim zdaniem, ostatnie rysunki, które oddał u Gentileschi, były fenomenalne.
Sisley spojrzał z wdzięcznością na przyjaciela.
― Dzięki, Piz. Twoje też niczego sobie, zupełnie niczego sobie.
― Technicznie robi postępy, przyznaję ― zgodził się powoli Claude ― ale ciągle czegoś mi w tym brakuje, takiej... wiecie, esencji impresjonizmu. Spontaniczności widoku.
― Nie oszukujmy się, Money, twoim zdaniem są po prostu za mało rozmazane! ― zawołał Renoir, śmiejąc się w stronę swojego hipisowskiego przyjaciela.
CZYTASZ
Kolekcja kilku sztuk
Historia CortaNic nie może być zwyczajne, gdy znajdujesz się w szkole dla artystów, w liceum plastycznym z internatem, a Twoimi kolegami i koleżankami z klasy są najsłynniejsi twórcy ostatnich dwóch wieków, zaś uczą cię dawni mistrzowie. Nic nie może być spo...