23.09.2017r.
Dla alexice96
Yuri Katsuki był tancerzem w saloonie "Uśmiechnięta Czacha Bawołu". Tancerzem w małej, zapomnianej przez świat mieścinie gdzieś na zachodzie. Mieścina to było właściwie nie do końca dopasowane słowo, bo składało się to to z kilku drewnianych domów ustawionych po dwóch stronach jednej szerokiej drogi, która prowadziła, gdy stało się a okolicy jej połowy, twarzą do niej - w lewą stronę w świat i w prawą stronę... Na pewną śmierć.
Co oznaczała w takim małym miejscu praca Yuriego? Że tańczył, śpiewał, gotował i roznosił alkohole, a gdy ktoś wszczynał burdę - władowywał w niego na raz cały magazynek pistoletu.
Czasami przybywali ludzie z daleka, raczej konno, do tego miejsca raz na sto lat komuś się chciało sprowadzać dyliżansem. Gdy przybywali lubili wypić, zjeść dobre mięso i popatrzeć jak Yuri tańczy. Zawsze zostawiali garści złotych monet, których mimo wielkości "miasteczka" i ilości żyjących tam ludzi zawsze na coś brakowało, a przynajmniej dość często. Głównie dlatego Yuri żył raczej skromnie.
Nawet bardzo.
***
Mężczyzna ze srebrnymi włosami wszedł do saloonu. Wyglądał na bardzo pewnego siebie. Oczy mu płonęły wewnętrznym światłem. Jakby, co najmniej, upolował dużego bizona czy świeżo wykończył kolejkę pięciu kufli pod rząd. Miał na sobie zakurzone ubranie, w kilku miejscach postrzępione, a u pasa dwa rewolwery. Podszedł do ładu i zdjął kapelusz.
- Jest tu kto?
Było wcześnie. Nawet stali bywalcy miasteczka jeszcze nie przyszli. Yuri zbiegł po stopniach do sali w częściowym negliżu, z rozchełstaną koszulą, której rękawy wieńczyła koronka. Błękitne spodnie idealnie opinały jego tyłek, a schody i podłoga trzeszczały przy każdym lekkim kroku.
- Jest pan wcześnie, kowboju - powiedział, wślizgując się za ladę zręcznie.
- Piwa - mruknął mężczyzna, patrząc na Yuriego z uwagą i dużym zainteresowaniem. Przełknął ciężko ślinę gdy mężczyzna nachylił się, eksponując tym samym świetny tyłek, aby odbezpieczyć nową beczkę piwa.
Srebrnowłosy zamrugał, chwilę wracając do świadomości, gdy kufel z trzaskiem stawianego na lądzie szkła wylądował przy jego ręce.
Jeszcze długą chwilę patrzył na nagą pierś, gdy Yuri zapinał koszulę na guziki, od kołnierzyka w dół. Był smukłym, przystojnym mężczyzną o pięknych brązowych oczach i pociągającej postaci.
Srebrnowłosy kowboj był ścigany. Listem gończym. I zatrzymywał się tylko w bardzo małych miejscowościach. Od dawna nikt nie wzbudził w nim zainteresowania takiego jak obcy mężczyzna, którego imienia nie znał, a który w ciągu następnych trzech godzin podawał mu pełny kufel jeszcze pięć razy. Miał dobre jasne piwo, ale nie taki syf i siuśki jak inni. To był prawdziwy porządny napitek za który opłacało się zapłacić.
-Skąd przybywasz, kowboju?
- Z daleka - powiedział powoli, uśmiechając się słodko. - A ty? Mieszkasz tu od zawsze czy przybyłeś, Aniołku?
- Mieszkam od zawsze - odparł poważnie. - I pilnuję żeby tacy jak ty mieli gdzie umoczyć mordę - dodał lekko.
Przybysz uśmiechnął się nieznacznie, naprawdę go to rozbawiło.
- Jestem Vic...
- ...tor Nikiforov - zakończył spokojnie brunet. - Jeśli zaczniesz tu burdę, odstrzelę cię. Ale jak będziesz grzeczny i zapłacisz przed wyjazdem za wszystko co wypiłeś, rozejdziemy się w zgodzie, jakby cię tu nie było.
CZYTASZ
Łyżwiarski Światek 2
Fanficw pierwszej części zaczęło mi się trochę ciężko dodawać z telefonu. Praca bierze udział w konkursie literackim "Splątane Nici"