szesnasta kropla

2.5K 215 144
                                    

Wrzesień upływa szybko, nim się orientuję, jest już październik. Dynie w ogrodzie Hagrida pęcznieją, a liście przyjmują jesienne barwy. Uczniowie coraz mniej czasu spędzają na błoniach, zniechęceni przez coraz częstsze ulewy i niskie temperatury.

Życie w Hogwarcie niezmiennie upływa szybciej, niżby się chciało. Praca domowa za pracą domową, w każdy wieczór coś się dzieje, nie ma czasu na odpoczynek. W szczególności ja nie mogę złapać wolnej chwili.

Spotkania Gwardii przynoszą dziką satysfakcję, gdy widzę coraz więcej młodszych Ślizgonów idących śladem Pansy i Malfoya. To już normalne widzieć węza walczącego ramię w ramię z borsukiem. Nie odbywa się bez zgrzytów, wyzwisk i niekontrolowanych pojedynków, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Hogwart się jednoczy. Powoli, maleńkimi kroczkami, cały czas do przodu.

Na lekcjach ze Snape'em wałkujemy dziwne tarcze. Po co komu specjalna tarcza na zaklęcia z żywiołu ognia? Nie można stworzyć jednej, uniwersalnej? Snape spojrzał na mnie jak na robaka, gdy ośmieliłem się wyrazić własne zdanie.

Jest dobrze, jeśli mogę tak to nazwać. W końcu to lekcje ze Snape'em! W niedziele! Dobrze pod tym względem, że naprawdę czegoś się uczę, a z tyłu głowy czasami pojawia się cieniutki głosik, że nie chcę mieć Snape'a za wroga. Z tyloma zaklęciami ofensywnymi i defensywnymi nie mam żadnych szans.

O dziwo zaklęcie niewerbalne stają się coraz łatwiejsze, niestety zaczynają ich wymagać również na zwyczajnych lekcjach. Czy to przy transmutacji królika w cylinder, czy napełnienia kubka wodą – wypowiadanie formułek zaklęć na głos jest kategorycznie zakazane.

Moody z kolei szaleje na punkcie mojej sprawności fizycznej. Przez niego i chorobliwy strach, że potknę się w trakcie bitwy o własne sznurówki, doprowadziły do tego, że codziennie muszę biegać wokół boiska do quidditcha. Ma to też swoje pozytywne strony – Malfoy wie, gdzie mnie szukać rano i często korzysta z tej wiedzy. Czasami po prostu siedzi na trybunach, zrzędząc, że mam słabą kondycję albo namawiając mnie do ściągnięcia koszulki i bokserek przy okazji też. Innym razem biega razem ze mną, co zdarza się niezwykle rzadko.

Nasze relacje – moje i Malfoya – w dalszym ciągu pozostają nieokreślone. Całujemy się, przytulamy, rozmawiamy i wyzywamy, okazyjnie bijemy na korytarzach Hogwartu. Obaj wiemy, że potrzebujemy siebie wzajemnie, ale nie przyznamy tego. Przynajmniej ja nie. Boję się stracić to oparcie, które pozwala przetrwać cały ten chaos.

Właśnie. Chaos. Cholerny Voldemort i jego popierdoleni śmierciożercy.

Ataki zdarzają się praktycznie co tydzień. Bez żadnego ostrzeżenia czy wzorca po prostu zrównuje wioski z ziemi, paląc doszczętnie i grzebiąc trupy w popiołach.

Każdy mugolak w szkole chodzi poddenerwowany i rano rzuca się na Proroka, szukając wiadomości o rodzicach czy mugolskiej rodzinie.

W dodatku niepokój potęgują dziwne zniknięcia ważnych ludzi (lub ich tajemnicze zgony). Żyjemy z klapkami na oczach. Chociaż Knot przyznał się do błędu i powrót Voldemorta jest faktem, to nikt nic z tym nie robi. Zakon Feniksa może tylko werbować członków, szkolić ich i walczyć, jeśli dostaną cynk o ataku szaleńca.

Niezawodnym źródłem jestem ja. Coraz częściej budzę się w środku nocy z krwawiącą i obolałą blizną, by lecieć do Dumbledore'a. Mówię wtedy, że zginął ten i ten, a tamten był torturowany, z kolei ta wioska będzie zaatakowana. Niestety Voldemort rzadko zdradza mi swoje plany w snach, więc Zakon jest zmuszony działać po omacku.

Wzdycham i zerkam na Hermionę, która ze zmarszczonymi brwiami czyta Proroka Wieczornego.

– Chce coś przez to osiągnąć... – mruczy i upija łyk herbaty.

Krwawy Szlak Uczuć ||DRARRY||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz