Hogwart wita mnie ponurą pogodą, nauczyciele stosem testów. Z westchnieniem przeciągam się, z całej siły usiłując nie ziewać, co jest naprawdę trudne. Trelowney właśnie opowiada niestworzone historie o symbolice każdego cholernego liścia każdej cholernej rośliny, a ja mam ochotę walić głową w ławkę. Zamiast tego kładę ją delikatnie i wpatruję się w szklaną kulę, w środku której wiruje mleczna mgła. Wydaje mi się, że widzę tam kogoś wysokiego z wodnistymi oczami patrzącymi prosto na mnie z udręką, widzę krzyczącego Malfoya; jego ręka drży, gdy trzyma różdżkę wyciągniętą i wycelowaną widocznie w kogoś. Z oparów mgły wyjawiają się czerwone oczy błyszczące niczym rubiny. Śliska skóra węża oplata czyjeś szerokie ramiona, trupia ręka wciąga Tonks pod wodę, widzę tylko błysk różu, po czym znika w odmętach zielonej wody.
Mrugam i podnoszę się gwałtownie.
– Co jest? – półgębkiem szepcze do mnie Ron.
– Wydawało mi się... – zaczynam, ale opamiętuję się w połowie zdania. Przecież to niedorzeczne, żebym cokolwiek tam zobaczył. – Zresztą nieważne. Chyba mam omamy przez tę senność.
– Rozumiem cię, stary. Mam dokładnie tak samo.
Po wróżbiarstwie kierujemy się na eliksiry, które upływają dość spokojnie. Snape odebrał mi tylko pięć punktów za źle pokrojone korzonki mandragory i spędza większość czasu przy biurku, zawzięcie coś notując. Tylko podnosi głowę i przygląda się pracującym uczniom spojrzeniem, którego nie powstydziłby się sam bazyliszek.
Wracam do uważnego mieszania eliksiru. Niestety jego barwa jest zbyt ciemna i raczej już nic nie uratuję, ale może załapię się przynajmniej na Zadowalający.
– Ej, Potter! – Odwracam się do tyłu, słysząc głos Malfoya.
– Chcesz czegoś konkretnego czy jak zwykle zawracasz dupę, bo się nudzisz? – syczę i z obawą zerkam na Snape'a, ale na szczęście dalej coś pisze.
– Zgadnij.
Zaniepokojony zerkam na swój bulgoczący kociołek, ale barwa eliksiru nie zmieniła się, czyli nie wrzucił tam jakiegoś składnika. O co mu chodzi?
Postanawiam go zignorować, ale teraz nie potrafię skupić się na pracy. Może to właśnie było jego celem?
– Potter! – Ponownie rozlega się jego głos. – Boisz się mnie?
– Jeszcze czego, Malfoy. – O co mu chodzi z tymi głupimi pytaniami?
Już więcej nic nie mówi na lekcji, za to szturcha mnie ramieniem, gdy wszyscy wychodzą z klasy. Mrożę go wzrokiem, na co tylko uśmiecha się drwiąco.
– Nie przejmuj się nim – próbuje pocieszyć mnie Hermiona. Uśmiecham się tylko do niej i przyśpieszam kroku, czując burczenie w brzuchu.
– Na poprawę malfoyowego humoru najlepsze są zapiekanki. – Ron podaje mi gorący półmisek.
W trakcie posiłku dostaję informację, że mam stawić się w gabinecie dyrektora. Czyżby chodziło o horkruksy?
– Czego może chcieć? – pyta zaintrygowany Ron.
– Nie mam pojęcia – odpowiadam, przeklinając obietnicę złożoną Dumbledore'owi. – Nie napisał.
– Może chodzi o twoje treningi – dedukuje Hermiona. Grzebie widelcem w talerzu, robiąc z jedzenia papkę.
– Coś się stało? – dopytuję się. Nie wygląda za dobrze. Gdy słyszy moje pytanie, wbija widelec z całej siły w drewniany stół.
– To takie frustrujące! – Marszczy brwi.

CZYTASZ
Krwawy Szlak Uczuć ||DRARRY||
FanfictionHarry spotyka Draco przypadkiem, na hałaśliwej, mugolskiej ulicy. Każdy z nich nosi swoje demony, ale razem potrafią zapomnieć, wśród deszczu, pocałunków i słodkiej czekolady odkrywają, że to drugi człowiek jest w życiu najważniejszy. Ostrzeżenia:...