LI

410 47 11
                                    

- Hej, co się dzieje? - pytał Taehyung raz po raz chłopaka drżącego w jego ramionach. - Dlaczego tu przyszedłeś? Jinnie, proszę cię, powiedz coś.

Ale młodszy tylko wtulał się w niego, łkając i nie mogąc wypowiedzieć ani słowa. Tae więc westchnął i zaczął gładzić dłonią jego plecy, kark i włosy, chcąc go uspokoić. Złapał go mocniej i zaczął kiwać się z nim na boki jak z małym dzieckiem.

- Ćśś, już dobrze, spokojnie - mruczał mu do ucha, nie przestając się z nim bujać, a chłopak powoli przestawał dygotać.

- Idź stąd, proszę - powiedział w końcu Jin, odpychając od siebie Taehyunga. - Idź stąd. Zostaw mnie.

- Ale...

- Idź stąd. Uciekaj - mamrotał Seokjin, próbując się odsunąć, jednak za sobą miał już tylko ścianę. - On cię znajdzie, uciekaj.

- Kto mnie znajdzie? - zapytał Tae, biorąc zapłakaną twarz chłopaka w dłonie. - Jinnie, co się dzieje?

- Proszę cię...

- Nie pójdę nigdzie bez ciebie - odparł stanowczo, choć nadal łagodnie Taehyung. - Co się dzieje? Kto ci to zrobił?

Jin skulił się jeszcze bardziej, gdy dłoń starszego dotknęła jego poranionego przedramienia. Próbował zebrać się w sobie, jednak to niewiele dawało. W końcu przełknął ślinę i drżącym głosem powiedział:

- M-mój ojciec.

Taehyung niemal zachłysnął się powietrzem, gdy to usłyszał. Natychmiast przyciągnął do siebie młodszego z powrotem, chowając go w swoich ramionach. Domyślał się, jak ten musiał się w tej chwili czuć, nawet pomijając stan fizyczny. Pocałował go w czoło, ale to niewiele pomogło. 

- Chodźmy stąd - powiedział w końcu. Nawet on wyczuwał powagę sytuacji. - Zanim on wróci.

- O czym wy mówicie? - wtrącił się Jimin, który wcześniej tylko obserwował całą tę sytuację. - Nikt tu nie przychodzi, to pustkowie. Nawet już nikt tutaj nie mieszka.

- Nie wiesz o czym mówisz, Jimin - odparł cicho Tae, pomagając wstać młodszemu.

- Przecież...

- Pamiętasz, co niedawno ci opowiadałem? - przerwał mu Taehyung. - To był on. I to było... właśnie tutaj.

- O czym opowiadałeś? - zapytał zdezorientowany Jin, ale starszy zbył to tylko machnięciem ręki.

- Nieważne - powiedział. - Chodźmy już.

- Idźcie sami.

- Wiesz, że cię tu nie zostawię - powiedział Tae, już nieco zniecierpliwiony i zdenerwowany. - No już, złap się mnie.

Seokjin więc, nie mając wyboru, objął Tae w pasie, by się nie przewrócić, a Jimin złapał go z drugiej strony. Zaczęli iść wolnym, równym tempem, jednak starsi po chwili przyspieszyli, zmuszając do tego również Jina i rzucając sobie zaniepokojone spojrzenia. Po kilku długich minutach wyszli jednak z zakazanej strefy, przez co wszyscy zgodnie odetchnęli z niemałą ulgą.

- Poradzicie sobie już? - zapytał Jimin, drepcząc niespokojnie w miejscu. - Ktoś na mnie czeka.

- Jasne - odparł Tae. - Dziękuję, Jiminnie.

- To nic - odpowiedział drugi i pożegnał się z nimi, po czym poszedł w tylko sobie znanym kierunku. Taehyung odprowadził go spojrzeniem, a po chwili przeniósł je na młodszego.

- Jak się czujesz?

- D-dobrze - odpowiedział Jin, pociągając nosem. Tae przyjrzał mu się uważnie, po czym znów mocno go objął i ruszył przed siebie, ciągnąc go za sobą.

- Dokąd idziemy?

- Do szpitala - powiedział starszy, a Seokjin drgnął przestraszony. - Ktoś musi ci to opatrzyć.

- N-nie chcę - zaprotestował, próbując się zatrzymać, ale Tae na to nie pozwolił.

- To tylko kilka minut, potem wrócimy do mn...

- Nie! - krzyknął Jin, wyrywając się starszemu. Patrzył na niego, roztrzęsiony i ze łzami w oczach. Nie mógł pójść do żadnego szpitala. Nie mógł powiedzieć nikomu, co się stało. Przecież to... Mimo wszystko to był jego ojciec...

- Jinnie...

- N-nigdzie nie idę - powiedział, odsuwając się o kilka kroków w tył.

- Dobrze, więc pójdziemy do mnie - zrezygnował Taehyung, znów się do niego przybliżając. - Okay?

Młodszy pokiwał głową i wreszcie znów pozwolił mu się dotknąć i prowadzić do domu drugiego. 

Po niedługim czasie już tam byli. Taehyung podał chłopakowi paczkę z lodem i kazał mu przyłożyć ją sobie do policzka, a sam zajął się jego ranami na ręce, przemywając je i opatrując. Seokjin czuł się przy tym strasznie niezręcznie.

- Nie musisz tego robić - powiedział w końcu, na co drugi pokręcił głową i cicho się zaśmiał.

- Ale chcę.

Gdy skończył, usiadł obok młodszego, a ten wtulił się w niego, odkładając lód na stolik obok.

- Dziękuję...

- Nie masz za co, Jinnie - odparł Tae, cmokając go w policzek, a na twarzy młodszego pojawił się nikły uśmiech, co chłopak uznał za najlepszą nagrodę za jego trud. Wciągnął Jina na swoje kolana, a ten zaśmiał się nerwowo.

- To wygląda dziwnie - powiedział zawstydzony.

- Ale jesteśmy sami w domu - odparł Tae, co wcale nie sprawiło, że młodszy poczuł się lepiej. 

- Zaraz połamię ci wszystkie kości - zawyrokował, a Taehyung natychmiast zaprzeczył.

- Nie jesteś wcale taki gruby.

- Ale ty jesteś chudzinką - odpowiedział Jin, jednak starszy miał już dość tej wymiany zdań, toteż zamknął usta młodszego w delikatnym, krótkim i słodkim pocałunku. Potem odsunął się, patrząc drugiemu w oczy, w których zauważył teraz iskierkę radości. Uśmiechnął się na ten widok, a wtedy Seokjin ponownie się do niego przysunął i tym razem to on musnął jego usta swoimi. Tae położył dłoń na jego karku, nie chcąc, by się odsunął i trwali tak jeszcze przez długie minuty, całując się i zapominając o wszystkich troskach, które męczyły ich tego dnia. Przestawali tylko na krótkie chwile, by zaczerpnąć powietrza, a zaraz potem powracali do zabawy swoimi wargami, na którą to po całym ciele przechodziły ich przyjemne dreszcze. Jin nawet parokrotnie zadrżał, na co Taehyung odsunął się, pytając, czy mu zimno, ale on tylko pokręcił głową i znów wpił się w jego usta.

Po około pół godzinie młodszy jednak odpuścił i położył głowę na ramieniu Tae, przymykając oczy.

- Gdyby to nie było takie męczące, mógłbym to robić cały czas - stwierdził, oddychając szybko przez lekko uchylone usta. Taehyung zaśmiał się tylko na to stwierdzenie i przeczesał mu dłonią włosy.

Resztę dnia spędzili na robieniu... właściwie niczego. Opowiadali sobie głupie historie, śmiali się i zaczepiali siebie nawzajem, dokuczali sobie, a czasami przerywali te wszystkie czynności, by znów zacząć się całować lub chociażby musnąć ustami policzek drugiego. Ale nie przeszkadzało im to, że nie zrobili niczego produktywnego. Liczyło się tylko to, że byli obok. Szczęśliwi.







A/N:

Trochę krótki rozdział i wcale mi się nie podoba, za co przepraszam, ale jest on ważny w dalszej fabule.

don't leave me behind | chat | taejinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz