Rozdział XVI

635 63 11
                                    

     *            *            *

    Komisarz policji w Gotham City James Gordon dopalił markowe cygaro, po czym schylił się przechodząc pod żółtą taśmą oplatającą miejsce zbrodni. Niebo nad miastem przybrało granatowo-szary odcień. Ciężkie deszczowe chmury nie opuszczały go przez ostatnie tygodnie zarówno w sensie dosłownym jak i przenośnym. Zimne krople deszczu tylko czekały na swe ofiary... podobnie jak zgraja seryjnych zabójców uznająca Gotham za swój osobisty plac zabaw. Gordon miał serdecznie dosyć tych ciągłych morderstw. Od spektakularnej ucieczki Jokera minęło półtorej roku. Był to nadzwyczaj spokojny czas dla miasta. Szaleństwo, masakry i koszmary choć na chwilę pozwoliły o sobie zapomnieć. Wyjrzały pierwsze promienie słońca...tylko po to by znów pokryć miasto ciężką mgłą nadchodzącego mroku. W powietrzu wciąż wisiało pytanie, które nie dawało Gordonowi spać po nocach. Gdzie jest klaun? Większość postanowiła o nim zapomnieć. Wyprzeć się odpowiedzi na jakże koszmarne pytanie. Zaprzeczyć istnieniu potwora na wolności. Ale komisarz nie potrafił. Gdzieś w środku jego doświadczony instynkt podpowiadał mu, że lada dzień perfekcyjny pan zbrodni może powrócić, a obłęd, który zabierze ze sobą pożre Gotham w całości. Do tego dochodziła jeszcze kwestia dziewczyny. James Gordon od zawsze pragnął zwalczać zbrodnie i łapać przestępców. To była jego praca i przeznaczenie. Jednak nie traktował kryminalistów z nienawiścią. Był obojętny i bezstronny niczym sędzia najwyższy. Joker był jednakże wyjątkiem. Komisarz nienawidził go z całego serca i niczego w życiu nie pragnął bardziej jak wsadzić tego podłego psychopatę z powrotem za kratki. Nie mógł znieść myśli, że to monstrum wykiwało go po raz kolejny... że było na wolności... że sparaliżowało jego najdroższą córkę... że porwało niewinną wciągniętą w okrutny świat krwawych morderstw dziewczynę... Policjant wielokrotnie śnił o udręczonej blondynce o sprycie i sile większej niż mógłby kiedykolwiek przypuszczać. Zbyt mocno kojarzyła mu się z jego własną córką, rudowłosą Barbarą narażającą własne życie dla innych. Lucy była przecież tylko dzieckiem. Nieświadomym, bezbronnym, opuszczonym przez najbliższych dzieckiem... A teraz była skazana na tego potwora... Komisarza przeszedł zimny dreszcz gdy tylko przypomniał sobie do czego zdolny jest psychopatyczny klaun. Co jest w stanie zrobić własnej córce? Czy już ją zamordował, a może wciąż ją torturuje? Czy istnieją dla niego jakiekolwiek granice?

-Dobry wieczór komisarzu. - wyrywa Gordona z potoku czarnych myśli głos kryminalistyka stojącego tuż przed nim. Ma na sobie fartuch ochronny i rękawiczki. Jest stosunkowo młody. Ma dwadzieścia parę lat. Jest wysoki i szczupły. Ma kasztanowe krótkie włosy i oczy w piwnym odcieniu, wąskie usta i przyjazne usposobienie. Podaje jedną parę rękawiczek policjantowi. Oboje stoją w hali produkcyjnej fabryki pluszowych misi. James Gordon wkłada białe lateksowe rękawiczki i zamyka na klucz drzwi do nawiedzających go wciąż koszmarnych rozważań.

-Co tu mamy? - pyta obojętnym głosem komisarz pomimo, że widok masakry, która rozegrała się w tym miejscu przyprawia go o ból żołądka. Wszędzie krzątają się policjanci oraz śledczy badający miejsce zbrodni. To jedno z wielu takich, które odwiedził komisarz w ciągu ostatnich niepokojących miesięcy.

-Dziewięć ofiar śmiertelnych. Wszyscy to pracownicy fabryki. Mają różne obrażenia. Większość zmarła na skutek wykrwawienia, ale są też takie, które udusiły się trującym gazem, którego pochodzenie ustalamy oraz jedna z odmrożeniami trzeciego stopnia. Wszystkie jednak łączy ta sama rana cięta na twarzy. - mówi kryminalistyk prowadząc komisarza wśród przykrytych białymi narzutami ciał i wszechobecnej krwi oraz niedokończonych pluszaków, które w świetle tego wszystkiego wydają się upiornymi postaciami rodem z horroru.

-Odmrożeniami? - dziwi się Gordon. Kryminalistyk odkrywa jedno z białych płócien ukazując paskudnie zdeformowane sine ciało mężczyzny około trzydziestki. Nawet on, który w swym życiu widział wiele krzywi się delikatnie na ten widok. Śledczy przykrywa z powrotem ciało i odkrywa inne kilka metrów dalej. Jest to ciało czarnoskórej kobiety około pięćdziesiątki w różowo-zielonym uniformie fabryki z wielką rdzawoczerwoną plamą w okolicy klatki piersiowej. Jej policzki są rozcięte w paskudny sposób. Jej tylne zęby wystają spomiędzy poharatanej skóry twarzy. Jej twarz jest wciąż mokra od krwi.

-Rany cięte podobne do tej nosi każda ofiara. To już ósme takie miejsce zbrodni. To oznacza... - ciągnie kryminalistyk lawirując wśród białych płócien i szkarłatnych kałuż niczym tancerz w makabrycznym przedstawieniu baletowym. Komisarz wzdycha ciężko.

-Że mamy do czynienia z seryjnym mordercą. - kończy za śledczego Gordon. Czemu Gotham musi przyciągać wariatów? Kryminalistyk kiwa głową na potwierdzenie.

-Czy są jakieś ślady? - pyta komisarz choć i tak zna już odpowiedź. Pomimo tego liczy, że jego pesymistyczne przeczucie tym razem się myli i nareszcie dostanie jakieś dobre wieści. Kryminalistyk jednak sznuruje usta i kręci nieznacznie głową.

-Nic? -dopytuje policjant. Ósme morderstwo bez najmniejszego śladu? Każdy zabójca w końcu popełnia błąd. Zwykle dzieje się to za trzecim czy piątym razem. Osiem masowych morderstw bez ani jednego potknięcia? Ich seryjny zabójca musiał być świetnie przeszkolonym profesjonalistą wyuczonym tuszować każdy najmniejszy ślad. Gordon zaklął pod nosem. Z kim mogli mieć do czynienia? Jaki był motyw? Czy cokolwiek łączyło ofiary?

-Ani odcisku palca. Wszystko wyczyszczone. Nie wiem jak on to robi, ale doskonałe zbrodnie to domena superzłoczyńców... - odpowiada kryminalistyk w zamyśleniu. Komisarz marszczy brwi.

-Do czego zmierzasz? - pyta rzeczowo. Śledczy bierze głębszy wdech.

-Nie zostawia śladów. Jego ofiary nie mają ze sobą nic wspólnego. Wycina uśmiechy... Czy to nie brzmi znajomo? - mówi kryminalistyk, a jego z jego twarzy można wyczytać wyraźne zaniepokojenie. Komisarz spogląda na swojego rozmówcę przez dłuższą chwilę.

-Sugerujesz, że za tymi wszystkimi morderstwami stoi Joker? - pyta Gordon unosząc brwi. Kryminalistyk czuje, że jego policzki pokrywają się szkarłatem. Czyżby zbłaźnił się przed legendarnym komisarzem swoim głupim domysłem? Nie był detektywem... ale ten wniosek wydawał mu się oczywisty. Dziwił się, że reszta policji na to nie wpadła.

-No...tak. Przecież wcześniej wielokrotnie wycinał uśmiechy i długo pozostawał poza zasięgiem policji. Do tej pory nie ustalono jego tożsamości, więc nie miałby najmniejszego problemu z taką falą zabójstw. Poza tym jest na wolności. - odpowiada trochę niepewnie kryminalistyk nie spuszczając oczu z nieprzenikliwego oblicza komisarza.

-Ile masz lat? - pyta po chwili Gordon. Śledczy mruży oczy zbity z tropu tym nagłym osobistym pytaniem. Jednak chyba nie wypada nie odpowiedzieć komisarzowi.

-Dwadzieścia sześć. - odpowiada mężczyzna niczego nie rozumiejąc.

-Ponad szesnaście lat temu, gdy Joker dokonywał swych okrutnych morderstw byłeś więc dzieckiem. Dlatego nie możesz wiedzieć, że Joker nie może być odpowiedzialny za te zabójstwa. - odzywa się komisarz, a kryminalistyk czuje się nieskończenie głupio.

-Dlaczego? - pyta jednak nie mogąc zrozumieć czemu jego domysły nie są słuszne.

-Ponieważ Joker nie jest leworęczny. - odpowiada spokojnie starszy mężczyzna. Śledczy momentalnie zaczyna rozumieć. Jak mógł to przeoczyć? Wszystkie rany zostały zadane z lewej ręki o czym świadczą ruchy zadawania ciosów. Nie sądził, że to ważne.

-Komisarzu mamy kolejną masakrę Smile. - wtrąca się do rozmowy detektyw z telefonem przy uchu. Gordon marszczy brwi. Kryminalistyk również jest zaskoczony.

-Smile? - powtarza nie rozumiejąc James Gordon. Detektyw koło czterdziestki uśmiecha się lekko.

-Chłopaki z wydziału zabójstw to wymyślili. - odparł wzruszając ramionami. Komisarz westchnął ciężko. Najwyraźniej Gotham właśnie zyskało nowego superzłoczyńcę...

Lose your mind!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz