Biała kamienna poręcz, wokół której zaciskam palce, jest nagrzana od słońca. Z miejsca na lekko wysuniętym balkonie, gdzie stoję, dokładnie widzę panoramę całego miasta. Świątynia
z zaokrągloną kopułą jest otoczona przez różnej wysokości budynki z płaskimi i owalnymi jasnymi sklepieniami, a kiedy zmrużę oczy, mogę dostrzec rozmazane ruiny starego miasta. Zielone rośliny z czerwonymi kwiatami porastają dachy przypałacowych domów.Wychylam się trochę bardziej i śledzę wzrokiem konie wjeżdżające przez główną bramę pałacu. Uśmiecham się lekko na widok Vasina i Salmaka, nawet z tej odległości mogąc rozróżnić ich reakcje. Przynajmniej nie są już związani.
Wzdycham z frustracji i osłaniam dłonią oczy przed ostrym słońcem. Nie mam pojęcia, ile już czekam, ale wiem, że zbyt długo.
Po pojawieniu się w Mariquich i rozmowie z Bozyarem służące pokazały mi moją komnatę w haremie. W Quatanie nigdy nie mieszkałam w tej części pałacu, ale nie miałam zamiaru się skarżyć, więc jedynie zjadłam kolację i po sprawdzeniu całego pokoju i znalezieniu ewentualnej drogi ucieczki, poszłam spać. Dziś rano Ishaq odwiedził mnie z wieścią, że w południe spotkam się z jego przyjacielem, dla którego pracuje – tym samym, na którego została rzucona klątwa. Zacisnęłam zęby, powstrzymując się od poproszenia, by w przyszłości nie planował mojego czasu bez mojej wiedzy.
Jednak już dawno zjadłam obiad i przyszłam w ustalone miejsce, a Ishaq oraz jego towarzysz nadal się nie pojawia.
Mam już zamiar odejść i poszukać ich sama, kiedy słyszę pospieszne kroki za mną. Odwracam się w porę, by zobaczyć wychodzących zza ściany – Ishaq i, jak mniemam, jego przyjaciel.
Podczas gdy tego pierwszego można nazwać dniem, drugi jest nocą. Jego granatowy kamiz jest wyszywany złotą nicią, a wokół szyi założony ma naszyjnik w kształcie słońca z czerwonym okiem w środku.
Kiedy są na tyle blisko, że mogę dokładniej dostrzec srebrne kolczyki w uchu mężczyzny, prostuję się, by wyglądać pewniej i unoszę brodę do góry.
Przyglądają mi się, czekając aż przerwę milczenie, ale gdy tego nie robię, Ishaq odchrząka.
– Nabbia Quatanu, Sahara el-Shafei – przedstawia mnie, a ja przełykam ślinę i zaciskam zęby, gdy słyszę, jak wymawia moje imię. – Mehmet Sad al-Din, syn króla Shahrama Sad al-Dina, książę Masr. – Kiwa w stronę mężczyzny.
Kamienieję, słysząc jego nazwisko i tytuł.
Spoglądam ostro na Ishaqa, spodziewając się, że to jakiś żart, ale jego mina wskazuje na to, że jest poważny.
Król Shahram zmarł po ciężkiej chorobie kilkanaście lat temu, a rządy w Masr objęła Sekhmet – jego siostra, zamiast syna, który został wysłany na nauki poza granice kraju. Nikt dokładnie nie wiedział dlaczego – Masr i jego mieszkańcy wolą, by sekrety pozostały sekretami i niechętnie rozmawiają z ludźmi z Pustyni.
Nadal w szoku pochylam głowę w geście szacunku.
Ishaq pracuje dla księcia Masr?
– Wybacz, że musiałaś czekać, nabbio, ale wypadła nam niecierpiąca zwłoki sprawa. Przejdźmy się, proszę – mówi melodyjnym głosem.
Wskazuje ręką na ogrody i z zawahaniem kieruję się w tę stronę. Idziemy ramię w ramię, czuję obecność Ishaqa za nami i choć dodaje mi to odrobinę otuchy, nadal nie mam zamiaru zburzyć granic.
CZYTASZ
Wędrujące Piaski
FantasyW świecie piasku, gdzie nie możesz zaufać nikomu, splamisz swą duszę cieniem. Jedyne, co zna Sahara el-Shafei to mury pałacu, wyuczone na pamięć modlitwy i krwawe kłamstwa. Kiedy to wszystko zostaje jej odebrane, razem z księciem posądzonym o zdradę...