29. Sahara

975 119 22
                                    



Biała kamienna poręcz, wokół której zaciskam palce, jest nagrzana od słońca. Z miejsca na lekko wysuniętym balkonie, gdzie stoję, dokładnie widzę panoramę całego miasta. Świątynia
z zaokrągloną kopułą jest otoczona przez różnej wysokości budynki z płaskimi i owalnymi jasnymi sklepieniami, a kiedy zmrużę oczy, mogę dostrzec rozmazane ruiny starego miasta. Zielone rośliny z czerwonymi kwiatami porastają dachy przypałacowych domów.

Wychylam się trochę bardziej i śledzę wzrokiem konie wjeżdżające przez główną bramę pałacu. Uśmiecham się lekko na widok Vasina i Salmaka, nawet z tej odległości mogąc rozróżnić ich reakcje. Przynajmniej nie są już związani.

Wzdycham z frustracji i osłaniam dłonią oczy przed ostrym słońcem. Nie mam pojęcia, ile już czekam, ale wiem, że zbyt długo.

Po pojawieniu się w Mariquich i rozmowie z Bozyarem służące pokazały mi moją komnatę w haremie. W Quatanie nigdy nie mieszkałam w tej części pałacu, ale nie miałam zamiaru się skarżyć, więc jedynie zjadłam kolację i po sprawdzeniu całego pokoju i znalezieniu ewentualnej drogi ucieczki, poszłam spać. Dziś rano Ishaq odwiedził mnie z wieścią, że w południe spotkam się z jego przyjacielem, dla którego pracuje – tym samym, na którego została rzucona klątwa. Zacisnęłam zęby, powstrzymując się od poproszenia, by w przyszłości nie planował mojego czasu bez mojej wiedzy.

Jednak już dawno zjadłam obiad i przyszłam w ustalone miejsce, a Ishaq oraz jego towarzysz nadal się nie pojawia.

Mam już zamiar odejść i poszukać ich sama, kiedy słyszę pospieszne kroki za mną. Odwracam się w porę, by zobaczyć wychodzących zza ściany – Ishaq i, jak mniemam, jego przyjaciel.

Podczas gdy tego pierwszego można nazwać dniem, drugi jest nocą. Jego granatowy kamiz jest wyszywany złotą nicią, a wokół szyi założony ma naszyjnik w kształcie słońca z czerwonym okiem w środku.

Kiedy są na tyle blisko, że mogę dokładniej dostrzec srebrne kolczyki w uchu mężczyzny, prostuję się, by wyglądać pewniej i unoszę brodę do góry.

Przyglądają mi się, czekając aż przerwę milczenie, ale gdy tego nie robię, Ishaq odchrząka.

– Nabbia Quatanu, Sahara el-Shafei – przedstawia mnie, a ja przełykam ślinę i zaciskam zęby, gdy słyszę, jak wymawia moje imię. – Mehmet Sad al-Din, syn króla Shahrama Sad al-Dina, książę Masr. – Kiwa w stronę mężczyzny.

Kamienieję, słysząc jego nazwisko i tytuł.

Spoglądam ostro na Ishaqa, spodziewając się, że to jakiś żart, ale jego mina wskazuje na to, że jest poważny.

Król Shahram zmarł po ciężkiej chorobie kilkanaście lat temu, a rządy w Masr objęła Sekhmet – jego siostra, zamiast syna, który został wysłany na nauki poza granice kraju. Nikt dokładnie nie wiedział dlaczego – Masr i jego mieszkańcy wolą, by sekrety pozostały sekretami i niechętnie rozmawiają z ludźmi z Pustyni.

Nadal w szoku pochylam głowę w geście szacunku.

Ishaq pracuje dla księcia Masr?

– Wybacz, że musiałaś czekać, nabbio, ale wypadła nam niecierpiąca zwłoki sprawa. Przejdźmy się, proszę – mówi melodyjnym głosem.

Wskazuje ręką na ogrody i z zawahaniem kieruję się w tę stronę. Idziemy ramię w ramię, czuję obecność Ishaqa za nami i choć dodaje mi to odrobinę otuchy, nadal nie mam zamiaru zburzyć granic.

Wędrujące PiaskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz