Różowy absurd

626 145 82
                                    

Zawsze, odkąd tylko sięgam pamięcią, dla niej liczył się tylko on. Gdzie się nie obejrzałam, widziałam właśnie jego. Nie potrafiła mówić o niczym innym, ba! Nie potrafiła nawet myśleć o niczym innym. Zatruwał jej umysł, słowa, ciało, ją całą. A ja? Ja musiałam wysłuchiwać tych pustych słów o miłości i uwielbieniu. Musiałam oglądać go codziennie, otaczał mnie ze wszystkich stron. Czułam się zamknięta, uwięziona w jakiejś klatce. Szczerze go nienawidziłam. Dlaczego, zapytacie? A jak wy byście się czuli, gdyby myśli waszej matki, jedynej osoby na tym świecie, która powinna dla was coś znaczyć, zaprzątała tylko jedna rzecz – kolor różowy?

Różowe ściany, puszysty różowy dywan, różowe meble, różowa pościel, różowe światło rzucane przez różowe lampy, różowy sweter, różowe włosy, różowa szminka na jego różowej koszuli, nawet różowy kot. Witajcie w moim świecie, w krainie różowych rzygów.

A najgorsze było chyba to, że on codziennie bacznie mnie obserwował, choć ta rola powinna należeć do mojego ojca, którego nawet nie miałam okazji poznać. Teraz na co dzień słyszę jego szyderczy śmiech i wiecznie powtarzane, ironiczne słowa: „Ona jest moja”. Tak, to prawda. Skradł mi ją, zabrał mi osobę, która miała się mną opiekować, która miała mi pomóc funkcjonować w tym świecie. I tutaj zrodził się kolejny problem – jej świat był różowy, mój zaś szaro-bury. Zostałam sama, jedynie z herbatą popijaną, jak się już pewnie zdążyliście domyśleć, z różowego kubka.

Chyba najbardziej przeraża mnie myśl, że to picie herbaty, tak błaha i z pozoru normalna czynność, dla mnie była wszystkim. Potrafiłam zatopić się w jej smaku, zapomnieć o troskach i kłopotach, kiedy swoim ciepłem i aromatem otulała najpierw moje gardło, potem całe ciało. Przenikała głęboko, chyba o wiele głębiej, niż powinna. Nigdy nie czułam się bardziej naga, bardziej prawdziwa niż w tych chwilach. Ale w moim świecie nie obowiązywały ścisłe reguły dotyczące znaczenia herbaty w życiu kogoś, kogo zwiemy człowiekiem. Coś przecież musiało zastąpić mi matkę. A drugiego zastępcy ojca nie chciałam, ten obecny był zdecydowanie za dużym problemem.

Zapewne gdzieś istnieją inne wszechświaty. Może jest wymiar, w którym moja matka nie dała się opętać przerażającej mocy różu. Być może istnieje czas, w którym to jej się wszystko wali, w którym to ona powoli sączy gorący napój z różowego kubka z różowym kotem na kolanach, słuchając szyderczych komentarzy pod jej adresem, a ja żyję jak w bajce. Może w którymś świecie to ja poznałam kogoś, nie ona. A może gdzieś nigdy nie zostałyśmy same. Zapewne gdzieś na równi z obecnym czasem dzieje się wiele rzeczy. W jakimś miejscu to ja jestem tym różowym kotem, który nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Tutaj on się podporządkował, ja pozostałam sobą.

Ja wolę żyć w świecie, w którym należy patrzeć trzeźwo. Nie chcę zaślepiać się widokiem utopijnych, różowych idei. Wolę siedzieć z moim kubkiem herbaty i z dystansu obserwować ten cały różowy absurd, póki jeszcze posiadam tę umiejętność. Moja matka straciła ją już dawno temu. Ten gnojek odebrał jej wszystko, począwszy od serca, poprzez mnie, ambicje i cele, a skończywszy na rozumie i wolnej woli.

Sądzicie, że zachowuję się niezwykle egoistycznie, bo nawet nie próbuję jej pomóc, porozmawiać, przemówić do rozsądku? Robiłam to już nieraz, ale nie jestem naiwna. Dla niej jestem nikim, jestem przezroczysta. Nie należę do jej różowego świata. Czasem zastanawiam się, czy w ogóle pamięta o moim istnieniu. On mnie nienawidzi, a ona? Czy żywi do mnie jakiekolwiek uczucia? Czy może stałam się dla niej papierową dziewczynką? Tylko że ja nie zostałam zrobiona z papieru, tylko ze stali. To jej świat opiera się na papierowych fundamentach, a cały jest kruchym szkłem różowych okularów. Gdybym była papierowa, herbata zniszczyłaby mnie już dawno.

Czy gdyby tata z nami był, wszystko byłoby różnokolorowe? Życie byłoby tęczą? Nie wiem. W którymś z równoległych światów zapewne siedzimy przy stole we trójkę i popijamy naszą herbatę. Co się znajduje dookoła? Jak tylko wynajdę sposób na przemieszczanie się w czasoprzestrzeni, dam wam znać. Mam już nawet projekt tej maszyny, niestety ostatnio znalazłam w nim kilka usterek. Przede wszystkim jest narysowany różowym ołówkiem na różowym papierze.

Na razie więc tkwię przy niej, przy matce zatopionej i zatraconej w różowych ramionach. Ale nie opuszczam jej, bo wiem, że nie da kiedyś rady. On w końcu się nią znudzi i odejdzie, żeby założyć różowe okulary na nos innej piękności. A gdy jej świat straci kolory, nie pozostanie już nic prócz mnie i gorącej herbaty.

________________

To samo opowiadanie możecie przeczytać w "Napisz mnie" autorstwa adriananitaniteczka. Zapraszam też na "Prosto z życia" i "Po prostu to powiedz". Ostatnimi czasy takie króciutkie teksty wychodzą mi najlepiej... Nie mogę się skupić na "Cry, Angel", mam nadzieję, że to rozumiecie.

Dziękuję martuuusia za wsparcie i zainteresowanie dzisiaj... I w ogóle za wszystko.

Trzymajcie się!

Różowy absurd | one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz