7. - DZIAŁ I.

40 5 0
                                    

*perspektywa Calum'a*

- Hood, pobudka - szepty i głosy powtarzające się w mojej głowie wybudziły mnie z drzemki uciętej kilkanaście minut temu.

- Czego do cholery? - burknąłem otrzepując brudną w błocie koszulkę.

- Rusz dupę, bo nie ręczę za siebie. Dobrze wiesz, że w tym momencie liczy się każda sekunda, a ty sobie urządzasz drzemki? Spójrz na jego stan! - ryknął Ashton. Rzeczywiście przez moment zapomniałem o tym, że toczy się walka o życie Luke'a, a ja gram w niej kluczową rolę. Podniosłem się z pozycji leżącej i smutnym wzrokiem zmierzyłem kolegę. Nie pozwolę mu zginąć - pomyślałem i wystawiłem głowę przez wyjście ze schronu. - To już? - zwróciłem się do partnera.

- Tak. Ruszajmy.

- Trzeba zawiadomić Michael'a i Faith...

- Więc to zrób. Ja poczekam na ciebie przy głównym wyjściu z plaży. Streszczaj się - rzucił i zacisnął bandanę na czole, po czym wyszedł. Odwróciłem się do wciąż śpiącej dziewczyny i szturchnąłem ją.

- Wychodzimy. Obudź Michael'a i nie opuszczajcie schronu do naszego powrotu - nic więcej nie mówiąc wybiegłem z "domku" i dołączyłem do lokowatego blondyna. Zapuściliśmy się w gąszcz wzrokiem szukając wskazówek.

*perspektywa Michael'a*

Opierałem się o ściankę szałasu uważając, by nie zburzyć konstrukcji. Spiąłem mięśnie pogrążając się w myślach. Z transu zdołała wybudzić mnie Faith wyraźnie zaniepokojona i o Hemmingsa i o chłopaków szukających odpowiedniego antidotum.

- Co, jeśli sobie nie poradzą? Mike, ja nie mogę tu tak bezczynnie siedzieć!

- Uspokój się, nie ma ich zaledwie kilka minut...

- Nie mogę być spokojna wiedząc, że za jakieś cztery godziny mogę stracić jedną z najlepszych osób, jakie poznałam w życiu. I ty też nie powinieneś udawać, że masz na to wyjebane i wszystko będzie dobrze, bo z ciebie czytać można jak z książki, Clifford - fuknęła odwracając się do mnie plecami. Bez jakichkolwiek chęci do dalszej rozmowy przymknąłem powieki. W tym momencie moje myśli podzielone były na dwie armie - jedna - powtarzająca, że wszystko zakończy się dobrze i w pełnym składzie wrócimy do walki - druga - mówiąca, że mamy marne szanse. Te myśli rozpętały w mojej głowie taką wojnę, że już sam zacząłem wątpić w słowa wypowiedziane przeze mnie zaledwie kilka sekund temu. Nie mogłem tego pojąć. Szansa Luke'a na wygraną z trucizną wynosiła tyle samo, co i na przegraną, a mimo wszystko każde z nas zaczęło już rozmyślać nad gorszą z opcji... Ale może w tym tkwi cały sekret? Może tylko to jest w stanie dać Ashtonowi i Calumowi motywację i ducha walki by dotarli tu na czas? Nie wiem... Jedyne co mogłem zrobić to patrzeć na cierpienie chłopaka leżącego obok i szukać odpowiedzi na pytanie: Która z armii wygra?

*perspektywa Ashton'a*

Już szósty raz z rzędu przeskakiwałem nad jakąś słabą zasadzką, kiedy w oczy rzuciła mi się biała tabliczka przytwierdzona do pnia palmy naprzeciwko mnie. Nie patrząc pod nogi ruszyłem przed siebie pędem by odczytać jej zawartość, ale nie do końca mi się to udało.

- Co robisz jełopie?! - warknąłem do Calum'a ciągnącego mnie za kołnierz ubrudzonej wszystkim czym się dało koszuli.

- Sklej wary i lepiej spójrz w co prawie wdepnąłeś, mistrzu - przewrócił oczami wskazując na połyskującą w świetle słonecznym, zieloną, śliską skórę.

- O kurwa - te słowa niczym pociski wyleciały z moich ust. Dopiero wtedy doszło do mnie, że jeszcze chwila, a ukąsiłby mnie jakiś nieznany mi wąż. - Dzięki stary.

|Welcome to purgatory for souls|5SOS|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz