XIII. Mroczny sekret...

303 24 6
                                    




Chrome

Miało miejsce to, czego obawiałem się najbardziej. Znowu zrobiłem z siebie idiotę, nawet nie na oczach Ino czy Griffitha, ale na jej oczach.

Powiedziałem najgłupszą rzecz jaką tylko mogłem. Przecież tak bardzo się starała, a ja jak gdyby nigdy nic wykpiłem całą jej pracę, a to, że działałem pod wpływem impulsu (a raczej głodu) nie zmienia postaci rzeczy.

Tak dobrze mi szło. Już prawie jej to powiedziałem...

Lecz, co właściwie chciałem jej powiedzieć? Że jest najpiękniejszą dziewczyną jaką w życiu widziałem? Że moje serce bije dwa razy szybciej gdy znajduje się obok mnie? Że ją... lubię?

Tak, to jest właśnie mój problem. Lubię ją chyba nawet za bardzo.

Za każdym razem gdy zabieram się za wyznanie moich uczuć paraliżuje mnie strach. Boję się jej reakcji. Co jak mnie wyśmieje? Albo powie Ezarelowi? Oboje mnie wyśmieją! Cała kwatera mnie wyśmieje! Na samą myśl skręca nie w żołądku...

A, no właśnie! Mój pusty żołądek! Przydałoby się znaleźć coś do jedzonka!

Porzuciłem więc pesymistyczne myśli w kąt i ruszyłem w stronę kwatery Lordemaru. Kiedy w końcu przeszedłem przez polną ścieżkę ujrzałem bramę, która prowadziła do tutejszej wioski. Niestety była zamknięta. Mogłem się tego spodziewać...

Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tak się składa, że sztukę wspinania mam w małym palcu! Wdrapałem się więc na drzewo rosnące kilka metrów od ogrodzenia i wykonałem tak zwany "skok przeznaczenia", w kierunku płotu. Wylądowałem na trawie, cudem ratując moją twarz przed zetknięciem z twardą ziemią. Zwykle to jednak kot spada na cztery łapy. Ta zasada chyba nie tyczy się wilków...

Otrząsnąłem się i ruszyłem dalej. Chusta Melody zasłaniała mi twarz, co działało teraz na moją korzyść. Wyglądałem jak jeden z miejscowych, a nawet jeżeli ktoś będzie miał co do tego wątpliwości, to przecież i tak nie wie jak wyglądam.

Musiałem przyznać, że ten cały Lordemar do biednych wiosek nie należał. Nasza kwatera jest wprawdzie bardzo piękna ale tutaj wszystko było takie... Bogate, idealne, lśniące niczym Lśniąca Straż. Wprost nie mogłem się temu nadziwić.

Miałem zagwozdkę. Iść do siedziby Lorda, czy po jedzenie? Z tego co usłyszałem rozmawiając z tutejszą ludnością nie jadają oni w budynku kwatery, a w gospodzie "Pod Lorem Ipsum"! Momentalnie pobiegłem w tym kierunku. Co ciekawe mieszkańcy nie muszą tam korzystać racji żywieniowych, tylko mogą jeść ile ich dusza zapragnie. Daję słowo, kiedy ta cała epidemia się skończy, przeprowadzam się tu!

Lokal był przytulny i obecnie znajdowało się tam niewiele osób. Nie wiem dlaczego późnym latem palono w komiku... Nieważne.

Podszedłem do lady i zdjąłem chustę. Odchrząknąłem aby zwrócić uwagę gospodyni. Starsza kobieta odwróicła się do mnie i uśmiechnęła promiennie.

-Co podać?-Zapytała wesoło.

-Em... Z-zależy co jest?

-W sumie to... Wszystko! Mamy warzywa, owoce, mięsa, słodkości. Do wyboru, do koloru!-Tak, ta pani była zecydowanie świetną reklamą dla tej gospody. O ile w ogóle potrzebuje ona reklamy.

-W takim razie poproszę, em... jedno jabłko.-Nie mogłem nadziwić się wyborem jaki tutaj mieli. To my głodujemy, a oni mają nieograniczony wybór! Gdzie tu jest sprawiedliwość ja się pytam. Byłem jednak zbyt zestresowany aby wydukać z siebie więcej niż "jedno jabłko".

Eldarya jako siostra Ezarela | Marzenia się spełniają [Chrome x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz