Duże pomieszczenie bez okien oświetlały jedynie żarówki, podwieszone pod sufitem. Mimo tego światła dało się tutaj wyczuć niezbyt przyjemną atmosferę. Było gęsto, duszno, przytłaczająco, a jednocześnie chłodno, nieco mrocznie i bezdusznie. Powietrze mieszało się z zapachem krwi, która nieraz znaczyła stalowo-szarą podłogę bezimiennego pokoju. Teraz pomieszczenie czekało na dwie osoby – dwie wojowniczki. Zahartowane w boju, nieustraszone, godne siebie, nigdy się nie poddające. Wysoki mężczyzna, który stał pod ścianą pokoju, opierając się o nią plecami, wiedział, że to będzie pojedynek, który nie zdarza się każdego dnia. Taki, którego nie można zobaczyć w swoim życiu zbyt często. Pojedynek do krwi. Cierpliwie na niego czekał. Przyjdzie mu ocenić obie wojowniczki, a to nie będzie łatwe zadanie. Na pewno nie w takim przypadku. Widział jak walczą osobno. Ale razem? To będzie pokaz...
Duże, ciężkie drzwi wahadłowe powoli się otworzyły, wpuszczając do środka dwie osoby. Szczupłe, zgrabne ciała, zamknięte w opiętych strojach wniosły do pokoju zapach walki i ostrej rywalizacji. Czarny strój rudowłosej przyjemnie współgrał z czerwienią ubrania blondynki. Brunet przyjrzał się dokładnie kobietom, które stanęły mniej-więcej na środku pokoju, twarzami zwracając się właśnie do niego. Skinął tylko głową. Kobiety wiedziały, co to oznaczało. Zwróciły się w swoją stronę, przybierając postawy gotowe do walki. Wiedziały, że są oceniane. I wiedziały też, że wiele od tej oceny zależy. Chyba najwięcej. Gdyby okoliczności były inne może i zareagowałyby inaczej. Obie umiały kokietować i wystarczyło dobrze zagrać, ale nie w przypadku tego faceta. One też o nim słyszały i to starczyło, by trzymały się z daleka, wiedząc, że flirt tu nie podziała. Pozostała tylko walka.
Ana ruszyła pierwsza. Walczyły bez żadnej broni, zdane tylko na własne ciała. Cios, który wymierzyła, kierował się w twarz Natashy, Romanoff jednak sprytnie go uniknęła, odchylając się do tyłu.
- Zaczynasz od twarzy? Nieładnie – mruknęła Czarna Wdowa, wystosowując kilka pchnięć między żebra. Jeden z nich dosięgnął Kapriyanovej i syknęła cicho. Oddała zaraz ciosy, dodatkowo włączając w to nogi. Jednak i tym razem rudowłosa okazała się nieco szybsza, unikając ciosów. Czerpała satysfakcję z tego, że na twarzy Łowczyni pojawił się zacięty grymas. Była zła, że Wdowa za dobrze sobie radzi. Za wszelką cenę chciała ją pokonać.
Blondynka próbowała uderzać wszędzie. Twarz, klatka piersiowa, żebra, piszczele. Była szybka, naprawdę świetnie walczyła i Natasha z coraz większym trudem unikała jej ciosów. Zwłaszcza, że Ana wydawała się naprawdę zdeterminowana. Romanoff wiedziała, że walczą o dużą stawkę, ale mimo wszystko. Ogień w oczach przeciwniczki żywo płonął. Zawsze taka była, od kiedy Czarna Wdowa pamiętała. Ale teraz jej upór był jeszcze większy. Dlatego cios w udo tak bolał. Sprawił, że rudowłosej aż kolano podcięło. Dała radę jednak jakimś cudem zablokować kolejne uderzenie, które wymierzone było w jej szczękę. Chwyciła ją mocno za nadgarstek, wygięła rękę, okrążyła, blokując ją w dalszych ciosach. Kapriyanova jęknęła cicho z bezsilności. Uchwyt Wdowy należał do najsilniejszych, jakie znała.
- Wystarczy – odezwał się nagle mężczyzna, przebywający z nimi w pomieszczeniu i obserwujący walkę.
Natasha puściła Łowczynię, a ta odepchnęła ją ze złością. Ciężko oddychała, czując, że nie znalazła się w dobrej pozycji.
- Mogę walczyć dalej – zaznaczyła z zaciętością w głosie.
- Nie – odpowiedział brunet. – Widziałem już wystarczająco. Możecie odejść.
Romanoff skinęła głową i cofnęła się o krok. Widziała jednak, że blondynka wciąż stała w miejscu, jakby nie dowierzała słowom mężczyzny. Pociągnęła ją więc za rękę. Ana trochę się szarpnęła, ale wreszcie ruszyła. Odwróciły się i wtedy padły dwa precyzyjne strzały. Kobiety upadły, odsłaniając strzelca – bruneta, który je oceniał. Trzymał przed sobą pistolet.~
Ana poderwała się na łóżku, unosząc się do pozycji siedzącej. Była cała zgrzana. Ciężko oddychała. Znowu ten sen. Znowu Czarna Wdowa. Znowu ten mężczyzna...