Odczuwam ciepło. Miłe, rozchodzące się po moim ciele. Potrzebuję czasu, by uświadomić sobie, że ktoś trzyma mnie za rękę.
Otwieram wolno oczy. Rozchodzące się światło kusi mnie, wabi jak kolorowe kwiaty wabia owady. Chciałabym go dosięgnąć, ale wciąż nie mam siły. Moje skrzydła są jeszcze za słabe, by mnie unieść.
- Przytomnieje - usłyszałam po mojej prawej, a może lewej stronie. - Za chwilę powinna dojść do siebie. Proszę jej nie stresować. Dziewczyna dużo przeszła.
Nagle uświadomiłam sobie, że znam te dłonie. Znam to ciepło, którymi mnie obdarza. Robiła tak zawsze, gdy byłam mała. Po prostu brała mnie za rękę, a moje smutki znikały jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki.
Uchyliłam szerzej powieki, przepuszczając przez nie światło. Zobaczyłam biały, sterylny pokój z krzesłem postawionym w kącie. Na drugim siedział mój ojciec z mokrymi od łez oczami. Siedział przodem do oparcia, jakby tą poza chciał pokazać, że jest wyluzowany. Ale nie był. Każda cząstka jego ciała wyglądała jak kłębek nerwów.
Przekręciłam głowę i spojrzałam na kobietę siedzącą bliżej. Moja mama.
Miała czerwone od łez oczy. W dłoni trzymała zmiętą chusteczkę, którą raz po raz ocierała nos. Potrzebowałam chwili, by złączyć wątki, ale od momentu gdy ją zobaczyłam, wiedziałam, że złamałam jej serce. Ubrana była w za duży, fioletowy sweter, którego nienawidziłam. Zakładała go, gdy nie miała czasu ani ochoty się wyszykować. Zawsze jej powtarzałam, że w tym swetrze wygląda, jakby nie stać jej było na nic lepszego niż gapienie się w telewizor z paczką czipsów na kolanach i pilotem w dłoni.
- Przecież nie ubieram go codziennie - wykłócała się z niewinnym uśmieszkiem.
- Raz na rok z całą pewnością wystarczy - zapewniłam ją, a ona w odpowiedzi wywróciła oczami. Nigdy nie przywiązywała szczególnej wagi do tego, jak odbierali ja ludzie. Ja wręcz przeciwnie.
- Dlaczego to zrobiłaś, córeczko? - wyjąkała, a z kącików jej oczu wypłynęły obficie łzy. Miałam ochotę ja przytulić.
Nie odpowiedziałam. Spojrzałam na mojego ojca. Położył dłoń na ramieniu mamy i nachylił się na tyle, na ile pozwoliły mu krótkie nogi krzesła.
- Kochamy cię, Hannah. Zawsze kochaliśmy. - mówił, a w jego oczach również czaiły się łzy. Jednak jak każdy facet, wolał je powstrzymać.
- Musisz odpoczywać, skarbie - dodała mama, głaszcząc mnie po twarzy. Czułam, że mam w ustach piasek. Zapomniałam, jak się mówi, a chciałam to przerwać. Chciałam przerwać to spotkanie.
Dlaczego nie umarłam? - zastanawiałam się, patrząc przy tym na zmartwione twarze rodziców. Nienawidziłam siebie. Nawet samobójstwo mi nie wyszło. Czy moje życie zawsze już będzie tak beznadziejne? Miałam wrażenie, że po kolana tonę w gównie. Nie mogę z niego wyjść nawet, gdybym chciała. Nawet podcięcie sobie żył* nie pomogło.
Właśnie, żyły, pomyślałam, patrząc na moje nadgarstki, które podcięłam sobie w wannie. Widziałam bandaże i opatrunki, które okalały moje ręce, jakbym szykowała się zaraz na solidną rundę na macie. Niewiarygodne.
Słyszałam jak przez mgłę słowa mamy o tym, jak bardzo się o mnie martwili. Co przeszli, gdy zobaczyli mnie w wannie pełnej krwi. O tym, że zawsze będą ze mną. Słyszałam to, ale słowa do mnie nie docierały. Nie potrafiłam zebrać myśli.
Patrzyłam w sufit, zadając sobie jedno pytanie, od którego zależał mój dalszy los.
Czy Tony wysłał kasety?
***
Heja! Pomimo że zarówno czytałam jak i oglądałam pierwszy sezon serialu, postanowiłam wykorzystać serialową fabułę, ponieważ jest w niej rozwiniętych o wiele więcej wątków, niż w książkowej wersji. Mam nadzieję że to zrozumiecie :)
*Również śmierć Hannah ujęta jest jako podcięcie sobie żył (wersja Netflix), a nie połknięcie tabletek (książka Ashera)
CZYTASZ
13 REASONS TO STAY
Fiksi PenggemarHannah Baker budzi się w szpitalu. Nie pamięta, co się stało, ani co chciała sobie zrobić. Tymczasem jej taśmy wylądowały pod domem Clay'a. Chłopak jest wstrząśnięty. Wie, że jego szkolna koleżanka próbowała odebrać sobie życie. Nie wie jednak, że...