Rozdział 3

198 21 0
                                    

Wróciłem do domu w (o dziwo) bardzo dobrym humorze. Była godzina piętnasta, dlatego nikogo nie było w domu, Erwin pojechał na rehabilitacje. Przeważnie to ja go zaprowadzam, ale dziś... spotkałem Erena i zapomniałem o tym. Pomimo tego, że jesteśmy z Erwinem tylko przyjaciółmi martwię się o niego, w pewnym stopniu jego inwalidztwo to moja sprawka...

Ściągnąłem płaszcz i powiesiłem go na wieszaku, po czym udałem się do mojego pokoju. Postanowiłem się zrelaksować, ponieważ czekała mnie dziś nocna zmiana w barze. Szczerze nienawidziłem tej pracy z jednego powodu, nienawidziłem tych wszystkich pustych kobiet, które starały się mnie uwieść. Owszem, przespałem się z... paroma, bo ja też chciałbym mieć z tego jakąś satysfakcję.

Starałem się zasnąć, ale cały czas nie mogłem przestać myśleć o tym, jaką minę będzie mieć ten dzieciak wiedząc, że widziałem jego arcydzieło. Na myśl o tym, mimowolnie się uśmiechnąłem się.

Chwila, CO?! Od kiedy się uśmiecham, na myśl o kimś? I co to za ekscytacja jak zakochana nastolatka? Boże, co się ze mną dzieję...

W tym samym momencie do mieszkania wjechał na wózku Erwin. Skierowałem się więc do kuchni, gdzie znajdowały się drzwi zewnętrzne.

- Cześć. - przywitał się krótko, zdejmując kurtkę.

- Hej. Opowiem ci śmieszną historię. - powiedziałem za bardzo entuzjastycznie jak na mnie.

- Wow, ty i śmieszne historię, gadaj.

- Jak jesteś zmęczony to później ci opowiem, to nic ciekawego za bardzo. - starałem się być znów starym, obojętnym sobą.

- Nie dawaj się prosić. - powiedział blondyn i podjechał do stołu w kuchni, gdzie ja już siedziałem na drewnianym krześle.

Zacząłem mu opowiadać wszystko po kolei, od jazdy autobusem, aż do wypicia kawy w kawiarni.

- Levi, ty to masz powodzenie wszędzie. Jak ty to robisz? - zapytał. - Jesteś brzydkim, smutnym gnomem co jest z tobą? - dogryzał mi.

- Mam dwie sprawne nogi. - zażartowałem sobie, co było w naszych rozmowach dosyć częste. - I nie tylko nogi. -uniosłem znacząco brew.

- Cholerny gnom. - przeklnął pod nosem, co uznałem za wygraną w dogryzaniu. - Idę się położyć, o której idziesz do roboty?

- O dwudziestej, czyli za cztery godziny. - odpowiedziałem i skierowałem się w stronę kuchenki, żeby zaparzyć sobie kawy. - Chcesz? - zapytałem wskazując pudełko z kawą.

- Nie, dzięki. - i na tym skończyła się nasza rozmowa.

Często sobie zadaje pytanie jak on się czuję, ale tak naprawdę. Mineło dziesięć lat od... pewnego incydentu, a z nim jest coraz gorzej. Myśli, że nie widzę jak udaję ,,wesołego inwalidę cieszące się życiem". Jest wręcz przeciwnie...

Moje ciągłe myślenie przerwał gwizd czajnika. Zalałem kawę w zwykłym, czarnym kubku i udałem się do swojego pokoju.
Mój pokój był oczywiście dosyć mały, ale okno otwierało się na drzwi pożarowe, na których często paliłem papierosa. Przesiaduje tam, nawet, gdy nie palę. Mało osób potrafi zauważyć jaki tam jest widok. W tym pełnym gwary i hałasu mieście, widzę coś co mnie urzeka, widzi to ta część mnie, której ja nawet nie znam.

Popatrzyłem się na zegar, żeby upewnić się ile jeszcze mam czasu, zostały mi trzy godziny i około dziesięciu minut.

Postanowiłem wyjść na schody pożarowe, żeby napić się kawy i zapalić papierosa.

Oczywiście od razu z otwarciem okna poczułem zimny wiatr, ale czego można oczekiwać po pogodzie w listopadzie. Jako ta mniejsza część ludzi, kocham chłód i zimę, wyjątkiem jest kawa (nienawidzę zimnej kawy). Gdy byłem młodszy lubiłem lato, ale czasy się drametrialnie zmieniły.

Twój do końca (ERERI)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz