Jak poszliśmy na bal bożonarodzeniowy

462 35 6
                                    

NARRATOR: Scorpius Malfoy

.

.

.


Marzyłem o tym wielkim dniu,

gdy zatańczymy razem, razem,

i tylko ty będziesz w mym świecie,

moim światem, całym światem.

-o0o-

Zielono mi, gdy patrzę w twoje oczy, Albusie. Widzę je zawsze, nawet gdy w nie nie patrzę. Chyba oszalałem.

Oszalałem na twoim punkcie...

Wiesz o tym? Skąd. Skąd niby; przecież nigdy ci nie powiedziałem.

Właściwie... czemu? Sam nie wiem. Czy to mówiłoby zbyt wiele? Czy pokazywałoby za dużo? Czy byłoby ogniem, który spala mosty, i potem nie ma już powrotu?

Czy to byłby krok za daleko? A może więcej...

Wydaje mi się, że mnie rozumiesz. Ale w takich chwilach jak ta, uświadamiam sobie, że wcale nie; nie tak bardzo. To ulga, że nie wiesz o mnie wszystkiego.

Ty wiesz rzeczy, których nie wiem ja, ja wiem rzeczy, których nie wiesz ty; uzupełniamy się. Prawda? To tak działa.

Piękne.

Tylko czemu piękno musi... boleć.


***

Gdy przeczesujesz palcami swoje czarne włosy, śledzę ruch twojej dłoni jak drapieżca czający się na ofiarę.

Chciałbym móc zrobić to za ciebie.

To głupie...

Ale nie tak zwyczajnie, tak od niechcenia; chciałbym to zrobić... inaczej. Tak, żebyś czuł to, co ja czuję, gdy robisz to mi.

Czemu się boję?

Czy te uczucia, te iskry, iskierki, ciarki i ciepłe fale są tylko moje? Może ty też je czujesz...

Wzdychasz. Jak zawsze, gdy masz dość swojej fryzury.

— Dobra, z tym się i tak nic nie da zrobić. Przeklęte geny — burczysz, obdarzając stalowym spojrzeniem swoje odbicie.

I tak mi się podoba.

— No co ty, jest okay. — Wzruszam ramionami, opuszczając miękki materac swojego łóżka. Siedziałem na nim z książką na kolanach, udając, że czytam.

Odchrząkasz, obracając się ku mnie zamaszyście, wygładzając swoją zieloną szatę. Wyglądasz na spiętego, gdy twój wzrok spoczywa na moich przydługich włosach niedbale ułożonych w artystyczny nieład.

— Hmm... — mruczysz w zamyśleniu, mrużąc oczy, a ja tak jakby zapominam, jak się oddycha.

— To co, chyba już pójdziemy? — sugeruję od niechcenia, odrzucając książkę na łóżko.

Kiwasz głową.

— Ta, możemy...

Podchodzę do ciebie i słyszę, jak twój oddech się trzęsie, gdy próbujesz się uspokoić. Staję za tobą; nasze spojrzenia spotykają się w sięgającym podłogi lustrze w drewnianej oprawie, które przeniosłeś z łazienki.

— Nie ma strachu — mruczę, kładąc dłonie na twoich ramionach, uciskając napięte mięśnie. Wiem, że to ci pomaga. Mnie też pomaga. — Pamiętaj tylko, że masz prowadzić. Tak jak ćwiczyliśmy. Dokładnie tak...

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz