25. Lek na ból

60 4 2
                                    

Witajcie po sporej przerwie. 

To nie jest to, co było napisane. 

Niestety, ani ja ani Ticci nie odnalazłyśmy weny i nie mogłyśmy sobie przypomnieć, co działo się w zaginionych rozdziałach...ale ostatnio za bardzo zatęskniłam z tym opowiadaniem...i jeszcze widząc powstające raki na wattpadzie...stwierdziłam, że czas ponownie pokazać, jak wygląda w miarę porządny fanfick z EL. Ostatecznie, Zimny Błękit swego czasu był prekursorem z EL na wattpadzie...chyba. Przynajmniej, gdy pierwszy raz tu wylądował, nie widziałam innego. 

Mój styl pisania odrobinę się zmienił, na pewno to zauważycie. To od pisania RP na bloga "Atlancka Wyższa Uczelnia" ( pozdrawiam ludki, może ktoś stamtąd mnie czyta, kto wie...), bardzo fajna zabawa, zapraszam, trwa aktualnie rekrutacja na nowy rok szkolny, który trwa tam dwa miesiące naszego czasu. 

A WIĘC REAKTYWACJA, MOI DRODZY! 

W miarę moich możliwości czasowych, postaram się wstawiać rozdziału co tydzień, ale nic nie obiecuję. Zaczęłam drugi rok studiów i może być krucho, ale może damy radę. W końcu najlepsze dopiero przed nami w tym opku. 

P.S Zaczęłam bawić się w Aesthetics. Jeśli poznajecie osobę, dajcie znać w komentarzu. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

................................

Olivia

Wstałam z chwilą, gdy słońce zaczęło dość dokuczliwie uśmiechać się prosto w moje powieki. Każdej nocy zapominam zasłonić żaluzję, niech to szlag.

Z ciężkim westchnieniem otworzyłam oczy...i nie wiem, co było gorsze. Oczojebne słońce czy głowojebny kac morderca. A jednak trochę cię wzięło, brawo Olivia. Gratulacje. Szczęście, że obeszło się bez koszmarów, jak to czasem bywało na kacowym spaniu.

Obróciłam się na plecy i spróbowałam podnieść swoje ospałe cielsko z łóżka.

A gdzie tam. No to inaczej.

Przeturlałam się na drugą stronę łóżka i zrobiłam to ponownie, zsuwając się wraz z kołdrą na podłogę, w błogi cień. Siedziałam na podłodze, oparta o łóżko plecami, z kołdrą na głowie...tak jakoś przez kilka minut, po czym podjęłam próbę podniesienia czterech liter z podłogi.

Udało się...pomijając fakt, że wpadłam na ścianę. Ale ustałam. To się liczy.

Z szafy wyciągnęłam żółty sweter i czarne legginsy, po czym ruchem sunącym, niczym jaszczurka na ścianie, poczłapałam do łazienki.

Na korytarzu poczułam zapach kawy i przez cały późniejszy pobyt w łazience, zimny prysznic i zapach kawy w uparcie pozostający w nozdrzach. wystarczająco mocno doprowadziły mnie do stanu dostatecznego ogaru.

Ubrania z wczoraj wrzuciłam do kosza na pranie, do siatki, która zawierała tylko moje brudasy, po czym wyszłam, by wreszcie zaspokoić głód na kawę. O dziwo kawę. Nigdy jej nie lubiłam, ale dziś czułam, że bez niej umrę. Lekarstwo trzeba przyjąć, by być zdrowym. Co poradzić.

Zimny BłękitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz