- Gdzieś tutaj była. - Powiedział Jaemin, cicho stawiając kroki wśród wysokiej trawy.
- Mogłeś zawiązać na drzewie jakąś szmatkę. Wtedy nie bylibyśmy zdani na twoje nieomylne zmysły. - Donghyuck wywrócił oczami, idąc ścieżką rozgarniętej trawy zaraz za przyjacielem. Okrągła kula słońca zbliżała się szybko do linii horyzontu nasiąkając intensywną pomarańczową barwą, żeby rozlać się po niebie mieszaniną czerwieni, fioletu i różu. Nie mieli dużo czasu, cienie rzucane przez drzewa robiły się coraz dłuższe, a z każdym zamknięciem powiek robiło się ciemniej.
- Może wrócimy tu jutro? - Jaemin obrócił się do chłopaka z przepraszającym spojrzeniem.
- Jutro już jej tu nie będzie. - Donghyuck spojrzał w kierunku kilku samotnych skał. Takie prawo rządziło w lesie, kiedy zgasną ostatnie promienie słońca, zaczyna się czas łowców.
- Cicho. - Jaemin zamknął oczy. Donghyuck zamilkł i wstrzymał oddech, mimo to w lesie nigdy nie było idealnie cicho, wiatr poruszał źdźbłami traw, tworząc szumiący pomruk, pęknięcia starych konarów brzmiały jak pojękiwania zbolałego starca, a od strony skał dochodził do nich odgłos cichego wycia. Jaemin stał marszcząc czoło.
- Tam. - Wskazał palcem, otwierając oczy i natychmiast ruszył w tamtym kierunku. Donghyuck był tuż za nim, więc prawie na niego wpadł, kiedy ten raptownie się zatrzymał. Wyjrzał zza jego ramienia i zobaczył brązową kulkę, której drżące ciałko unosiło się w przyspieszonym oddechu. Małe sarniątko wyglądało na przerażone, jego wielkie, czarne oczy wpatrywały się w dwójkę chłopaków, którzy odkryli jej kryjówkę pośrodku gęstej trawy. Donghyuck odsunął się o krok, jeśli ktoś miał uspokoić sarniątko to tylko Jaemin. Jego przyjaciel uklęknął i po chwili obrócił się z maleństwem w ramionach.
- Świetnie, jego matka jest pewnie ze swoim stadem niedaleko wodopoju, zawsze na noc zbierają się na otwartej przestrzeni, bo tam łatwiej im bronić młodych. - Powiedział Donghyuck zerkając w obawie na zachodzące słońce.
- To dwa kilometry stąd. - Powiedział Jaemin i zaczął kierować się w dół zbocza. Donghyuck wyprzedził go, żeby przecierać dla niego szlak. Dwa kilometry nie stanowiły problemu, dla tej dwójki nie powinno to zająć więcej niż piętnaście minut, potrafili się poruszać po lesie bardzo sprawnie. Jednak to były kolejne dwa kilometry, które dzieliły ich od domu, a to już dawało pięć kilometrów. Nawet jeśli wróciliby biegnąc, zaraz po zwróceniu malucha mamie, to zajmie im to co najmniej trzydzieści minut, bał się że mogą nie zdążyć przed zachodem słońca, a obaj mieli kategoryczny zakaz wałęsania się po lesie o zmroku. Stopy obu chłopaków lekko muskały ziemie kiedy zbiegali w dół, kierując się na dźwięk szumiącego strumienia. Grube pnie sosen powoli zmieniały się w smukłe buczyny, a na ich drodze stawało coraz więcej leszczynowych gałęzi, które smagały ich ciała jak bicze, zostawiając czerwone pręgi na odsłoniętych łydkach i przedramionach. Musieli zwolnić i przeciskać się przez zarośla. Kiedy Donghyuck zobaczył przed nimi gęstwinę malinowych krzaków, odwrócił się, żeby znaleźć inną drogę, ale zobaczył wystraszone oczy małej sarenki i szepczącego do niej uspokajające słowa Jaemina, który odczuwał niepokój zwierzęcia jak swój własny. Westchnął i odsunął gałęzie malin, czując jak ciernie kaleczą jego skórę. Jaemin skulił się nad sarniątkiem i przeszedł koło niego. Po chwili byli już na polanie. Tak jak się spodziewali w oddali zobaczyli stado saren. Zwierzęta zwróciły głowy w ich kierunku, ale nie uciekły. Jaemin uklęknął i postawił sarniątko na ziemi. Maluch nawet się na nich nie obejrzał, tylko pomknął na swoich chudych nóżkach w stronę stada.
- Jest tam jego mama? - Zapytał Donghyuck wytężając wzrok.
- Jest. - Jaemin wstał z uśmiechem satysfakcji na twarzy. Patrzyli jeszcze chwilę, aż mała brązowa kropka zlała im się z ciałami innych saren stojących w oddali. Sarna nigdy nie przyjęłaby swojego dziecka, gdyby wyczuła na nim zapach człowieka, ale to nie tyczyło się Jaemina i Donghyucka, oni byli Dziećmi Lasu, a przynajmniej jeden z nich. Chłopak znów spojrzał na niebo, które z każdą chwilą nasycało się nowymi barwami.
CZYTASZ
The Elements
Fantasía(Markhyuck, Nomin)Historia szkolnej miłości, okraszonej odrobiną magii, która ginie w realnych problemach dnia codziennego. Na świecie istnieją cztery krainy w których mieszkają Dzieci: Morza, Nieba, Lasu oraz te, które przeprowadziły się do Miasta...