-_6_-

30 2 1
                                    

Kawa w filiżance obijała się o brzegi szklanki, kiedy wchodziłam po schodach na górę. Stopnie trzeszczały pode mną niemiłosiernie, choć starałam się wchodzić w miarę wolno. 

Dylan źle zniósł to całe zdarzenie, od dwóch dni nie wychodzi z łóżka i boi się nawet spojrzeć na jezioro. Rolety całymi dniami wiszą zasłonięte,a on do środka nie wpuszcza nikogo prócz mnie. Wcale mu się nie dziwie. 

Po tym wszystkim, opowiedzieliśmy Mariah, Lydii i Maxowi co się wydarzyło, a oni wybuchnęli głośnym śmiechem. Żadne nie uwierzyło, nawet nie próbowali uwierzyć. Wyśmiali nas jedynie i czekali, aż przyznamy, że to kiepski dowcip. Sprawa Lucasa była ciekawsza. On pamiętał jedynie to, że wskoczył do jeziora by pomóc mi wyciągnąć Dylana, bo się topił. Nie pamiętał nic poza tym. Nic. 

To trochę zabolało, że nasi przyjaciele nie wierzą nam chociaż przysięgaliśmy na wszystkie jak to się mówi świętości, że nie kłamiemy. 

Dylan od tamtego czasu zrobił się dziwny. Siedzi skulony na łóżku i nie wychodzi na zewnątrz. W nocy nie raz obudził mnie głośnym krzykiem, a ja przybiegałam do jego pokoju i kładłam się obok. Wtedy udawało mu się spokojnie spać. 

Weszłam już na pierwsze piętro i skierowałam się do pokoju mojego przyjaciela. Nacisnęłam na klamkę i spotkało mnie niemiłe zaskoczenie, bo drzwi były zamknięte. 

- Dylan? - zapytałam, podejmując się kolejnej próby otwarcia. 

Odpowiedziała mi cisza. Spojrzałam na sufit, czekając na opóźnioną reakcję, ale się nie doczekałam. Już uniosłam rękę, żeby uderzyć w nie, lecz coś mnie powstrzymało. Dokładnie ciemna woda, która wypłynęła spod szpary na dole. Zabarwiła moje białe skarpetki na czerwono, chyba tylko dlatego odłożyłam szklankę z kawą na podłogę i nie wiele myśląc uderzyłam z impetem w drzwi, a one choć z wielkim sprzeciwem, otworzyły się. Wparowałam do środka, natychmiast się za mną zamknęły, tworząc niewyobrażalny huk. Przymknęłam dłońmi uszy, z bólu, a potem odszukałam Dylana na łóżku. 

Siedział skulony i mimo mojej obecności nawet na mnie nie spojrzał. Wyglądał bardzo niezdrowo. Skóra nabrała szarego odcieniu, a ciemne półksiężyce pod oczyma sprawiały, że wyglądał z leksza jak zombie. Pożałowałam, że nie doniosłam mu tej kawy. Oczy miał całe czarne, jakby źrenice pożarły mu brązowe tęczówki. 

- Dylan? - zapytałam, ale nawet nie drgnął, uparcie patrząc w kąt. 

Przypomniałam sobie jak Lucas patrzył na jasnowłosą dziewczynkę, kiedy go zahipnotyzowała i bałam się, że z Dylanem w tej chwili robi to samo. Bałam się, że tam stała. 

Powoli odwracając głowę spojrzałam w tamtą stronę...

Ale nic tam nie zobaczyłam. 

Z ulgą rzuciłam się w stronę przyjaciela, kiedy materac ugiął się pod moim ciężarem dopiero na mnie spojrzał. Było mi go żal. Włosy lekko przetłuszczony sterczały mu na wszystkie strony, koszulki również nie zmieniał od dwóch dni. Z czego kila razy budzi się cały zlany potem. Jego oczy były smutne, pełne wyczerpania i bezsilności. 

- Okej? - zapytałam. 

Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie zdążył. Coś czego ja nie słyszałam i nie widziałam sprawiło, że skulił się i nurkując w kołdrze, a następnie zataczając się na poduszkę przysłaniał sobie uszy dłońmi. 

- Dylan! 

Chciałam jakoś zareagować, nie mogłam patrzeć jak cierpi... Spojrzałam w kąt i wtedy dostrzegłam tam jasnowłosą. Jej biała sukienka była brudna od czarnej mazi, cała była w nią umazana. Jednak najbardziej przerażające były jej zęby. Ostre kły jak u pirani i rozerwana szczęka. Po chwili również zasłoniłam uszy dłońmi, bo z ust dziewczynki wylatywały ogłuszające dźwięki, jakby piszczała, ale nie mogła. Myślałam, że rozerwie mi głowę. 

Ból promieniował po całej potówce, płynął nerwami po całym ciele. Wokół upiornie bladych stóp dziewczynki, znajdowała się brudna woda, podobna do tej w jeziorze. Zaraz po krzyku, pokój wypełnił się śmiechem pełnym paranoi i złości. Chwila śmiechu, i nastała cisza. Jednocześnie przyjemna, i przepełniona strachem. W miejscu gdzie stał potwór, zamiast wody, w ciemnych, dębowych deskach, wypalone były dziecięce stopy. Żarzył sie kawałek spalonego drewna, i cichutko, prawie niesłyszalnie, syczał.

- Alex? - tuż za swoimi plecami, usłyszałam cichutki szept, jakgdyby wypowiadało je malutkie dziecko, bojące się własnego cienia. Powoli na palcach, podeszłam do starego łóżka, i usiadłam na nim ostrożnie. 

- Tak, Dylan. Jestem tu.

Chłopak złapał mnie mocno za nadgarstek jedną dłonią, a drugą przyłożył do klatki piersiowej.

- Alex prosze, pomóż mi... 

- Co się dzieje? 

Oczy Dylana stały się przerażająco duże, jego twarz stała się jeszcze bledsza, jednocześnie lekko siniejąc.

- Ja.. Alex.... topię się.



Klątwa Seattle (Postrach Dzieciństwa)Where stories live. Discover now