Rozdział 18.

207 12 2
                                    

[PERSPEKTYWA JEFF'A]
Jej optymizm czasami mnie zaskakuje. Jak to możliwe że w jednej chwili chce ci się płakać a w drugiej po prostu się uśmiechasz? Nie wiedziałem o co jej chodzi. Wyjrzałem przez okno. Zbierały się chmury. Mimo to raczej nie wyglądało na to by znowu miało padać.

-Chodź.- powiedziałem stanowczo.

-Co? Gdzie?- zapytała zdziwiona.

-Myślisz że dziewczyna która o mało cię nie zabiła jest głupia? Oj nie. Dlatego musimy iść dalej.

Fakt, była zdziwiona ale musiała zrozumieć że Elodie nie podda się tak łatwo. Pospiesznie zabrała ze sobą swoją kurtkę i wyszliśmy ze Smile'm. Wszędzie było błoto więc musieliśmy uważać by przypadkiem nie wylądować na ziemi bo było dość ślisko. Po kilkunastu minutach usłyszałem że Smile zaczyna szczekać.

-D...Dym?!- głos Vivien wyrwał mnie z szoku.

Spojrzeliśmy za siebie. W miejscu gdzie powinna znajdować się chatka w której nocowaliśmy stała w płomieniach. Oczywiście to były tylko domysły że względu na to że widzieliśmy tylko dym unoszący się znad drzew. Pociągnąłem blondynkę za rękę i zaczęliśmy biec. Na nasze nieszczęście znowu zaczęło padać.

-Zwolnij! Nie nadążam!- krzyknęła ciągle trzymając moją dłoń.

Nie słuchałem. Cały czas biegliśmy między drzewami.

W pewnej chwili zaczęło błyskać i grzmieć co oznaczało kolejną burzę. Piorun trafił w jedno z drzew obok nas i upadliśmy na ziemię.

[PERSPEKTYWA VIVIEN]

Gdy upadliśmy na ziemię przeszył mnie ból w ramieniu. Miałam nadzieję że to nic poważnego ale po chwili rozejrzałam się i zauważyłam nieprzytomnego Jeff'a. Podbiegłam do niego i zauważyłam że ma rozciętą brew. Musiał dość mocno dostać w głowę.

-W...Wstawaj.- mówiłam i starałam się go w jakikolwiek sposób obudzić.

To nie było zbyt bezpieczne miejsce. Z tego co się orientowałam to niedaleko tamtego miejsca powinna znajdować się sporą polana. Tylko był problem z zaciągnięciem go tam.

-Jeff. Wstawaj.- powiedziałam potrząsając nim.

Ani drgną. Zostało mi jedynie zaciąganie go tam siłą.
Po kilku, maksymalnie kilkunastu, minutach udało mi się. Nie sądziłam że jest taki ciężki.Po kilku minutach ocknął się i panicznie rozejrzał.

-Co się właśnie stało?- zapytał trzymając się za zranione miejsce.

-Drzewo się przewaliło i dostałeś w głowę. Straciłeś przytomność a że polanka na której jesteśmy jest nawet nie daleko tamtego miejsca postanowiłam że jakoś cię tu zaciągnę. Swoją drogą, mógłbyś trochę schudnąć.

-To się nazywają mięśnie, moja droga.- uśmiechnął się- Mniejsza z tym. Idziemy dalej.

-Ż...Żartujesz?! A co jeśli ta sytuacja się powtórzy?! Nie mam zamiaru cię ratować.- powiedziałam krzyżując ręce na piersi.

-Słuchaj, nie pierwszy raz biegam po lesie podczas burzy. A poza tym, nie musiałaś mnie ratować.- powiedział.

-Jesteś coraz bardziej nieznośny.- powiedziałam na głos.

-Ty też. Mam cię dość.

-Ja ciebie też. Żegnaj.- odwróciłam się do niego tyłem i poszłam parę kroków przed siebie.

Nawet nie próbował mnie zatrzymywać. I dobrze. Miałam go dosyć. Przeszłam przez całą polankę i szłam między drzewami. Cały czas czułam na sobie jego wzrok. Dziwne uczucie. Zignorowałam to i szłam dalej. Po pewnym czasie zaczęło mnie to jednak wkurzać. Odwróciłam się gwałtownie. Nikogo.

-Co jest grane?- pomyślałam.

Zaczęłam biec. Nie wiedziałam dokąd. W pewnej chwili upadłam a następnie podniosłam wzrok. Elodie. Od razu cofnęłam się do tyłu tyle ile mogłam.

-Co? Zostawili dziecko samo w lesie?- zapytała drwiąco- Nie martw się. Niedługo znajdziesz się przy siostrze.

W jej dłoni zauważyłam nóż. Zaczęłam drżeć ze strachu. Nie mogłam się ruszyć. Podniosła ostrze do góry i zamachnęła się. Zamknęłam oczy i czekałam aż ostrze zagłębi się w mojej skórze. Jednak zamiast tego usłyszałam zgrzyt metalu ocierającego się o metal. Wiedziałam kto to. Otworzyłam oczy a moim oczom ukazał się Jeff stojący przede mną. Sprawnie zablokował atak dziewczyny osłaniając mnie. Jednak chwilę późnej Elodie rozcięła jego klatkę piersiową oraz ramię. Mimo to nie poddawał się.

Jakoś nam się udało przed nią uciec. Niestety Jeff z powodu ran nie był zbyt zdolny do dalszej walki.

-Tak mi głupio...- powiedziałam patrząc w ziemię.

-Powinno. Przez ciebie jestem ranny.- powiedział oschle.

-Wiesz, że nie musiałeś za mną iść, prawda?

-Żebyś uciekła, opowiedziała komuś o mnie i wsadzili mnie za kratki? Nie dzięki.

Przez resztę drogi siedziałam cicho. Wolałam się nie odzywać. Nie po tym co przytrafiło mu się z mojej winy. Zanim się zorientowałam staliśmy przed jakimś miasteczkiem. Budynki wyglądały na opuszczone a ulice były puste.

-G...Gdzie jesteśmy?- zapytałam.

-Po prostu chodź za mną.- powiedział a ja byłam skazana pójść za nim.

-Co on kombinuje?!- pomyślałam idąc za nim.



Zacznijmy od nowa  |Silent Scream 2| ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz