Kolejny dzień w pracy zapowiadał się spokojnie. To oznaczało, że do południa będziemy siedzieć przy komputerach z możliwością przeglądania wiadomości. Tak wyglądały poniedziałki, zanim zostały nam przydzielone obowiązki. Najwięcej pracy wtedy miała Ashley i John. Nie mieli dla nas czasu, a pracownicy nie byli, aż tak ambitni, żeby samemu znaleźć sobie coś do roboty. No, chyba że mieli jakieś zaległe zadania. Ale komu, by się chciało pracować, jak nie musiał?
Na początku chciałam pokazać, że byłam ambitna i każde polecenie wykonywałam od razu. Nawet robiłam więcej niż inni. Oczywiście niektórzy to zauważyli i zaczęli wykorzystywać, podrzucając swoją robotę. Jednak Katie z sekretariatu wytłumaczyła nam, że dopóki sprawa nie była pilna i szefowa nie kazała jej zrobić na już, nie musieliśmy się śpieszyć. No, to się zastosowałam i pracowałam jak inni. Ale czasami, gdy się bardzo nudziłam, pytałam ludzi, czy nie mieli czegoś do zrobienia. Nie lubiłam całymi dniami siedzieć bezczynnie. Tak bywało tylko na początku tygodnia. Zazwyczaj od środy mieliśmy tak dużo roboty, że nie wychodziliśmy na lunch ani obiad. Jadaliśmy na szybko kanapeczkę przy biurku, kawka w biegu między dyżurem albo spotkaniem z klientami, na które chodziliśmy ze swoimi opiekunami. Musieliśmy nauczyć się, jak wyglądała nasza praca, ale lubiłam, jak się coś działo i wracałam do domu zmęczona pracą. Czasami nie miałam siły i zasypiałam po południu. Zdarzało się, że wtedy spałam już do rana. Tak, właśnie moje życie towarzyskie w tygodniu, legło w gruzach. Dobrze, że weekendy były wolne.
– Co dziś robimy? – spytała Louisa.
Spóźniła się po raz pierwszy, ale to się w sumie nie liczyło, bo Ashley o tym wiedziała od wczoraj. Nasza szefowa była naprawdę wyrozumiała, ale pod warunkiem, że o wszystkim jej mówiliśmy i uprzedziliśmy. Nikt nie chciałby być wystawiony do wiatru, jeśli chodziło o jego interes. Rozumiałam ją doskonale.
– A co robiliśmy w czwartek? – spytał Tom.
W czwartek nie robiliśmy nic. Matt zagonił nas do szukania akt, co zajęło nam godzinę. Zaproponował nawet, że pod jego nieobecność moglibyśmy zrobić porządek w jego gabinecie. Odmówiłam od razu. Raz Louisa wpadła na pomysł, żeby wynieść akta naszykowane przez Johnego, do archiwum. Pomysł był świetny, dopóki nie przyniósł kolejnych i nie kazał nam ich układać. Teraz myślał, że będziemy mu sprzątać za każdym razem. Buc, nawet nie powiedział, jednego dziękuję. Niech spada. Nikt tak nie działał mi na nerwy w tej firmie, jak on.
– Wy wiecznie nic nie robicie. - Zajęła swoje miejsce.
– A ty to co? - Rzuciłam w nią długopisem.
Ciekawe, co ona robiła przy komputerze. Przeglądała jakieś strony z wnętrzami i cały czas nam pokazywała, jak chciałaby umeblować dom. Louisa ze swoim narzeczonym wybudowali dom, do którego za kilka miesięcy się wprowadzą. Musieli go tylko umeblować. Zazdrościłam jej. Jeszcze przed ślubem wyprowadzi się od rodziców, ale miała odpowiedzialnego chłopaka, z którym była od szkoły średniej. Mogła z nim planować przyszłość bez obawy, że któregoś dnia to runie.
– Ciężko pracuję całymi dniami. - Rozejrzała się po biurku i spojrzała na nas, marszcząc brwi. – Gdzie moja kawa?
– Myśleliśmy, że kupisz po drodze, więc nie robiliśmy. - Uśmiechnęłam się.
Kawę dla nas zawsze robił ten, kto przychodził pierwszy. Tak wyszło, że dzisiaj wszyscy spotkaliśmy się pod kancelarią, a w takim przypadku kawę parzył ostatni. Wypadło na Louise.
– Pan i Władca już u was był?
Chodziło Johnego. Mimo że Ashley była szefową i miała ostatnie słowo w kancelarii, High uważał się za szefa. Myślał, że mógł nami rządzić i nas wykorzystywać. Nie mógł. Chyba sam jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie miał władzy nad nikim. Ogólnie wszyscy z pracowników mieli w dupie jego rozkazy. Dla świętego spokoju mu przytakiwali, ale i tak dalej robili swoje.
– Nie.
– Zróbcie mi kawę, idę do jaskini lwa.
Ostatnio Lou miała dyżury tylko z Johnem. W ogóle zauważyłam, że Ashley, układając grafik, zmieniała nam tylko dni. Jeszcze w poprzednim miesiącu miałam dyżury ze wszystkimi po kolei, a teraz tylko z Mattem. Alice została przydzielona do Jackie, a Tom pomagała Olivii. Na początku śmialiśmy się, że wyjdzie z tego jakiś romans. W sumie chłopak nie wyszedłby na tym źle. Olivia była fajną dziewczyną, nieźle ustawiona. Plotki jednak dotarły do Fortmana i grzecznie poinformował, że nie radził Tomowi brać się za starszą kobietę. Oczywiście nie chciał wyjść na zatroskanego brata, ale doskonale wiedzieliśmy, że chciał powiedzieć, żeby odwalił się od jego siostry. Tom trochę się wystraszył, co nas rozbawiło. Matthew był chyba ostatnią osobą w biurze, której można się bać. Ale nie wiedziałam, przecież, jaki był, jeśli chodziło o siostrę.
Tak, jak myślałam, do lunchu się nudziliśmy. Udało mi się nawet przeczytać kilka rozdziałów książki. Może teraz będę miała więcej czasu na czytanie. Do tej pory jedyne książki, z jakimi miałam styczność to podręczniki, poradniki i kodeksy. Matthew chyba też się nudziło, bo przyszedł do nas.
– A ty nie masz co robić? - Lou spojrzała na niego.
Nie miała problemu z dogryzaniem pracownikom, a im to nie przeszkadzało. Nawet potrafili się odgryźć. Lubiłam tę luźną atmosferę. Ostatnio nawet nawrzeszczała na Angele. Nie odzywały się do siebie do tej pory. Louisa miała z tego ubaw, ale nie pozwoli sobie wejść na głowę. To, że pracowaliśmy tutaj krócej, nie znaczyło, że ktoś miał obarczać nas swoimi obowiązkami. Mieliśmy też swoją robotę, którą trzeba wykonać i za którą nam płacono.
– A może mi się dobrze tutaj siedzi? - Rozsiadł się przy biurku naprzeciwko mnie.
Nie lubiłam, gdy ktoś tam siedział. Nawet nie dało się udawać, że coś robiłam, bo ciągle się gapił. Powinniśmy wynieść ten komputer, żeby nikt tam nie usiadł.
– Ale tutaj nie ma miejsca, robisz tłok.
Louisie, też przeszkadzało towarzystwo innych pracowników. Miała wtedy wrażenie, że nas kontrolowali i tylko czekali, żeby powiedzieć Ashley, że nic nie robiliśmy.
– Przecież jest miejsce dla mnie. - Uśmiechnął się. – To biurko jest puste.
– Tak samo, jak drugie u ciebie – odgryzła się.
Jakiś czas temu z kancelarii odeszła sekretarka Matthew. Nikt nie wiedział, dlaczego się zwolniła. Chodziły plotki, że przez niego. Podobno nie przepadali za sobą i utrudniał jej życie. Olivia twierdziła, że narzucała się i gdy jej brat dosadnie powiedział, że miał dość jej zalotów, nie wytrzymała i odeszła. Nikt tego do tej pory nie skomentował. Ashley kiedyś zaśmiała się tylko, że z Fortmanem wytrzymywała tylko jego żona. Dlatego starałam się mieć z nim dobry kontakt, żeby mu nie podpaść i nie stracić pracy. Nie no, nie chodziło o pracę. Skoro się nie będę tutaj nadawać, to po co miałam blokować miejsce komuś lepszemu?
– Chcesz być moją sekretarką?
– Nie, ale Alice pewnie, by chciała. - Spojrzała na nią.
Alice była spokojna, miła i ambitna. Chyba za to wszyscy ją tutaj lubili. Nigdy nie odmawiała, nie wymigiwała się od pracy tak, jak my i widać, że lubiła papierkową robotę.
– To zależy, ile dopłacasz. - Zaśmiała się.
– Emily przyszłaby za darmo, prawda? - Spojrzał na mnie zadowolony.
Akurat. Nie wyobrażałam sobie pracy z nim w jednym pomieszczeniu. Ledwie wytrzymywałam nasze dyżury. Czasami rozśmieszał mnie tak, że nie mogłam skupić się na pracy, a czasami nie odzywał się do mnie słowem. Zwariowałabym.
– Tutaj jest mi dobrze – odezwałam się po chwili.
– Uczennica ci się zbuntowała. - Zaśmiał się Tom.
– Ej! A co wy chcecie się mnie pozbyć? - Popatrzyłam na nich. – Czekacie na moje miejsce!
Oczywiście moje biurko znajdowało się w rogu pokoju tak, że wchodząc, nikt mnie nie zauważał. Dzięki czemu papierkowa robota podrzucana była tym, co siedzieli z przodu.
– Trafiło ci się przez przypadek.
– Zajęłam to miejsce uczciwie. Jak wy kłóciliście się o tamto. - Wskazałam na biurko Alice.
– To i ja bym przygarnął. - Zaśmiał się Matt.
Alice spojrzała na nas tylko zdziwiona. Chyba dziwnie czuła się, że cała uwaga ze strony Matthew spadła na nią.
CZYTASZ
Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]
RomanceNie miałam wyrzutów sumienia, że wpakowałam się do łóżka żonatemu facetowi. Raczej on powinien je mieć, bo zdradził kobietę, której przed Bogiem przysięgał wierność. Ja nikomu nic nie obiecywałam. Dlatego zniknęłam z jego życia, by nie komplikować b...