33

17 3 0
                                    

Otwieram drzwi, rozglądając się ostrożnie. Nic nie słyszę, więc chyba jeszcze wszyscy śpią. Powoli wchodzę na górę a potem do mojego pokoju. Uff, siadam na łóżku i bije się z głuchą ciszą, która aż dzwoni mi w uszach. Spoglądam znów na zdjęcie z Ruffian.
- wybacz mi. -Szepcze znowu szlochając.
Wycieram łzy a twarz chowam w rękach. Nie powinnam być tu teraz sama, bo mogę zwariować. Zejdę na dół, zjem coś choć i tak wiem, że nic nie przejdzie mi przez gardło.
Wstaje i zamykam za sobą drzwi od pokoju. Siadam za stołem i sięgam po jabłko z miski. Powoli i niechętnie wgryzam się w owoc. Brakuje mi go a równocześnie żałuję, że go poznałam. Kiedy na mnie patrzył zawsze widziałam spokój, przebaczenie, wyrozumiałość. Brakuje mi tego. Przełykam pierwszy kęs i biorę drugi. Nienawidzę go a równocześnie go........ Nie, nie, nie, czuje już napierające łzy.
- Ann??- Słyszę dobrze mi znany głos.
- Tak wujku Tomie?? -Odwracam się w jego stronę a on siada obok mnie przy stole.
- chciałbym Cię przeprosić.
- rozumiem, chciałeś dobrze.
- Nie Ann, prawda jest taka, że ja się do niczego nie nadaje, jestem zbyt poważny.
- może trochę.- Uśmiechnęłam się- Ale możemy to naprawić. W oczach wujka zobaczyłam nadzieję. - wystarczy, że się trochę zabawisz.
- oooo, ranne ptaszki. -Wujek Majk wszedł do kuchni i nalał sobie szklankę mleka. Nie wyglądał na wyspanego, pewnie przez to, że się martwił o mnie.
- wujku chciałam cie.......
-ciiiii. Wujek Majk przyłożył palec do swoich ust.
- o co chodzi?? -Wujek Tom poczuł się chyba pominięty.
-eeee. -Wujek Majk machnął ręką- nic ważnego.
- aham. -Odparł - no nic to ja się zbieram. Wujek Tom wstał zabierając jabłko i wyszedł.
- mam wspaniałych wujków.
- Nie podlizuj się mała. -Zaśmiał się wujek Majk ja smutno, ale zawsze uśmiechnęłam się pod nosem. - To co, za dwa dni przyjeżdżają twoi rodzice?
- taaak. -Odpowiadam smutno
- Nie cieszysz się??
- tak, ale nie chce podoba mi się tutaj.- Z drugiej strony może pomogło by mi to zapomnieć, ale co z Navaho? - chyba nie chce stąd wyjeżdżać.
- To miło, my też już tęsknimy. -Nastała cisza.- słuchaj wiem, że nie powinienem, ale czy coś się stało z Tobą i.... tym indianem, przepraszam, że pytam ale słyszałem jak się kłucie i.... Przerwał wyraźnie zakłopotany
- nic, po prostu nie jest tym kim myślałam, że jest.
- aha. -Cisza powróciła. Chyba powinnam zmienić temat.
- wujku, dlaczego nie macie koni? Przecież umiecie jeździć a jeszcze nie dawno...
- Tak, Masz rację, mieliśmy 3 konie od pewnego handlarza jednak wszystkie uciekły tak samo jak ten handlarz.
- jakie ? -Pytam coraz bardziej zainteresowana.
- gniade, jeden z nich miał charakterystyczą białą gwiazdkę, wyglądała jak idealna gwiazda. To był akurat mój koń, nazwałem ją Szajning,strasznie się z nią zrzyłem, zawsze przychodziła na zawołanie, wystarczyło gwizdnąć. -Przełknęłam silne, wiem gdzie jest ten koń. Widziałam go w stadzie pewnie ten cały handlarz był zwykłym tyranem zniewalając dzikie konie. Nic dziwnego, że uciekły. Wujek posmutniał i jakby się zamyślił. Chyba powinnam mu powiedzieć.
- Nie próbowałeś jej szukać? Wołać ?
- Nie, jeśli już by miała uciec to dalej na zachód za górami, tam są dzikie stada koni.
- wujku....- zaczynam, jednak od razu się rozmyślam
- Tak?
- nic, muszę iść. -Wstaję od stołu i wychodzę na zewnątrz. Siadam na werandzie kompletnie nie wiedząc o czym mam myśleć. Nie mogę mu powiedzieć bo on je znów zniewoli, choć może nie, może jak mu powiem, że one wciąż tu są tyle że przy swojej rodzinie. Powinnam mu powiedzieć, ufam wujkowi Majkowi ale nie do końca nigdy z nim nie wiadomo. AAAAA!! I co ja mam zrobić. Wiem kto wiedział by co zrobić. Nie!!! To już za dużo!!!! Spokojnie Ann. W głowie staram się poukładać wszystkie myśli. Bez rezultatu odsówam te o Ashicie i o Ruffian. O jednym na pewno musze zapomnieć. Głęboki wdech. Musze być twarda.
- ooo Ann! -Widzę babcię, która wyszła na zewnątrz.
- Cześć babciu. -Mówię smętnym głosem- to znaczy cześć babciu. Natychmiast poprawiam swój ton i usuwam z niego smutek. Babcia spojrzała na mnie z ukosa. Podejrzewa coś, cholera. - jak się spało?? -Zmieniam szybko temat by odwieść ją od dalszych przemyśleń. Babcia tylko troskliwie spojrzała na mnie.
- kochanie? -Zaczęła, to nie wróży nic dobrego. Podeszła bliżej o usiadła obok. - widzę, że cierpisz.- Posmutniałam, aż tak to widać???
- Nie no co ty babciu.
- w twoich oczach widać ogromne cierpienie, tyle przeżyłaś po stracie Ruffian, ale cierpisz przez kogoś jeszcze.- Zamarłam
- babciu...
- cii kochanie.- Przerwała mi szybko i chwyciła moje dłonie. - ja wszystko wiem. -Spojrzała na mnie swoim troskliwym i pełnym zrozumienia wzrokiem. Uśmiecham się smutno- nie wiesz może. Zaczęła- dlaczego wujek Majk jest taki przygnębiony. -No świetnie wystarcz, że to ja jestem przygnębiona. Ehhhh
- Nie wiem babciu.- Wzdycham i staram się nie patrzeć w jej oczy. 
Mam wrażenie, że robię im tylko kłopot. Najpierw ta akcja z utratą przytomności, dodatkowo ciągle chodzę smutna i wychodzę długo nie wracając. Sprawiam przykrość babci a teraz sprawiłam ją wujkowi. - idę do swojego pokoju babciu.- Zrezygnowana wlokę się po schodach A moje poczucie winny z każdym stopniem wzrasta. Bosze dlaczego ja..... kładę się na łóżko. Najpierw Ruffian Teraz on..... myślałam, że kiedy odsune Go od siebie
będzie mi łatwiej, ale się myliłam a teraz on powiedział mi, że to nic dla niego nie znaczyło a ja nie mogę tego znieść............

Navaho Gdzie Ty tam I JaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz