I

30 2 1
                                    


- Po co ty tam w ogóle jedziesz?

Westchnęłam głęboko i spojrzałam na babcię, która stała w drzwiach mojego pokoju, kołysząc się lekko w tył i przód. Zza grubych szkieł okularów patrzyły na mnie jej niespokojne oczy.

- Mówiłam ci, babciu. - Tylko jakieś milion razy. - Jadę do szkoły. Uczyć się.

Wróciłam do pakowania kufra. Na razie leżał w nim tylko kociołek i kilka książek. Starannie złożony komplet szat w barwach Ravenclaw znajdował się jeszcze na łóżku razem ze zwykłymi, mugolskimi ubraniami.

- Tu też masz szkołę – marudziła staruszka, biorąc do ręki moją miotłę. – W tamtej to chyba uczą cię tylko zamiatania korytarzy... I po co napakowali tyle żelastwa do tego kija? Toż to niewygodne...

Łagodnie, ale stanowczo zabrałam jej miotłę i ostrożnie umieściłam w kufrze. Nienawidziłam, gdy ktoś dotykał mojego Nimbusa, nawet ukochana rodzina. Nie był to może najnowszy model, ale dla mnie znaczył wszystko. Dostałam go od dziadka na moje piętnaste urodziny. Dzięki temu w zeszłym roku wreszcie udało mi się zostać ścigającą w drużynie Krukonów.

- Zapewniam cię, że z moimi zdolnościami nadaję się tylko do mojej obecnej szkoły – powiedziałam nieco zniecierpliwionym tonem. Naprawdę nie miałam czasu na wyjaśnianie tego wszystkiego po raz kolejny. 

- Nie lubię, kiedy wyjeżdżasz – wyznała niespodziewanie staruszka, a jej głos stał się dziwnie drżący.

Podniosłam wzrok znad kufra i zmierzyłam babcię spojrzeniem. W swojej sukience w grochy i kapciach w kształcie królików przypominała mi małe dziecko. Wyprostowałam się i przytuliłam ją mocno. Była prawie o głowę niższa ode mnie. Miała zaniki pamięci i często żyła w swoim własnym świecie, co potrafiło być irytujące, ale kochałam ją bardzo. I tak naprawdę nie lubiłam jej zostawiać.

- No proszę, jak uroczo.

Do mojego pokoju zaglądała siwa głowa, na której czubku znajdował się granatowy beret w gwiazdki. Dziadek był wspaniały. Ludzie brali go za nienormalnego, jednak jego umysł był trzeźwy i przytomny jak u mało kogo. Po prostu miał kilka swoich dziwactw. Któż z nas jest od nich wolny?

- Otrzyjcie łzy, płaczące niewiasty! - powiedział tonem godnym biblijnego proroka. - Zobaczycie się za parę miesięcy na Święta! Sandy pojedzie do swojej szkoły uczyć się wielu potrzebnych i nudnych rzeczy, a my tu z babcią będziemy się świetnie bawić!

W to akurat nie wątpiłam. Dziadek naprawdę umiał zajmować się niepełnosprawną osobą. Miał do tego jakiś wrodzony talent i cierpliwość. Potrafił całe dnie wymyślać dla babci zabawy, które sprawiały, że cieszyła się jak mała dziewczynka. Zawsze twierdziłam, że powinien był zostać uzdrowicielem, pielęgniarzem albo przynajmniej kwalifikowanym opiekunem starszej osoby, ale on lubił pracę w bibliotece.

Czarodziej pracujący w bibliotece. Jak to w ogóle brzmi! Dziadek z wyboru żył jak typowy mugol. Babcia, siłą rzeczy, również. Wszystko przez najczarniejszy z czarnych dni. Dzień, w którym straciłam moich rodziców. Wzdrygnęłam się na samą myśl tego zdarzenia, o którym wiedziałam całkiem dużo. Chyba zbyt dużo. Może byłoby mi łatwiej, gdybym myślała, że zginęli w wypadku samochodowym albo katastrofie lotniczej? Czymś, co było po prostu nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, a nie wyrazem cudzej nienawiści?

Dziadek objął babcię ramieniem i poprowadził ją w stronę drzwi.

- Chodź kochana, napijemy się herbatki. Sandy jest trochę zajęta, dołączy do nas za chwilę...

Zespoleni | Harry PotterWhere stories live. Discover now