Przygotowania

1.3K 81 5
                                    

Szłam przez przytulny korytarz wprost za panią Rose. Mijałam od czasu do czasu portrety jakichś ludzi. Zatrzymałam się przed jednym z nich. Mężczyzna na tym płótnie wyglądał jak Evan, no może prawie, bo miał trochę inny nos i węższe usta. Gdyby nie data 15 marca 1900 r. myślałabym, że to on.
-Eliasz, pradziad mojego męża - westchnęła.
-Jest prawie identyczny..
-Ah, to prawda...podobno raz na kilkaset lat jeden gen u wilkołaków staje się dominujący i w wyniku tego co parę pokoleń rodzi się ktoś podobny do swojego prapradziadka. Evan nie jest podobny a identyczny. Może w sumie to i lepiej - wzruszyła ramionami - słyszałam, że był potężnym władcą, kiedy on był alfą to stado wyglądało zupełnie inaczej....
-Inaczej, czyli? - spytałam zaciekawiona.
-Nasze terytorium było o wiele rozleglejsze, byliśmy potęgą..
-Co się takiego wydarzyło?
-Kilka podjętych złych decyzji, za dużo alkoholu, zbyt mała ostrożność, zbyt duża pewność siebie. Zostawmy to, teraz mamy ważniejsze rzeczy do roboty - uśmiechnęła się blado i ruszyła przed siebie.

Po chwili znalazłyśmy się w bardziej nowoczesnej części domu. Okna były wielkie i przeszklone, korytarze modnie urządzone. Tamta część domu przypominała o dawnych czasach, ta natomiast promieniowała dwudziestym pierwszym wiekiem.
-To tu - uśmiechnęła się pani Rose i pociągnęła za klamkę wielkich czarnych drzwi, które pod jej lekkim naciskiem uchyliły się bardzo szybko.

-Wooow...- wymknęło się z moich ust.
Pomieszczenie w którym się znajdowałyśmy było po prostu nie z tego świata.
Sala była przeogromna, w prawej części znajdowały się przepiękne suknie, obok buty i różne dodatki, na środku sali różnego rodzaju fiolki, a po lewo ogromne lustro obok którego stała toaletka wypełniona mnóstwem kosmetyków. Patrząc na to wszystko zdałam sobie sprawę, że jest to najważniejszy moment mojego życia. Poczułam kłucie w sercu. Nie ma tu ani moich rodziców ani Jasona. Malutka łza uciekła mi spod powieki. Wytarłam ją szybko, tak aby pani Rose nie zorientowała się co się ze mną dzieje.
-Chyba zaczniemy od sukni, co? - byłam tak zaabsorbowana sobą, że nie zorientowałam się, że mama Evana coś do mnie mówi. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się i odpowiedziałam naprędce.
-Uhmmm, tak - próbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego niewyraźny grymas.
-Co się dzieje? - spytała z troską.
Wahałam się przez moment, ale w końcu zdecydowałam się zapytać.
-Po prostu...tęsknię za rodziną...
-Oh skarbie, nie martw się wiem, że to ważny moment w twoim życiu, ale takie są zasady. - podeszła i przytuliła mnie, malutka łza spłynęła po mojej twarzy. Rose szybko ją otarła i posłała mi pocieszający uśmiech.

-No dobrze, więc...hmmm..a, tak! Sukienka! Chodź, przyjrzymy się im.
Podeszłam do tych cudeniek, ale jakoś żadna nie przypadła mi do gustu.
-Ma może pani jakieś propozycje? - zapytałam lekko zmieszana, czułam jak moje policzki robią się ciepłe.
-Skarbie, mów mi mamo i tak mam sukienkę, która będzie do ciebie pasować idealnie!
Mamo?
Nie zdążyłam mrugnąć, a Rose już niosła, tą rzeczywiście piękna sukienkę.
Koloru szarego, z długimi rękawami, które były zrobione z delikatnej koronki, dół rozkloszowany po same kostki, również koronkowy...piękna.
-N..naprawdę mogę ją założyć? Jest cudowna...
-Pewnie, teraz wszystko jest twoje - uśmiechnęła się ciepło. Zatkało mi dech w piersi.
-Do tego te piękne czarne szpilki, żebyś chociaż dosięgnęła Evanowi do szyi - zaśmiała się.
-Idź ubierz się, a ja wybiorę dodatki, tam jest przebieralnia - wskazała mi ręką wnękę, której od razu nie zauważyłam. Zabrałam sukienkę i buty, po czym ruszyłam w tamtą stronę.

Stanęłam przed wielkim lustrem, było całkiem nieźle. Powolutku ruszyłam w stronę mamy Rose.
Mamy Rose?
-Kochanie, ubrałaś się już? - krzyknęła do mnie, przerywając moje rozmyślania.
-Już ide! - wzięłam głęboki wdech i wyłoniłam się zza wnęki.

Akurat mama Evana odkręcała się w moją stronę, to co miała w ręku wypadło jej.
-Ślicznie wyglądasz - powiedziała wzruszonym głosem.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Nie mogę się rozkleić! - skarciła sama siebie, dopiero wtedy zauważyłam, że była ubrana bardzo elegancko, a jej makijaż był bardzo staranne wykonany.
-Siadaj, uczeszę Cię i pomaluje, mamy mało czasu, Evan zaraz tu będzie - mówiła z podnieceniem.
Najpierw jednak włożyła w moje uszy malutkie czarne wkręty, dopiero po sekundzie uświadomiłam sobie, w jakim są kształcie, przedstawiały wilka.

Stanęła za mną i delikatnie przeczesała moje włosy.
-Hmmm... - wymruczała do siebie. - Wiem!
Zaczęła czesać, a ja przymknęłam lekko oczy. Była bardzo delikatna.

Kiedy otworzyłam powieki byłam w szoku.
-Uroczo wyglądasz, zaraz się obejrzysz, ale najpierw makijaż!

Nie minęła godzina, a Rose pozwoliła mi przejrzeć się w lustrze. Zrobiła mi przepięknego warkocza, który spoczywał dumnie pośrodku moich łopatek i ciągnął się aż po samą pupę.
Chyba było nieźle.
-Wyglądasz cudownie, na prawdę...
-Stresowała się pani, przed tym...?
-Oj tak, dlatego dziwi mnie, że ty zachowujesz się tak stoicko -posłała mi uśmiech.
-Jak to wszystko wygląda?
-Spokojne niedługo się dowiesz. Niedługo dojdzie dwunasta..
-Tak szybko minęło!? Już!?
-Spokojne. O! - krzyknęła kiedy usłyszałyśmy pukanie - To pewnie Evan z Gerhardem.
Wstała i podążyła otworzyć i drzwi.

                     ××××××××××××

Ty? Moją mate?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz