Wszystko jest tak jak być powinno. Od naszej kłótni minął tydzień i od tego czasu się nie kłócimy. Teraz jest inaczej odkąd mi się oświadczył zachowuje się jak nie on w pozytywnym znaczeniu. W weekendy zaprasza mnie do kina, restauracji lub na kręgle. Marcus przeprowadził się do Kalifornii powiedział, że będzie mu tu lepiej. Od kilku dni spotyka się z Emily. Układa im się na razie dobrze. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Martinusa.
-Co ty taka zamyślona, kochanie? -zapytał siadając koło mnie na kanapie. -O czym tak myślisz?. -powiedział przytulając mnie do siebie.
-O wszystkim. -mruknęłam wtulając się w niego. -Może przejdziemy się gdzieś? -zapytałam spoglądając na niego.
-A gdzie byś chciała? -mruczy mi do ucha przez co przechodzi mnie dreszcz.
-Nie wiem. Przed siebie. -powiedziałam wstając z kanapy, spojrzałam na niego,wyciągnęłam rękę w jego stronę, którą chwycił, po czym wstanął.
-To chodźmy. -mówi,a następnie prowadzi mnie do korytarza gdzie ubieramy buty, kórtki bo jest zimno, po czym wychodzimy z domu, wcześniej zamykając go.
-Martinus?-zapytałam.
-Tak,kochanie? -powiedział splatając nasze ręce.
-Tak sobie pomyślałam, że trzeba by było pomyśleć nad naszym weselem. -powiedziałam cicho.
-No właśnie też o tym myślałem. -powiedział spoglądając na mnie.
-Trzeba by było nad tym pomyśleć. -powiedziałam patrząc na niego.
Kilka godzin później
Dzisiejszy spacer przeciągnął się do późnego wieczora. Było już ciemno gdy nagle z chmur zaczął padać deszcz mieliśmy jeszcze kilka minut do domu.
-Chodź szybciej. -powiedziałam ciągnąc go za rękę, żeby szedł za mną szybciej.
-Spokojnie, kochanie to tylko deszcz. -powiedział mi do ucha przybliżając mnie do siebie.
-Jak spokojnie. Przecież będziemy mokrzy. Rozchorujemy się... -przerwał mi przybliżając mnie do siebie bliżej, po czym wpił się w moje usta. Całował delikatnie a zarazem namiętnie.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Gdy zabrakło nam powietrza odsunęliśmy się od siebie.Spojrzałam głęboko w jego oczy,po czym posłałam mu delikatny uśmiech.
-Teraz możemy iść. -mruknął do mojego ucha uśmiechając się.
-Chodźmy już, bo mi zimno. -powiedziałam trzepiąc się z zimna.
W domu
Weszliśmy do domu gdzie było ciepło. Zdjęłam szybko buty i kurtkę. Pobiegłam szybko do sypialni gdzie podeszłam do szafy z, której wyciągłam coś suchego. Padło na czarne leginsy i białą bluzę, którą wzięłam od Martinusa. Weszłam szybko do łazienki w, której się przebrałam. Włosy wysuszyłam i zrobiłam warkocza. Gdy wyszłam z łazienki na łóżku leżał już Martinus, przebrany w suche rzeczy. Podeszłam do łóżka na, którym się położyłam. Przykryłam się kołdrą, bo tak mi było zimno. Mówiłam mu, żeby iść do domu,ale mnie nie posłuchał i coś czuje, że będę chora. Nagle poczułam jak ktoś się do mnie przytula od tyłu.Jego ręce obejmują mnie w tali. Teraz było mi o wiele cieplej. Nagle usłyszałam jak mówi cicho "dobranoc".
-Dobranoc. -mruknęłam zamykając oczy.
Następnego dnia
Otworzyłam oczy, obruciłam się na drugą stronę i dostrzegłam, że nie ma koło mnie Martinusa. Wstałam z łóżka,ale to był bład bo zakręciło mi się w głowie. Musiałam podtrzymać się czegoś, żeby nie upaść. Zamknęłam na chwile oczy ale to był duży bład, bo gdy tylko otworzyłam oczy zobaczyłam mroczki przed oczami. Przetarłam oczy ręką myśląc, że to mi coś da. Myliłam się nic nie dało. Dlaczego Martinusa nigdy nie ma kiedy jest naprawdę potrzebny- pomyślałam sobie. Poczułam jak uderzam o co głową a później ciemność.