przeznaczenie razy dwa

588 102 2
                                    

Lauren POV

Resztę dnia, bo jak się okazuje wstałam z Camilą około trzynastej, spędzamy na oglądaniu filmów i jedzeniu chińszczyzny. Albo raczej na wygłupianiu się i rzucaniu w siebie marakonem, który jest praktycznie wszędzie gdzie się da.

-Lauren! Mam to we włosach! -patrzy na mnie z wyrzutem. -Jesteś obrzydliwa i niereformowalna. -wygrzebuje makaron z włosów i wrzuca go do opakowania po chińszczyźnie.

Uśmiecham się szeroko i przybliżam się do dziewczyny. Całuję ją w nos i staram się nie zaśmiać, gdy dziewczyna mocno się czerwieni.

-Jesteś urocza, Camz. -mierzwię jej włosy, które automatycznie poprawia. -Chciałabyś może pójść do parku? W sensie, że jutro do parku, co nie. -z moich ust wydobywa się nerwowy śmiech.

Brunetka chichocze, kiwając głową. Przyciąga mnie do siebie i całuje mnie w usta. Oddaję pocałunek, który, no cóż, robi się coraz bardziej namiętny.

***

-Camila! Ile można na ciebie czekać? -prycham, gdy dziewczyna wychodzi z bloku po trzydziestu minutach.

-Musiałam się przebrać i pomalować. -wywraca oczami. -A poza tym cierpliwość jest złotem, czy coś. -wzrusza ramionami.

Kręcę lekko głową i splatam nasze dłonie ze sobą. Zerkam na moment na dziewczynę, by dostrzec na jej policzkach urocze wypieki. Znamy się dwa, prawie trzy miesiące, a jej reakcje na moje gesty są jeszcze bardziej urocze niż na początku naszej znajomości.

Po pewnym czasie znajdujemy się w parku, gdzie Camila już na samym początku zdąża wywalić się na beton i zedrzeć dłonie.

-Nic ci nie jest? -pomagam jej wstać. -To wygląda okropnie. -oglądam jej zdarte ręce.

Brunetka pociąga nosem. Szybko rozglądam się dookoła i gdy upewniam się, że nie ma nikogo w pobliżu całuję jej dłonie. Zdarcia znikają wraz z łzami w jej oczach.

-Teraz lepiej? -uśmiecham się szeroko, widząc iskierki w jej oczach.

Kiwa głową i całuje mnie w policzek. Czuję wypieki, które pojawiają się na mojej twarzy. Próbuję ukryć je włosami, ale cóż, Camila je zauważa.

-Jesteś urocza, Lauren. -śmieje się cicho. -Ej? Czemu tak jest moja przyjaciółka z tamtą, jak ona miała. -marszczy brwi. -Ta co mi się do domu włamała! -wskazuje palcem na ławkę, na której faktycznie siedzi Normani. Normani z jakąś blondynką. One mają się ku sobie, nawet bardzo.

Ciągnę Camilę ze sobą w stronę kobiet siedzących na ławce.

-Hej Normani! -uśmiecham się do brunetki. -Mogę porwać cię na moment? Dzięki. -łapię ją za dłoń. -Zaraz wracam, Camz! -odwracam się do mojej dziewczyny.

Łapię ciemnoskórą za rękę i odchodzę z nią na odległość, mniej-więcej, piętnastu metrów od Camili i tamtej blondynki, które już ze sobą rozmawiają.

-Mam nadzieję, że nie masz zamiaru poświęcić tej laski mojemu ojcu. -prycham, zakładając ręce pod piersiami.

-Nie mogłabym. Jest mi przeznaczona. -uśmiecha się lekko, a ja unoszę brwi ze zdziwienia.

Normani jest i tamta laska są sobie przeznaczone. Przecież Mani była już związana z kimś przeznaczeniem. To jest niemożliwe!

Ammit || Camren ✖ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz