Zielona papka powędrowała z moich ust prosto na talerz. Podniosłem wzrok na załogę. Patrzyli na mnie rozbawieni. Wszyscy z wyjątkiem Malborta. Nie byłem pewien, czy mam ochotę kończyć śniadanie. Przeprosiłem wszystkich i wróciłem do kabiny. Usiadłem na łóżku i z powrotem wziąłem swoją książkę. Po godzinie zacząłem się nudzić. Wstałem i podszedłem do okna. Patrzyłem w głąb morza. Było takie inne... Zdecydowanie ciemniejsze.
Wytężyłem wzrok by zobaczyć jakieś zwierzęta. Ujrzałem tylko białą plamkę w oddali, która powoli opadała na dno. Potem kolejną... Podniosłem wzrok do góry i ujrzałem grubą warstwę lodu. Lodowe Krainy... Musiało minąć sporo czasu od wyjazdu. Nie mając pomysłu co powinienem zrobić, udałem się do strefy sterów. Gdy wszedłem do środka, kapitan prowadził energiczną rozmowę. Był mocno zdenerwowany...
-Jak to zamarzli?!- krzyczał do mikrofonu.
-No po prostu... Łódź przestała działać wraz z ogrzewaniem. Nie dało się nic zrobić. - usłyszałem z głośnika lekko przestraszony głos kapitana innej łodzi.
-Ech... Ostrzeż resztę kapitanów.
-Dobrze. Bez odbioru. - Kapitan odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się sztucznie.
-Co się stało? - nie miałem zamiaru wyjść bez tej informacji. Jego uśmiech natychmiast znikł.
-Nie wiem, czy chcesz wiedzieć - powiedział, ale moje spojrzenie zmusiło go do odpowiedzi. - Załoga jednej z łodzi zginęła.
-Co? - jęknąłem. Nie potrafiłem znieść informacji o czyjejś śmierci. Łzy zawsze napływały mi do oczu, a serce biło jak oszalałe. Dla wielu ludzi wieść o czyjejś śmierci, to zwykła informacja, o której zapomną prędzej czy później. Nie zauważają, że za każdą tragedią kryje się smutek, ból i cierpienie. Od zawsze byłem osobą wrażliwą na czyjeś nieszczęście, więc i tym razem mocno się przejąłem. Przypomniał mi się również jeden z zamachów terrorystycznych, który miał miejsce dwa lata przed moim wyjazdem. Łodzie nafaszerowane po brzegi ładunkami wybuchowymi uderzyły w dwa wieżowce w Sektorze 1. Ludzie przerażeni oglądali wszystko przez okna, gdy nagle jeden z budynków zawalił się. Wiele odłamków piaskowca czy szyb poraniły ludzi lub wybiły okna w sąsiednich budynkach, wpuszczając do środka wodę i pozbawiając ludzi domów. Chwilę później runął drugi, przez co znacząca część podstawy utrzymująca wieżowce złamała się i pociągnęła za sobą kolejne budynki. Tragedia stała się znana w całej Nowej Polani, ludzie opłakiwali zmarłych. Prawie trzy tysiące ofiar... Wszyscy byli niewinnymi ludźmi. Na to wspomnienie łzy napłynęła mi do oczu.*
-Posłuchaj... Niska temperatura uszkodziła ich silnik. Przestało działać ogrzewanie, wszystko. Zamarzli... - W jego oku pojawiła się łza. - Ale spokojnie, do wszystkich łodzi wysłano komunikat. Będzie dobrze - mówiąc to,chciał mi jednocześnie przekazać, że mogę wyjść. Gdy opuszczałem,sterownię udałem się w stronę jadalni. Byli tam Papcio Ben i Aliss, zdecydowanie w kiepskich nastrojach.
-Oni zginęli... - usłyszałem z ust Papcia, ale gdy mnie zauważył, wymusił uśmiech i powiedział - Jeszcze dziś wyruszymy na górę.
-Co masz na myśli? - spytałem.
-Wyjdziemy na lód.
-Po co? - Nie rozumiałem... Po co mielibyśmy wychodzić na powierzchnię, na której nie ma absolutnie nic?
-Bo odnaleźliśmy Lodowy Ląd - Z wrażenia usiadłem na krześle. Lodowy Ląd... Miejsce, które występuje tylko w legendach! Tym samym pojawiła się iskierka nadziei na odnalezienie Rajskiego Lądu.
*2 godziny później*
-Wychodzimy! - usłyszałem komendę kapitana. Znajdowaliśmy się nad poziomem morza. - Weźcie te płaszcze. - Dostałem jeden od Johna. Były wyjątkowo grube. Ubrałem się i wyszedłem na lodową powierzchnię. Było dziwnie i zimno. Potężna śnieżyca znacząco ograniczała pole widzenia. Po kilku minutach na lodzie stała reszta załogi. Wszyscy ocierali swoje dłonie o siebie. Temperatura była wyjątkowo niska. Zastanawiałem się, jak długo wytrzymamy. Rozejrzałem się za Lądem, jednak przez zamieć nic nie dojrzałem.
-Tam! - krzyknął Adrian wskazując palcem kierunek. Po dziesięciu minutach przez zamieć dało się dojrzeć kilka głazów. Przyśpieszonym krokiem dotarliśmy do celu. Znaleźliśmy jaskinię i schowaliśmy się w niej. Przez następne kilkanaście minut słychać było trzaskanie zębów i ciche pomruki niezadowolenia.
-Po co tutaj właściwie przyszliśmy? - spytała Aliss. Można już było spokojnie rozmawiać.
-Mamy szansę dokonać jednego z największych odkryć. Nie można zmarnować takiej okazji! - krzyknął Adrian.
-I to jedyny powód?! - krzyknął Ben.
-Wujku... Spokojnie... - szepnęła Juliet.
-A tak właściwie... To po co ze mną wyruszyliście? - spytałem. - Przecież mogłem sam...
-Ponieważ jesteśmy odkrywcami i podróżnikami. W końcu to wyprawa mająca na celu odnalezienie Rajskiego Lądu! - wykrzyknęła Juliet, tym samym mi przerywając.
-Ale skąd wiesz, że to się uda? - spytałem z niesmakiem. Nie byłem pewien, czy wyprawa się powiedzie.
-Bo tak mówi przepowiednia. - No tak... Zupełnie zapomniałem o swojej mocy...
-Jest jednak pewien problem... - wtrącił się John. - Przepowiednia mówi, że to Gromowładny odnajdzie Ląd. A co z resztą?
-Nie było o czymś takim mowy. Chyba... - powiedziałem niepewnie.
- Nie szukajmy drugiego dna, kochani - powiedział Papcio - Czy jest mowa o tym, że Ląd odnajdzie tylko gromowładny? Nie, więc nie ma się czym martwić. - w ten sposób zakończono rozmowę. Następne pół godziny przesiedzieliśmy w całkowitym milczeniu. Było słychać tylko zamieć i pomruki wiatru. W pewnym momencie wszyscy zaczęliśmy chodzić po jaskini zniecierpliwieni. Minęło już trochę czasu, a śnieżyca nie zamierzała ustąpić. Po godzinie kapitan zarządził, byśmy wyszli. Nadal dziwnie się czułem chodząc po ziemi. Jednak to nie było miejsce, w którym chciałbym mieszkać. Dosłownie przedzierając przez zamieć straciliśmy wszystkie siły. Co prawda, gdy tylko śnieg topniał na moim ciele, odzyskiwałem trochę sił. Niestety, po krótkiej chwili moje ciało zmarzło na tyle, że śnieg niemal nie topniał, a przy okazji zużywałem więcej energii niż odzyskiwałem. Zaliczyliśmy wiele potknięć, zasłabnięć i innych wypadków, więc postanowiliśmy ponownie odpocząć. Schowaliśmy się za jakąś skałą. Przynajmniej nie było tutaj takiej wichury...
-Przeliczmy się! - krzyknął kapitan. -Raz, dwa, trzy... dziewięć! Dobra! Chwila odpoczynku! - Podszedłem do Adriana.
-Czemu jest nas dziewięciu a nie dziesięciu? - przekrzykiwałem śnieżycę - Miało być dziesięć łodzi po dziesięć osób!
-Miało być! Jedna osoba zrezygnowała tuż przed wyjazdem! Dlatego zostało nas dziewięciu!
-A kto zrezygnował?!
-Michael Müller! - krzyknął kapitan, po czym podszedł do nas Ben.
-Wracajmy! Ta śnieżyca nigdy nie ustanie! - krzyknął Papcio. Już mieliśmy wyruszyć, gdy usłyszałem głos Aliss.
-Nie wierzę! Spójrzcie szybko! To niemożliwe! Niewiarygodne! Szybko! - krzyczała podekscytowana. Podeszliśmy szybko do dziewczyny. To było naprawdę niemożliwe. Pod nami znajdowało się urwisko, a w nim... dom. W jednym z okien świeciło się światło.
*Chciałem w ten sposób przypomnieć tragedię, która miała miejsce 11 września 2001 roku. 2973 ludzi straciło życie, ponieważ kilka dżihadystów (nie mylić z Muzułmanami!!! Prawdziwi Muzułmanie mają podobne zasady do Chrześcijan - miłować i przebaczać. Zabijanie wiernych dla zbawienia to chory wymysł jakiegoś szaleńca!) postanowiła wlecieć w WTC. Nie zapominajmy o tym, tak samo jak o innych zamachach. Gdy oglądałem filmy, które przedstawiały zamach, kilka łez spłynęło mi po policzku, dlatego też o tym piszę, bo jak Luke, nie potrafią znieść takich rzeczy. Do napisania.
.
CZYTASZ
Piorun (1&2)
FantasyCzęść I Świat fantasy w przyszłości? Czemu nie? Bardzo łatwo zniszczyć środowisko, trudniej naprawić. W ciągu wielu lat lodowce topniały, ale wiemy, jakie jest nasze podejście do ekologii. Co da garstka ludzi starających się uratować środowisko...