|Prolog|

21 6 6
                                    

— Nie, nie, nie, nieeeee! Proszę! Tylko nie to! — Więzień szarpnął się w okowach niczym dzikie zwierzę. W ciemności błyskały białka oczu przerażonego człowieka.

— Sam skazałeś się na taki los. Dobrze wiesz, co spotyka zdrajców. Pierwsza Wataha nie może pobłażać takim haniebnym czynom — rzekł cicho mężczyzna ubrany w idealnie równy, czerwony mundur. Na jego piersi widoczne były rozmaite odznaki, lecz najbardziej wyróżniała się ta, która przedstawiała wilczą łapę otoczoną złotym wieńcem laurowym - symbol Przywódcy.

W małej, ciemnej sali sądowej panowała głucha cisza. Mężczyzna w mundurze nie musiał krzyczeć, by go słuchano. Zgromadzeni nadstawili uszu, jak zawsze ciekawi wyroku - choć w tym przypadku był on już z góry przesądzony.

— W imieniu prawa Przywódcy, nadanego mi przez Radę Trzynastu, ja, Frank Eisentein, Alfa Pierwszej Watahy, na mocy sprawiedliwego sądu, skazuję obecnego tutaj Dylana McMillera na deportację do Trzynastej Watahy, za zdradzieckie spiskowanie przeciwko naszej społeczności. Czy ktoś z obecnych chce wyrazić sprzeciw? — spytał, patrząc twardo w oczy każdemu, kto na niego popatrzył.

Publiczność stała nieporuszona, z kamiennymi wyrazami twarzy. Podczas sądu przysługiwało im co prawda prawo sprzeciwu Alfie, lecz niepisana zasada mówiła, że kto odważy się to zrobić, już do końca życia będzie piętnowany przez społeczeństwo. Trzynastka wydawała się rajem przy tym, co mogło spotkać takiego delikwenta.

— Nie? Świetnie. — Frank spojrzał na łkającego w kącie wilkołaka. — Wykonać — polecił strażnikom, po czym dał znak do wymarszu. Wszyscy rzucili ostatnie spojrzenie na nieszczęśnika, który rzucał się w amoku, próbując uniknąć kary. Najbliższa rodzina spojrzała nań z bólem, lecz nie zatrzymali się na dłużej niż ułamki sekund.

Sala opustoszała.

***

— Ruszaj się McMiller! Cholera, i przestań się szarpać! — warknął zirytowany strażnik.

— Proszę! Zrobię wszystko, obiecuję! Powiem wszystko! — mężczyzna błagał coraz bardziej rozpaczliwie, widząc jak zbliżają się do bramy Piekła.

Odpowiedziało mu jedynie głośniejsze warknięcie, które sprawiło, że zamilkł. Od wejścia na teren Trzynastki dzieliło go już tylko kilka kroków. Podjął ostatnią, dramatyczną walkę o życie, ale osłabiony przez długie przebywanie w lochu, nie miał najmniejszych szans. Dwa postawne wilkołaki siłą wepchnęły go za bramę. Wyrok został wykonany, a jego moc zaczęła działać. Więzień nie mógł postawić nawet stopy na ziemi innej Watahy niż ta, do której go przydzielono. Zaszlochał, patrząc na odchodzących mężczyzn, świadom tego co zaraz go spotka. Bał się śmierci, ale jeszcze bardziej bał się nieznanego. Bo nikt tak naprawdę nie wiedział, co działo się zaraz za tajemniczą granicą.

EnferOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz