Rozdział 42

2.8K 130 5
                                    

Przez całą noc nie udało mi się zasnąć. Cały czas przed oczami miałam obraz z mojego snu. Dopiero około godziny ósmej zasnęłam, lecz nie na długo, ponieważ po dwudziestu minutach obudził mnie Draco.

- Wstajemy! - krzyknął i odsłonił okno przez zostałam oślepiona promieniami słońca.

- Zabiję Cię. - mruknęłam pod nosem i podarowałam mężowi mordercze spojrzenie.

Wzięłam czyste rzeczy i zamknęłam się w łazience. Spojrzałam w lustro i sama się siebie przestraszyłam. Wyglądałam dosłownie jak zombie. Ogromne cienie pod oczami i rozczochrane włosy.

Weszłam pod prysznic, a fala ciepłej wody zaczęła spływać po moim ciele. Wszystkie złe myśli zaczęły odpływać wraz z wodą, ale nie ta jedna. Ta, która wywróciła moje życie do góry nogami. Myśl, że już za niedługo nie będzie mnie na tym świecie cały czas dawała o sobie znać.

Umyta i odprężona opuściłam łazienkę. Zeszłam do kuchni, w której siedział już mój mąż i popijał poranną kawę. Posłał mi uśmiech i spojrzeniem pokazał mi herbatę, którą przygotował dla mnie.

- Co jest? Nie wyspałaś się? - zaśmiał się, a ja obdarzyłam go zabójczym spojrzeniem. Tak, żebyś wiedział kretynie, że się nie wyspałam.

- Nie. - mruknęłam i upiłam łyk, zimnej już herbaty.

- Coś nie tak? - zapytał z uniesioną brwią i przenikającym spojrzeniem.

- Nie, a właściwie tak. - wymamrotałam.

- Zdecyduj się kotku. - posłał mi uśmiech i zajął się czytaniem najnowszej gazety, którą przyniosła nasza sowa.

- No, bo jestem w ciąży i... - zaczęłam.

- Dopiero teraz się zorientowałaś? Brawo za spostrzegawczość Samantha. - rzekł między śmiechem. Zabiję Cię. Przysięgam.

- Nie o to mi chodziło głupku. - warknęłam, na co mój mąż spoważniał. - Byłam wczoraj na badaniu...

- Coś nie tak z dzieckiem? - zapytał z przejęciem.

- Przez moją głupią chorobę mogę poronić, albo przy porodzie mogę umrzeć ja, lub dziecko. - wyszeptałam i na dobre się rozpłakałam.

- Nie to niemożliwe. Nie bój się, uratuję Cię. Nie wiem jeszcze jak, ale nie pozwolę wam umrzeć. - spojrzał na mnie i zamknął w szczelnym uścisku.

Popołudniu postanowiłam odwiedzić Ginny, która już dawno zapraszała mnie do siebie. Tak też o siedemnastej, Draco podwiózł mnie pod dom Blaise'a.

- A Ty gdzie się wybierasz? - zapytałam, kiedy Draco wysiadł z auta i również kierował się do drzwi.

- Ty idziesz w odwiedziny do Rudej, a ja do Blaise'a. - zaśmiał się i puścił mi oczko.

- Ale... - zaczęłam, lecz zostałam uciszona pocałunkiem.

- Nie ma żadnego "ale". - rzucił i w tym momencie otworzyły się drzwi, a w nich ukazali się nasi przyjaciele.

- Sam! - krzyknęła Wiewióra i podbiegła, aby mnie przytulić.

- Też Cię kocham Ginny, ale udusisz mnie zaraz. - sapnęłam i uśmiechnęłam się do niej.

- Blaise, a ze mną się nie przywitasz? - spojrzałam z uniesioną brwią.

- Jakbym śmiał. No chodź tu. - odparł i wystawił ramiona.

Weszliśmy do domu i rozdzieliliśmy się na dwie strony. Blaise i Draco poszli do gabinetu bruneta, a ja z Ginny zajęłyśmy salon. Po chwili Ruda przyniosła dwa kubki z gorącą czekoladą i usiadła obok mnie na kanapie.

- Opowiadaj co tam u Ciebie.

- Wszystko dobrze. - skłamałam.

- Z dzieckiem wszystko dobrze? - dociekała.

- Tak, wszystko okej. - uciekłam spojrzeniem gdzieś daleko.

- Wiem, że nie mówisz mi prawdy. - usłyszałam.

- Nie da się przy Tobie kłamać. Nie jest dobrze. Ciąża jest zagrożona. - wymamrotałam.

- Co?! Jak to?!

- To wszystko przez tą śpiączkę.

- Nie da się nic zrobić? - pokręciłam przecząco głową i spojrzałam na Rudą, która mnie przytuliła.

- Tak mi przykro.




When I die honey. II [ D.M ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz