Szczurze Nory były okropne. Mahogany poczuła ostry zapach stęchlizny i bogowie wiedzą czego jeszcze, gdy tylko otworzyła drewniane drzwi, prowadzące wewnątrz kanałów. Nazwa miejsca nie kłamała. Korytarze były pełne szczurów. Żywych, martwych, małych i dużych. Dziewczyna musiała sprawdzać każdy krok, który stawiała, by nie nadepnąć na porozrzucane po podłodze, drobne kostki gryzoni. Tunel, w którym obecnie się znajdowała, był słabo oświetlony pochodniami, które rzucały nieprzyjemnie zielone, zamglone od oparów światło. Mahogany zasłoniła nos kołnierzem tuniki, licząc, że materiał osłoni jej węch przed smrodem. Wyjęła łuk, nakładając strzałę gotową do wystrzału.
Korytarze Szczurzych Nor kręciły się i przecinały, tworząc prawdziwy labirynt śmierdzących przejść. Mahogany przekradała się powoli, otoczona wszechobecnym dźwiękiem kapiącej wody i małych kroczków biegających gryzoni. Po kilku minutach spokojnego marszu nabrała wręcz optymistycznego nastroju, który zniknął prawie tak szybko, jak się pojawił.
Wyłaniając się zza zakrętu, dziewczynę przywitał prawdziwie brutalny widok. Ciała dwóch mężczyzn leżących na mokrych kamieniach. Ich oczy były przekrwione. wytrzeszczone, wpatrzone w zaokrąglony sufit. Twarze zastygnięte w wyrazie niemego krzyku. Mahogany poczuła znajomy zapach krwi i czegoś, co przypominało zwęglone mięso. Zakryła usta dłonią, gdy odór przeszedł przez tkaninę bluzki. Nie miała czasu na badanie ciał, zresztą nie trudno było jej się domyślić, kto dokonał morderstwa. Jeżeli domysły dziewczyny były prawdziwe, pech nigdy jej nie opuszczał.
Kolejne kilkanaście minut przedzierania się przez korytarze doprowadziło Mahogany do większego pomieszczenia. Było wyjątkowo dobrze oświetlone jak na kanały. Na środku sali stał stół z kilkoma osmolonymi książkami i starym bębnem. Pokój stanowił pewien rodzaj skrzyżowania. Odchodziły z niego trzy wyjścia, każde obdarzone zamkniętymi drzwiami. Mahogany przeszła koło stołu, rzucając zaciekawione spojrzenie instrumentowi i otworzyła drzwi na wprost siebie. Zakradła się do środka, delikatnie zamykając za sobą wejście i trzymając łuk w gotowości.
Wnętrze pomieszczenia całkowicie wytrąciło dziewczynę z równowagi.
Znajdowała się w wielkiej sali, którą większość stanowił okrągły zbiornik wodny. Po drugiej stronie stawu znajdowała się drewniana platforma oświetlona wieloma pochodniami. Ku swojemu zaskoczeniu Mahogany poczuła zapach grzanego wina i pieczonej dziczyzny. Opuściła łuk tylko odrobinę i skierowała ostrożne kroki w stronę drewnianego podestu, prowadzącego na środek platformy. Obdrapany znak powieszony na słupie przedstawiał kufel na tle dwóch skrzyżowanych sztyletów. "Wyszczerbiona Bania." Mahogany zdała sobie sprawę, że znajdowała się w karczmie, lub bardziej jej marnej imitacji. Była gotowa przejść bezgłośnie i dostać się do drewnianych drzwi zaraz koło lady, gdy usłyszała znajomy głos, mówiący bardzo przejętym głosem.
- Powtarzam ci Delvin, to co innego. - zarzekał się właściciel rudej kępy włosów, przez którą Mahogany zacisnęła dłoń mocniej na uchwycie łuku - Zrobiła to podręcznikowo, nawet ja nie zauważyłem, jak podrzuciła mu ten pierścień.
Kimkolwiek był Delvin, nie brzmiał na przekonanego. Mahogany poczuła lekką dumę ze swojego wyczynu na głównym placu Pękniny. Dumę połączoną z odrazą do samej siebie. Kiedy głosy ucichły, zdecydowała się wyjść z cienia, stając dumnie pośrodku "karczmy" i opuszczając łuk.
Brynjolf się uśmiechnął. Bardzo krzywo, bardzo szeroko i bardzo pewnie siebie. Musiał liczyć na to, że dziewczyna odnajdzie jego tajną kryjówkę i dołączy do wesołej bandy muzykantów. Mahogany nie była dobra w podtrzymywaniu nadziei w duszach ludzi.
- Przestań się szczerzyć, nie jestem tu dla ciebie. - powiedziała, przestępując z nogi na nogę, gdy twarze wszystkich obecnych zwróciły się w jej stronę.
CZYTASZ
Skyrim: Service & Sacrifice
FanficMłoda przemytniczka zostaje wrzucona w wir wydarzeń, który ukształtuje przyszłość znanego jej świata. Na drodze ku zrozumieniu swojego własnego przeznaczenia spotyka niezwykłych ludzi. Zbiera blizny, zarówno fizyczne, jak i psychiczne. A jednak najt...