1. Skrzypce

258 30 89
                                    

- John? John, zrób mi herbatę! - krzyknąłem. - John! Nudzi mi się! - powtórzyłem, idąc w stronę pokoju mojego współlokatora z zamiarem znalezienia go. Westchnąłem cicho i szarpnąłem za klamkę. Drzwi nawet się nie poruszyły. Zamknięte na klucz. Załomotałem w nie kilkakrotnie prawą ręką zwiniętą w pięść. Bez odpowiedzi z drugiej strony. Wściekły odwróciłem się na pięcie i wróciłem do salonu. Ten jednak również był pusty. Zrezygnowany stwierdziłem, że Watson pewnie gdzieś wyszedł. Poszedłem do parapetu, sięgając po drodze po skrzypce. Po chwili uświadomiłem sobie, że przecież wczoraj przez nieuwagę wyrzuciłem je przez okno. Wróciłem na fotel i ułożyłem dłonie w charakterystyczną piramidkę, niemal równocześnie wchodząc do mojego Pałacu Pamięci. Chwilę później stałem przed drzwiami pokoju poświęconemu Johnowi Watsonowi, w stosunku do którego zawsze miałem tak zwane "mieszane uczucia", chociaż podobno żadnych nie posiadam. Szarpnąłem za klamkę, a drzwi otworzyły się powoli.
* * *
Z zamyślenia wyrwało mnie trzaśnięcie drzwiami. Mój - ewidentnie zdyszany - współlokator trzymał w rękach ciężki, duży pakunek. Uśmiechnąłem się lekko, wiedząc już wszystko.

- Jak tam randka, doktorze? - zapytałem śmiało, niechcący kładąc być może zbyt duży nacisk na ostatnie słowo, przez co całe zdanie zabrzmiało dość dziwnie. Jednak blondyn tylko prychnął cicho i odwrócił się w moją stronę.

- Sherlock, ja nie byłem na żadnej randce od ponad miesiąca. Zapomniałeś, że zdecydowałem dać sobie z tym spokój? - John popatrzył na mnie z niepokojem.

- Och... No tak... - zreflektowałem się. - W takim razie skąd te ślady szminki na twoim policzku? - spojrzałem zmieszany na swoje ręce. Rzadko zdarzało mi się pomylić, więc byłem głęboko zawiedziony własną głupotą.

- Byłem u Harriet, obiecała rzucić picie. Nie moja wina, że Clara dopiero od niej wyszła i Harry nie zdążyła zmyć szminki – skrzywił się lekko. - Chyba zastąpiła alkohol kawą. W zasadzie, lepsze to niż ciągle wino na zmianę z piwem i drinkami... No i byłem w sklepie, ale to akurat na pewno zauważyłeś - stwierdził niebieskooki. Spojrzałem na sporą paczkę opartą o ścianę. Brązowy, prostopadłościenny karton, z którego kształtu nie mogłem wiele wydedukować. Zaciekawiony i zirytowany wstałem z fotela i podszedłem do współlokatora. Sięgnąłem po pudło, ale powstrzymała mnie delikatna, kobieca dłoń.

Pani Hudson - pomyślałem. Spojrzałem w górę, i okazało się, że tym razem miałem rację.

- Nie dotykaj tego, Sherlocku. To nie dla ciebie - powiedziała nasza (nie)gosposia i weszła do salonu. Rozejrzała się i spojrzała karcąco na Johna, który w odpowiedzi wzruszył ramionami. Odchrząknąłem cicho, chcąc zwrócić na siebie uwagę. W tej chwili naprawdę czułem się pominięty.

- Aha, Sherlocku, dzwonił Lestrade z nową sprawą. Jedź sam, ja nie mam siły - mruknął John i pociągnął kobietę do kuchni, gdzie włączył czajnik, świadomie lub nieświadomie uniemożliwiając mi podsłuchiwanie.
* * *
Wysiadłem na Baker Street z taksówki, wściekły na Grahama, który dzwonił po pomoc w sprawie jakiegoś włamania. Szybko rozwiązałem tę sprawę, była okrutnie nudna. Przecież mówiłem mu, żeby nie kontaktował się ze mną tylko dlatego, że jest zbyt leniwy, żeby ruszyć się sprzed telewizora i choć raz pomyśleć o czymś innym niż pocący się na boiskach mężczyźni! Wszedłem po schodach do mieszkania i otworzyłem drzwi. Było ciemno, i nawet mi ciężko było coś dostrzec w takich warunkach. Sięgnąłem do włącznika światła, które natychmiast po naciśnięciu przycisku mnie oślepiło, po czym usłyszałem głośny krzyk:

- NIESPODZIANKA!!!

W pokoju stali John wraz ze swoją siostrą, Molly, pani H., Gavin i Mycroft, uśmiechnięci od ucha do ucha, chociaż na widok tego ostatniego – w szczególności rozpromienionego – z lekka zrzedła mi mina. Mój brat jednak jako pierwszy podszedł do mnie i podał mi małe pudełeczko. Nie miałem czasu go otworzyć, bo do moich uszu doszły słowa Mycrofta.

- Wszystkiego najlepszego, braciszku.

Spojrzałem zdezorientowany po wszystkich zebranych i uświadomiłem sobie, że mam dziś urodziny. Skrzywiłem się lekko, prawie niezauważalnie, i podziękowałem zgromadzonym. Kilka minut później otworzyłem prezent od Harriet i Johna. Były to skrzypce, prawdziwy Stradivarius, niemal identyczny jak mój stary, ale jednak różnił się pewnym zachwycającym szczegółem – miał pochyły napis wyryty pod strunami.

Dla najlepszego przyjaciela i detektywa-konsultanta pod pluszowym misiem.

- Dziękuję - powiedziałem i uśmiechnąłem się, chociaż w rzeczywistości zupełnie nie zrozumiałem drugiej części dedykacji. Z zamiarem zapytania o nią Johna gdy zostaniemy sami, wziąłem do ręki smyczek i delikatnie przeciągnąłem nim po strunach mojego ulubionego instrumentu, a po pomieszczeniu rozeszła się wspaniała melodia.
***
Nie mogłam się powstrzymać od dodania tego pluszowego misia ;) Później wszystko się wyjaśni. Moją betą była _IceCat_ , której za to serdecznie dziękuję. Tak więc powstała pierwsza część mojego Johnlocka, mam nadzieję, że się podoba. Kolejny rozdział jutro, pewnie koło wieczorka, bo muszę to jeszcze napisać...

Upojne dni (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz