Odcinek 87

783 106 282
                                    

*zakłada kamizelkę kuloodporną i ciężką zbroję pancerną*

- O ku*wa, zabiją mnie...

*chowa się do szafy*


_____________________________________

Do domu trójki braci Kagami jechał z duszą na ramieniu.

Nie zastał w domu państwa Sakurai, ale jakiejś sąsiadki dowiedział się, że dwa dni wcześniej odbył się pogrzeb ich syna, a oni, wraz ze swoją córką, wyjechali do rodziny, do Korei. Tym samym pozbawili Taigę wszelkiej nadziei na to, że w najbliższym czasie dowie się, co stało się z jego przyjacielem.

W życiu o nikogo tak bardzo się nie martwił. Zero oznak życia, znaleziony w krzakach telefon z niemal setką nieodebranych w ciągu dwudziestu czterech godzin połączeń, a do tego niepokojące wieści, które usłyszał od Tomoyi... Wszystko to sprawiało, że Taiga najzwyczajniej w świecie cholernie bał się o życie Aomine.

Czy naprawdę ktoś zrobił mu krzywdę? Gdzie był teraz Daiki? W szpitalu? W rowie? Zakopany w ziemi, a może porzucony w jakimś opuszczonym magazynie? Wszystkie te straszne wizje przyprawiały go o gęsią skórkę, nie pozwalały choć na moment się rozluźnić...

– Kagamicchi!- wykrzyknął z zaskoczeniem Kise, kiedy gwałtownie otworzył przed nim drzwi – zapewne spodziewając się ujrzeć Aomine.

– Hej...- Taiga nie mógł zmusić się do uśmiechu.

– Czekaliśmy na twój telefon!- powiedział zaaferowany Ryouta, wpuszczając go do środka. Z kuchni wyjrzał Kuroko, w jego błękitnych oczach Taiga zobaczył tę samą nadzieję a potem zawód, co przed chwilą w oczach Kise.

– Stwierdziłem, że łatwiej mi będzie po prostu do was przyjechać – powiedział Kagami, ściągając buty i kurtkę.- Czyli Aho nadal nie wrócił.

– Nie.- Ryouta pokręcił głową niemal z rozpaczą.- A już prawie pierwsza! Byłeś w szkole? Dowiedziałeś się czegoś?

– Cześć, Kuroko.- Kagami skinął mu głową, na co Tetsuya odpowiedział podobnym gestem. Następnie Taiga spojrzał niepewnie na Ryoutę.- Kise... przywiozłem raczej kiepskie wieści, ale wolałbym, żebyśmy gdzieś usiedli...

– Och, Boże – jęknął Ryouta, łapiąc się za głowę, ale bez słowa protestu idąc do kuchni. Kuroko wpatrywał się w Kagamiego, kiedy ten przechodził obok niego. Poszedł za nim.

Gdy całą trójkę usiedli już przy stole, wszyscy spięci, Kagami spróbował wziąć głębszy oddech. Tetsuya minę miał niezwykle poważną, ze zmartwieniem spoglądał to na Taigę, to na Ryoutę. Oczywiście, w jego sytuacji martwił się nie tyle o Daikiego, co również o blondyna. Z nich trzech Kise najszybciej poddawał się emocjom. Teraz również, siedział załamany, podtrzymując dłońmi głowę.

– W szkole nikt nie widział go po tym, jak wyszedł – zaczął bez ogródek Kagami.- Od jakichś dziewczyn zgarnąłem adres Sakurai'a, ale nikogo nie zastałem w domu. Sąsiadka wyjaśniła mi, że po pogrzebie wyjechali do rodziny, do Korei. Zajrzałem również na cmentarz, ale nie znalazłem tam Aho. Niestety, co gorsza...- Taiga przełknął ciężko ślinę. Czuł się potwornie źle pod naporem tych ciężkich, pełnych zmartwienia i troski spojrzeń.- Znalazłem w pobliżu szkoły komórkę Aomine...

– Co?- wyszeptał Kise, podrywając głowę i patrząc na niego, jakby ten oznajmił mu właśnie, że znalazł samo ciało ciemnoskórego.

Kagami już wyjął telefon Daikiego i położył go pośrodku stołu. Kuroko jako pierwszy wziął go do ręki i odblokował ekran. Jego oczy powiększyły się, gdy sprawdził listę nieodebranych połączeń.

Moda na Uke ||Kuroko no Basket/Multi Pairing||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz