Jestem John.

34 5 0
                                    

                    Sam właściwie nie wiedział, jak się tu znalazł. Kiedy wpadł na pomysł, żeby przyjść w takie miejsce? I właściwie po co? Tak, to było główne i najważniejsze chyba pytanie. Nie był typem imprezowicza. Wręcz przeciwnie. Wolał posiedzieć w domu, obejrzeć film, poczytać książkę, pobawić się z kotem. Wychodzenie traktował jako zło konieczne. A jednak teraz siedział w zatłoczonym pubie, słuchając głośnej muzyki i obserwując bawiących się ludzi. Tak bardzo tu nie pasował...
Przeczesał delikatnie falujące blond włosy, które opadały mu na czoło. Przez tę fryzurę sprawiał wrażenie młodszego. Miał 20 lat, a wyglądał na 16-17. Znajomi mówili mu, żeby zmienił fryzurę, bo to pomoże, ale jakoś ich nie słuchał. Lubił swoje odrobinę przydługie włosy. Nie miał zamiaru ich ścinać.
Zerknął na swojego drinka. Jego niebieski kolor ładnie mienił się w czerwonych światłach pubu. Cały klub urządzony był w czerni i czerwieni. Mogło to nieco razić w oczy i powodować ból głowy po dłuższym przebywaniu, ale miejsce miało tylu klientów, którzy na potęgę kupowali alkohol i w najlepsze bawili się na parkiecie, że raczej mało kto narzekał na kolorystykę lokalu.
Przechylił swojego drinka, dopijając go do końca i wtedy napotkał to spojrzenie. Przenikliwe brązowe oczy, choć z takiej odległości jeszcze nie rozpoznał ich koloru. Należały do bruneta, siedzącego przy barze. Patrzył wprost na Toma, przeszywając go właściwie na wylot. Blondyn przechylił lekko głowę na bok. Spojrzenie mężczyzny wręcz go przewiercało. Chciał odwrócić wzrok, ale był za bardzo pochłonięty tymi tajemniczymi oczami. Nigdy nie zachwyciło go żadne spojrzenie na tyle, żeby patrzył na jego właściciela tak intensywnie. W końcu jednak odwrócił wzrok. Takie wgapianie się było nieco... no, może nawet nieco przerażające. Gdy ponownie podniósł wzrok mężczyzny przy barze już nie było. Może mu się tylko wydawało? Zerknął na pusty kieliszek po drinku.
- Chyba za dużo wypiłem – mruknął sam do siebie i wstał z kanapy. Ruszył w kierunku baru, żeby zostawić tam szkło i zapłacić. Uznał, że czas zamknąć rachunek i wracać do domu. Skoro ma już halucynacje...
Zostawił kilka banknotów na blacie baru i ruszył do wyjścia. Musiał przejść przez długi korytarz, mijając co rusz jakichś ludzi, w większości zmierzających w przeciwnym, niż Thomas, kierunku – do baru. Nagle ktoś złapał go za nadgarstek i przycisnął do ściany. Już miał zapytać o co chodzi, kiedy słowa utkwiły mu w gardle.
- To ty... – wykrztusił, patrząc w te przenikliwe brązowe oczy. Nie mógł nie poznać mężczyzny, który siedział przy barze i tak intensywnie mu się przyglądał.
Brunet przysunął usta do jego ucha, napierając swoim ciałem na ciało Tommy'ego.
- Nic nie mów. Nie opieraj się, a naprawdę ci się to opłaci. Wszystko ci później wyjaśnię – szepnął mu do ucha. Blondyn cicho westchnął. O co chodziło? Chłopak nie miał pojęcia, ale jedno było pewne, zrobiło mu się gorąco. Poczuł usta bruneta, jakby delikatnie muskające jego ucho, jego ciało blisko swojego, dłonie, które silnie trzymały jego nadgarstki przy ścianie, tuż nad głową. To było niesamowite. Nagle jednak mężczyzna odsunął się i pociągnął go za rękę.
- Chodź – mruknął tylko i Tom wiedział, że kierują się w stronę wyjścia.
- Gdzie mnie prowadzisz? – zapytał, zrównując z nim krok. Musiało mu się naprawdę spieszyć, bo Thomas ledwo za nim nadążał. Brunet tylko rzucił mu szybkie spojrzenie, ale nie odpowiedział. Poprowadził Tommy'ego do wyjścia, a później od razu na parking. Blondyn miał jakieś złe przeczucia i sam właściwie nie wiedział dlaczego. Wcześniej miał same dość przyjemne skojarzenia z tym spotkaniem, ale z chwili na chwilę to się zmieniało. I to mu się bardzo nie podobało.
- Posłuchaj... – zaczął. – Nie wiem w sumie nawet czego ode mnie chcesz, więc może lepiej będzie... – urwał, bo mężczyzna przystanął. Chłopak ściągnął brwi, spoglądając przed siebie. Na parkingu stało trzech, ubranych w garnitury, gości. Nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych. Tom poczuł, że jego towarzysz przesunął go ostrożnie za siebie.
- Schowaj się! – rzucił nagle, popychając go nieznacznie w stronę jakiegoś sedana. Thomas skulił się, kucając przy aucie, gdy to wszystko się zaczęło. Faceci ruszyli na bruneta, atakując go. Świetnie jednak odpierał ich ataki. Raz za razem. Cios – blok. Dynamika tej walki była zachwycająca. Jeden z mężczyzn oberwał głową o maskę chevroleta. Drugi stracił przytomność, gdy brunet z baru zadał mu cios w potylicę. Trzeci z napastników ruszył jednak w stronę Thomasa. Nie dobiegł do niego. Skończył z nożem wbitym w plecy, a rzuconym przez tajemniczego bruneta. Tommy wstrzymał oddech, kiedy napastnik legł u jego nóg. Podniósł wzrok chyba jednak w odpowiednim momencie. Łysy koleś, który uderzył głową w maskę samochodu, właśnie się podniósł.
- Uważaj! – krzyknął blondyn, na co jego towarzysz odwrócił się i wyjął zza pazuchy broń. Oddał jeden strzał. Ale jakże precyzyjny. Trafił mężczyznę prosto między oczy.
Chłopak powoli się podniósł. Nogi mu się trzęsły. Cały właściwie drżał. Co tu się działo? Nigdy nie był świadkiem takiej masakry.
- Co... – zaczął. – Co... Kim ty jesteś? – wyrzucił z siebie.
Brunet spojrzał na niego, chowając broń do kabury.
- Jestem John.

I am John.Where stories live. Discover now