1

413 22 4
                                    

Mike.

Truchtałem sobie przez ciasny i ciemny korytarz wiodący do bardzo przytulnego pokoju, gdzie straciłem wiele godzin mojego życia. Był to pokój z kamerami gdzie zazwyczaj doglądałem zachowań tych wszystkich blaszanych robotów, które próbowały zrobić ze mnie nowego członka ich mafii.

Popijałem sobie co chwilę ciepłej kawy, mając nadzieję że nie pozwoli mi zasnąc w najmniej oczekiwanym momencie. Chuj z tym, że wreszcie wróci z podwojoną siłą i będę bardziej śpiący. To tylko 6 godzin. 6 jebaniutkich godzin których przynajmniej nie spędzę sam. Będzie jeszcze ten psychopata, z którym szczerze lubiałem się przezywać. Był to jakiś odłącznik od świata animatroników. Jakiś fun.

Skręciłem gwałtownie do pomieszczenia, wylewając mało istotne kilka kropel kawy. Rozejrzełam się po środku ale żadnej obecności nie dostrzegłem.
Pieprzony Vincent. Myśli że wszystkie rozumy pozjadał i że może się zawsze spóźniać. Dosłownie zawsze.
Nigdy nie zrobił na mnie dobrego wrażenia pod tym względem. Nigdy nie był punktualny.
Zazwyczaj przychodził w środku akcji by mnie spróbować wystraszyć co niekiedy mu się udawało.

No bo myślisz że wszystko masz pod kontrolą, a tu nagle z dupy dostajesz w ramię z ręki nie wiadomo od kogo. Jaki z niego idiota...

-Boo.-usłyszałem cichy głos przy uchu. Na szczęście nie było na tyle źle, abym się wzdrygnął czy przestraszył. Po prostu stałem jak kamień.

-Too nieeemmożliwe. Prędzej uwierzę w boga.-Odwróciłem się powoli na pięcie i spotkałem się twarzą w twarz z uwaga... Vincentem! O wilku mowa.

-Zaskoczony, co?-wyszczerzył się w ten swój normalny sposób który nie robił na mnie wrażenia.

-Może i zaskoczony... Huh, mamy jakieś święto?-Skrzyżowałem ręce na piersi i uniosłem pewnie głowę do góry chcąc pokazać swoją wyższość. Tak właśnie zazwyczaj robiłem podczas rozmowy z nim.

-Jestem tu od jakichś 2 godzin. Dostałem 'wezwanie' bo jakiś idiota rozwalił rurę w kiblu i zrobił się tam basen. Dosłownie.

-Ty to lubisz pływać w gównie.-Uśmiechnąłem się trochę na swoją ripostę.-gówniarzu.-zachichotałem.

-Nuuuda, nie postarałeś się.-Przeszedł obok mnie i usiadł na fotelu obok mojego.

-Co ty taki dzisiaj nieskory? Okres?-Podążyłem za nim i zająłem miejsce na swoim krześle obrotowym. Zbyt mało dodał do obrazy mnie. Taki szczegół, ale dla mnie bardzo wychwytny.

-A co, tęsknisz już?

-Za Tobą? W życiu. Jak umrzesz, to nawet na Twój grób kątem oka nie spojrze.

-To moja działka.

Szczerze nie wiedziałem jak odpowiedzieć i po prostu to przemilczałem. Pozwoliłem niezręcznej ciszy przejąć pałkę.
Czas dłużył się i dłużył, a przez ten czas oboje robiliśmy cokolwiek. Ja od czasu do czasu spoglądałem w kamery, lub popijałem kawę.
Za to Vincent... Kręcił się spokojnie na krześle mając w wszystko wyjebane. Norma. Tak oto minęło dopiero 10 minut. Cholera jasna. Prédzej umre tu na nudy, niż z powodu animatroników.

-Hej, Vinc?-Zagadałem do niego.

-Yep?

-Czy tylko ja umieram?

-Supper.. Nareszcie będę miał spokój.-Odezwał się, podkreślając swoje zmęczenie.

-Ja również się cieszę, do zobaczenia w piekle.-uśmiechnąłem się zadziornie.

-Dobra, mam pomysł!-Zatrzymał krzesło i schylił się do szafki biurka. Zaczął grzebać w jakichś swoich śmieciach. Obserwowałem go zaciekawiony, co ukrywałem dzięki kamiennej minie, myśląc co takiego mu wpadło do głowy. Po dłuższej chwili wyjął pudełko w kształcie kart.
-Zagramy w UNO!-Ostatnie słowo głośno podkreślił.

Jesteś głupi - Vincent x MikeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz