Rozdział 11

164 15 2
                                    

Pov. Levi.

- A niech mnie...- powiedziałem zdziwiony, bardziej do siebie niż do Erena, który pojawił się znikąd.- Bachor się namyślił? - zapytałem patrząc na chłopaka z walizką w ręku.

- Dziękuje. - powiedział zupełnie niespodziewanie, na co ja zrobiłem zdziwioną minę. 

- Za to, że to ja miałem zaszczyt pocałować cię jako pierwszy? - zapytałem z chytrym uśmieszkiem, przez co jego twarz znów przybrała barwę, która była dla mnie bardzo dobrze znana. Zawstydznie go sprawiało mi nie małą satysfakcje.

- Może...- patrzył na czubki swoim butów i kolejny raz zaszkoczył mnie swoją odpowiedzią. - Ale chodzi mi o to, że dzięki tobie wyprowadziłem się.                                                             
Kolejny przypływ satysfakcji. Jak już wspominiałem, gdy coś chce to mam. Pomimo tego, że nie potrzebnie się na początku upierał, dopiąłem swego.

- I co teraz zamierzasz zrobić? Masz gdzie mieszkać? - spytałem, i usiadłem na krześle barowym przy ladzie, on tak samo. Wiedziałem, że pomagadamy jeszcze dobrą chwilę.  

- Właściwie to nie mam gdzie się podziać, nie mam planu. - wyznał lekko zażenowany swoją lekkomyślnością.

- Możesz zatrzymać się u mnie na jakiś czas, a później jak staniesz na nogi, to wynajmniesz własne mieszkanie. - powiedziałem bezemocji. On popatrzył na mnie święcącymi, seledynowymi oczami, pełnymi nadzieji. 

- Mógłbym? - oparł się łokciami o lade.

- Erwin nie będzie mieć raczej nic przeciwko. 

- E-erwin? - spojrzał na mnie zdezorientowany.

- Mój współlokator. - sprostowałem.

- Może lepiej się upewnij...

- Nie mamy już na to czasu, gdybyś nie marudził na samym początku, to jeszcze bym się go spytał o zdanie.- chłopak niespodziewanie, spochmurniał i spuścił głowę w dół. A ja nie wiedząc co robić w takich sytuacjach, pogłaskałem go po głowie, czego on się niespodziewał. - Spokojnie bachorze, dobrze zrobiłeś. Najgorsze są zawsze początki.

- Dziękuje, Levi. - wypowiedział łagodnie, moje imię przez co znów miałem ochotę go pocałować. Jednak w porę się powstrzymałem, stwierdziłem, że jeszcze dziś go oszczędze, w końcu tyle przeżyć jak na jeden dzień. Chociaż lekko mnie wytrącił z równowagi, ale to już jest nieważne.

- Chodźmy już, muszę zamknąć w końcu bar.- powiedział po chwili i zdjąłem ręke z jego brązowych włosów. Eren po moich słowach, przytaknął i wstał z krzesła, po czym skierował się do wyjścia. Ja jeszcze skoczyłem na zaplecze, żeby założyć płaszcz i upewnić się czy na pewno pozamykałem wszędzie wejścia do baru.

* Chwilę później, godz. 20*

Już po chwili, szliśmy na równi z Erenem do mojego mieszkania. To śmieszne, że w życiu w końcu coś mi idzie, aż tak łatwo. Podejrzanie za łatwo...

- Wiesz co, Levi? - zapytał nagle i niepewnie.

- Hymm?

- Nigdy bym nie pomyślał, że tak potoczą się nasze losy...- wyznał mi, patrząc cały czas przed siebie.

- Też się tego nie spodziewałem, Eren. - powiedziałem i z uśmiechem spojrzałem w niebo. A chłopak przez przypadek złapał moją rękę, po czym odskoczył jak oparzony. Wywowało to na mojej twarzy jeszcze większy uśmiech.
Jednak ja przysunąłem się do Erena i złączyłem nasze, zimne dłonie. Pomimo tego, że na dworze było ledwie pięć stopni, ręce chłopaka pociły się jak szalone. Właściwie nigdy nie chodziłem z nikim za ręce, dlatego dla mnie było to też coś nowego i o dziwo... przyjemnego.

Twój do końca (ERERI)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz