Rozdział 1

174 24 13
                                    

Podniosłam stojącą na blacie kawę i uśmiechając się, podziękowałam sprzedawczyni. Papierowy kubek poparzył mi opuszki palców, więc zaczęłam przekładać go z ręki do ręki, szukając wzrokiem wolnego stolika. Szczęście się do mnie uśmiechnęło, bo akurat jakaś młoda para wstawała do wyjścia. Zaczęłam lawirować między ludźmi, uważając żeby nie wylać na nikogo swojego napoju i szybko zajęłam zwolnione miejsce, które było tuż przy dużym oknie. Dzięki temu miałam widok na zaśnieżoną ulicę i chodnik, po którym chodzili ludzie z zaczerwienionymi od mrozu policzkami. Kawiarnia, w której byłam, znajdowała się w centrum miasta, lecz jednocześnie ukryta była w jednej z bocznych uliczek, dzięki czemu nie było tu aż tak wielkich tłumów. Po tym jak  kilka lat temu odkryłam to miejsce, zaczęłam bywać w nim co najmniej raz w tygodniu. Szczególnie lubię je teraz - w zimę, gdy mogę pić ciepłą kawę, oglądać śnieg za oknem i cieszyć się wiszącą już w powietrzu atmosferą świąt Bożego Narodzenia.
Rozsiadłam się na miękkim, brązowym siedzeniu zaraz po tym jak rozpięłam kurtkę i rzuciłam ją na miejsce obok siebie. Myślami uciekając już do swojej opowieści, szybko pozbyłam się z głowy ciepłej czapki z pomponem. Na oczy od razu opadło mi kilka niesubordynowanych, rudych kosmyków, które uciekły z kucyka. Założyłam je za uszy a potem rozwiązałam szalik, zostawiając go przewieszonego przez szyję i wyciągnęłam z torby laptopa. Gdy system się uruchamiał, upiłam niewielkiego łyka gorącej kawy i prawie westchnęłam z rozkoszą, czując jej aromatyczny, piernikowy posmak.
Otworzyłam nowy plik Worda, myśląc o historii, którą miałam w głowie od kilku dni, lecz do tej pory nie mogłam znaleźć chwili aby ja zapisać.
Rzuciłam okiem na zegarek, po to by przekonać się, że mam jedynie dwadzieścia minut. Na usta wypłynął mi niewielki uśmiech i zanurzyłam się we własnym świecie.

Lampki odbijały się w szybie, na dworze panował już mrok. Dziewczynka pobiegła do swojego pokoju, ślizgając się w skarpetkach po podłodze. Z małej szafeczki wyciągnęła pudełko z kredkami i usiadła z nim przy stoliku, na którym leżały już kartki. Pełna entuzjazmu, tak charakterystycznego dla małych dzieci, lepiącą się od choinkowych słodkości rączką złapała najbliższą kolorową kredkę i pełna skupienia zaczęła rysować.

W drzwiach pokoju stanął wysoki mężczyzna, który uśmiechnął się widząc swoją małą córeczkę. Na jego twarzy odznaczały się zmarszczki, zarówno te spowodowane uśmiechem, jak i te powstałe w wyniku ciągłych zmartwień, ciemne włosy przeplatały ślady siwizny. Zapracowana dziewczynka nawet nie zauważyła, że ma towarzystwo, zbyt skupiona na swojej pracy. Pod jej małymi dłońmi wytwarzało się właśnie dziecięce arcydzieło, nie odznaczające się umiejętnościami, ale całe stworzone z najprostszego dla dziewczynki uczucia: miłości. Musi minąć jeszcze wiele lat, nim skomplikowane emocje wtargną w jej życie, w tej chwili po prostu cieszyła się, że może narysować dla taty rysunek, który potem dumna wręczy mu przy choince. To było tak proste. Patrząc na tę scenę człowiek mimowolnie zaczynał zastanawiać się na absurdem świata i najprostszym szczęściem wieku dziecięcego.

- Wolne?
Zdezorientowana uniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechającego się do mnie bruneta, stojącego nad stolikiem, przy którym siedziałam. Rozejrzałam się szybko, by zauważyć, że wszystkie miejsca w kawiarni są zajęte. Przesunęłam swoje rzeczy z blatu i automatycznie odwzajemniłam uśmiech, zakładając włosy za uszy.
- Tak, oczywiście, proszę - wskazałam dłonią kanapę naprzeciwko mnie. Chłopak podziękował i zdjął kurtkę siadając. Jeszcze przez chwilę na niego zerkałam, ale gdy ten zajął się swoim telefonem, postanowiłam wrócić do opowiadania.

Mała głowa uniosła się i z przerażeniem dostrzegła mężczyznę przy drzwiach. Dziewczynka zasłoniła dłońmi rysunek a potem przesunęła go za koszyczek...

Uszczypnęłam się w nasadę nosa. Wytrącona z rytmu przez chłopaka, nie byłam w stanie napisać nic więcej w tej chwili. Gdy spojrzałam na zegarek okazało się, że zostało mi jeszcze tylko pięć minut wolnego czasu, więc nie jest tak źle jak mogłoby się wydawać. Chociaż przez chwilę udało mi się popisać. Upiłam kawy, która już się nieco oziębiła i zaczęłam się zbierać. Gdy odchodziłam od stolika brunet, który się do mnie dosiadł podniósł na chwilę głowę i posłał mi krótki uśmiech. Odwdzięczyłam się tym samym i wyszłam z lokalu, po drodze wyrzucając do kosza pusty kubek po kawie.

Kawa o smaku piernika [nieskonczone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz