Rozdział 2

110 10 6
                                    


Zdyszana Olivia wpadła do budynku, w którym mieszkała. Wtargała rower na klatkę schodową, po czym pobiegła na ostatnie piętro. Wyjęła klucz spod wycieraczki i otworzyła obdrapane drzwi. U samego progu powitały ją cztery koty. Sirien, najstarsza i najgrubsza kotka, otarła się o nogi swojej pani. W ślad za nią podążył Frodo, następnie Meg, a na szarym końcu biały Watson.

‑ Przywitajcie się z Carrie, to wasza nowa siostra ‑ rzekła Liv, wyciągając z kurtki rudą kotkę. Dwa spośród pięciu kotów noszą imiona jej sióstr, gdyż zarówno wyglądem, jak i charakterem, są do nich bardzo podobne. Reszta kociej familii zawdzięcza swe nazwy zamiłowaniu Olivii do literatury.

Podczas gdy zwierzęta poznawały nowego członka rodziny, Liv podeszła do starego komputera, który nie dość, że wyglądał jak zabytek, to nawet chodził jak zabytek. Czasami wcale nie chciał się włączyć. Kobieta nie była w stanie powiedzieć, jak długo już korzysta z tego grata, ale dopóki działa, nie miała zamiaru go wymieniać. Jedyne, do czego był potrzebny to do komunikacji z siostrami. Lauren nauczyła ją, jak włączać wideokonferencję i jak załączyć kamerkę. Po wykonaniu wszystkich czynności kobieta weszła na czat i połączyła się z siostrami. Jak zwykle, każda odebrała. Z całej szóstki, tylko Liv była przeciwna technologii.

‑ Olivia! Jak miło cię widzieć. Już myślałam, że o nas zapomniałaś! ‑ zaczęła Meg. To ta piskliwa.

‑ Najwyraźniej posada nauczycielki pochłonęła ją całkowicie ‑ mruknęła Stevie. Dziewczyny często nazywały ją gburowatą Allie. Kobieta nie znosiła tej nazwy, bowiem Allie to imię jej prawdziwej siostry, którą Stevie w przypływie furii odesłała na drugi koniec świata. Od tamtego momentu słuch po niej zaginął. Ale należało się jej, była straszną suką.

‑ Oj, dajcie jej spokój. Dziewczyna w końcu znalazła swoją pasję! ‑ rzekła Zoe. Wieczna optymistka, która stanowiła podporę sabatu w najmroczniejszych dniach.

‑ Dziewczyny, mam wam coś ważnego do powiedzenia. Miałam wizję i... ‑ zaczęła Olivia, jednak Lauren jej przerwała. Chyba naprawdę obraziła się na Liv.

‑ Dzwonisz, pierwszy raz od nie wiadomo kiedy i nawet nie zapytasz się, co u nas słychać, co porabiamy, czy czegoś nie potrzebujemy. Siedzisz w tej swojej norze, odcięta od świata z nosem w książkach. I jedyne, co czasem robisz, to jakieś maści i leki dla gospodyń domowych. Gdybym była tak potężna, jak ty, to o wiele lepiej wykorzystałabym swoją moc!

‑ No teraz to już przeginasz! ‑ odgryzła się Zoe. Kobiety zaczęły się przekrzykiwać między sobą, każda miała coś do powiedzenia. Nawet Stevie włączyła się do kłótni. Olivia obserwowała je z rezygnacją. Była zbyt roztrzęsiona, by dorzucić swoje pięć groszy w słownej bitwie sióstr.

‑ Milczeć! ‑ zagrzmiała Sirien. Kobieta do tej pory nie wypowiedziała słowa, ale gdy się odezwała, natychmiast zapanowała cisza jak makiem zasiał. Sirien była najstarszą z nich. To ona uratowała kolejno Lauren, Zoe, Olivię, Stevie i Meg. To ona założyła sabat i była jego przewodniczącą. ‑ Są ważniejsze sprawy niż wasze żale. Olivia od dawna nie miała wizji. Same wiecie, że gdy się pojawiają, oznacza to, że nadciąga niebezpieczeństwo. Jesteśmy siostrami, tworzymy jedność. Jej kłopoty są naszymi.

‑ Dzięki, Siri ‑ szepnęła Liv. Kobieta wpatrując się w swoje dłonie rozpoczęła opowieść.

‑ Byłam dziś w parku. Musiałam wleźć na drzewo, bo mała kotka nie potrafiła stamtąd zejść. Jakaś starsza kobieta mnie zauważyła i narobiła hałasu, zwołując ludzi z okolicy. To właśnie ona zaczepiła jakiegoś mężczyznę, by mi pomógł. Dziewczyny...on wspiął się na samą górę, po to, żeby mi pomóc. Ucięliśmy sobie krótką pogawędkę, a następnie zeszliśmy na ziemię.

NevermoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz