Budzik w telefonie zadzwonił o szóstej rano. Otworzyłam spuchnięte oczy i ciaśniej owinęłam się kołdrą, wiedząc jak przejmujące zimno panuje poza nią. Za oknem znów padał śnieg. Albo może wcale nie przestał od wczorajszego wieczora. Podniosłam się z poduszki przy okazji zrzucając na podłogę książki, przy których zasnęłam. Telefon leżący w nogach łózka zadzwonił ponownie. W chwili gdy na niego spojrzałam, wydał dźwięk, informując o braku baterii i ekran zgasł.
- No nie... - jęknęłam sięgając po niego i podłączając do ładowarki. Wstałam z łóżka i zadrżałam z zimna. Moje kaloryfery były kapryśne, i działały tylko wtedy gdy było im wygodnie. Cóż, dzisiaj był ten dzień, kiedy sprzeciwiały się swojej grzewczej naturze. Podeszłam do szafy i wyjęłam ciepły sweter, szarą spódnicę oraz grube rajstopy. A po chwili namysłu jeszcze zakolanówki. Tak zaopatrzona poszłam do łazienki, w której, mam wrażenie, panowała ujemna temperatura i zaczęłam się szybko szykować. Od razu zaliczyłam też całą poranną toaletę. Następnie poszłam do kuchni naszykować sobie śniadanie i duży kubek herbaty.Gdy skończyłam, za oknem wciąż nie do końca się rozjaśniło, co wprawiało mnie w nieco depresyjny nastrój. O siódmej zeszłam na dół i odnalazłam Kerry śpiącą na kanapie wśród książek, w potarganej fryzurze i okularach na nosie, które zakłada tylko w domu. Ziewnęłam i poszłam do jej kuchni, żeby przygotować dziewczynie kawę. Po drodze odszukałam mojego drugiego współlokatora, Olivera, śpiącego w swoim łóżku. Zostawiłam go w spokoju, wiedząc, że na swojej uczelni musi być dzisiaj dopiero o dwunastej.
Z gotowym kubkiem kawy wróciłam do salonu. Odłożyłam napój na stolik i zebrałam książki przyjaciółki, mrugając oczami, w których czułam piasek.
- Kerry... Kerry Cherry, wstawaj - wyszeptałam mocno potrząsając jej ramionami.
- Au, okey, okey, już nie śpię - wymamrotała wciąż z zamkniętymi oczami. Sięgnęłam po kawę i zaczęłam machać nią przed twarzą dziewczyny, żeby ta poczuła zapach napoju. Kerry otworzyła jedno oko i łypnęła na mnie.
- Z mlekiem?
- Bez.
- No dobra - blondynka uśmiechnęła się i usiadła obok mnie - To była najmniej wygodna noc w moim życiu - powiedziała biorąc łyka kawy tylko po to, żeby sparzyć sobie język i odsunąć gwałtownie kubek.
- Nie spodziewałam się niczego innego - opadłam plecami na miękkie poduszki kanapy i przymknęłam oczy.
- Widziałaś, że tak śpię? Mogłaś coś zrobić.
- Nie widziałam.
Kerry wstała i zaczęła się szykować, a ja leżałam na kanapie i słuchałam jej cichej krzątaniny.
- Jak u pani Hay?* - usłyszałam, podczas gdy dziewczyna się czesała.
- Na pewno byłoby lepiej, gdybyś jej tak nie nazywała.
- Przecież ona o tym nie wie - uśmiechnęłam się z zamkniętymi oczami wyobrażając sobie panią Hayrick.
- Ale gdyby wiedziała, byłoby jej przykro - przeciągnęłam się i usiadłam prosto na kanapie. W tym momencie Kerry zaczęła zakładać soczewki kontaktowe. Skrzywiłam się - Fuj. Nienawidzę na to patrzeć – ale on tylko przewróciła oczami i wróciła do przerwanej czynności - W każdym razie, pomagam jako akustyk przy przedstawieniu granym przez grupę Lui. No i potem przy organizacji charytatywnej imprezy po występie - potrząsnęłam głową i wstałam, po czym weszłam na schody do siebie - Dziesięć minut, Cherry - rzuciłam zanim zamknęłam drzwi, zza których usłyszałam jeszcze stłumione przytaknięcie. Pozbierałam swoje rzeczy, telefon z marnymi czterdziestoma procentami baterii po czym ubrałam buty i kurtkę. Dwie minuty przed czasem stałyśmy z Kerry gotowe przed drzwiami. Wyszłyśmy na dwór.Uliczne latarnie wciąż się świeciły, ale niebo było już całkiem jasne. Ziewnęłam ostatni raz i zadrżałam z zimna, wychodząc na chodnik pod rękę z przyjaciółką. Podeszłyśmy na najbliższy przystanek, zmuszone do poczekania na autobus około siedmiu minut. Gdy już przyjechał, z radością weszłyśmy do pojazdu, w którym było trochę cieplej niż na dworze. Kerry zajęła nam miejsca, w całkiem zapełnionym, jak na tę godzinę, autobusie i usiadłyśmy, na te 15 minut drogi, dzielących nas od uczelni.
CZYTASZ
Kawa o smaku piernika [nieskonczone]
Novela JuvenilGdy magia Bożego Narodzenia zaczyna wkradać się w zimową codzienność, wszystko zdaje się być jakby lepsze i przyjemniejsze. Niestety los nie zwraca uwagi na to czy trwają święta i nie oszczędza nam zmartwień. Szczególnie uciążliwie zaczyna robić si...