21. The Fall

244 21 24
                                    

  Mahogany śniła się jej pierwsza potyczka ze smokiem. Czuła gorący powiew wszechobecnego ognia na twarzy. Surowe kamienie, z których zbudowana była Strażnica, wbijały się w jej, i tak już poranione stopy. Patrzyła na niego z góry. Otaczał budowlę swoim cielskiem, obijając ściany kolczastym ogonem. Tuż przed gadem stał Vilkas i Farkas. Nawet we śnie, widok braci wywołał u dziewczyny ulgę, jakiej nie czuła dawno. Spokój zniknął tak szybko, jak się pojawił, gdy smok zwrócił swoje błyszcząca w ciemności oczy na dwójkę braci. Serce Mahogany się zatrzymało, mróz stężył krew w żyłach. Podjęła decyzję błyskawicznie, cofając się kilka kroków do tyłu i z rozpędu zeskakując z wieży, dzierżąc w uniesionych dłoniach cienki jak igła mieczyk. Tym razem jednak bestia zadarła głowę. Oczy dziewczyny i smoka spotkały się i Mahogany wiedziała, co ją czeka. Szczęki gada rozwarły się, ukazując rzędy ostrych jak brzytwy zębów, błyszczących w świetle ognia. Mahogany zamknęła oczy. Zanim poczuła, jak kły wbijają się w jej ciało, obudziła się.

Światło dnia poraziło jej oczy. Nie krzyczała. Wiedziała, że pożarcie przez smoka nie było najgorszą rzeczą, jaką jej umysł miał do zaoferowania. Spróbowała po raz drugi otworzyć oczy. Przez chwilę ostre promienie słońca całkowicie ją oślepiały, jednak gdy przyzwyczaiła się do jasności, zdała sobie sprawę, że nie jest sama.

Znajdowała się na wozie. Leżała na prowizorycznym posłaniu, złożonym z kilku skór i zwitków materiału. Przed nią siedziała Delphine, pogrążona w rozmowie z Esbernem, który gorączkowo starał się wytłumaczyć kobiecie, gdzie jadą i co mają tam zrobić. Mahogany uśmiechnęła się lekko. Udało jej się doprowadzić starca bezpiecznie, chociaż większość drogi i tak musiał pokonać samodzielnie. Dziewczyna zerknęła w dół. Jej tunika była podwinięta, odsłaniając brzuch, w którym jeszcze nie dawno tkwiło ostrze Thalmorskiego szpiega. Teraz, tuż nad pępkiem znajdowała się różowawa blizna. Skóra w tym miejscu była cienka jak papier i Mahogany wiedziała, że każdy gwałtowny ruch grozi otworzeniem się rany.

- Obudziłaś się - usłyszała głos Delphine.

Kobieta wyglądała na bardzo zmęczoną. Jej oczy były podkrążone, a włosy wypadały z wiszącego smętnie kucyka. Esbern wydawał się kompletnym przeciwieństwem wojowniczki. Jego oczy błyszczały z podekscytowania, a w dłoniach ściskał oprawioną w skórę książkę.

- Doskonale, doskonale - powtarzał starzec, przesuwając się po ławce, by znaleźć się bliżej dziewczyny.

- Gdzie jedziemy? - spytała Mahogany zachrypniętym głosem - Co się stało?

Delphine również przysunęła się bliżej, podając dziewczynie bukłak z wodą. Mahogany zdała sobie sprawę, że faktycznie umiera z pragnienia.

- Esbern wytargał cię z Pękniny, po tym, jak zemdlałaś - tłumaczyła kobieta, podczas gdy dziewczyna osuszała bukłak - Przyjechał z tobą na wozie i starał się zasklepić ranę magią. Dotarł z tobą do Rzecznej Puszczy, znalazł mnie i wytłumaczył, co wydarzyło się w Szczurzych Norach, oraz wskazał miejsce, w którym powinniśmy się znaleźć.

- Miejsce? - Mahogany podciągnęła się do pozycji siedzącej, ostrożnie opierając się o ściankę wozu.

Esbern praktycznie podskoczył, otwierając książkę na stronach pokrytych misternie wykonaną mapą Skyrim. Rysunek był pokreślony czerwonymi liniami, które zbiegały się w jednym miejscu, w pobliżu Markartu. Mahogany słyszała wiele o mieście i nie była ani trochę podekscytowana perspektywą znalezienia się w jego okolicy.

- Świątynia Niebiańskiego Schronienia - powiedział starzec, wskazując pomarszczonym palcem na czerwony punkt. - Tam musimy się udać. Jeżeli moje informacje są prawdziwe, właśnie tam znajduje się Ściana Alduina.

Skyrim: Service & SacrificeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz