Rozdział 7

31 8 20
                                    

Elizabeth siedziała na skraju łózka na którym leżał drobny elfik. Nathro był nieprzytomny od kilku dni. Jeszcze przed tym jak został przyniesiony na pokład przez ledwo żywego kapitana przytomność straciło również kilka innych osób, w tym Arleta i Innes, z czego ta druga sprawiła więcej problemów. Całe szczęście mieli na pokładzie demona... kobieta spojrzała na nieprzytomnego mechanika. Chłopiec wyglądał dość rozpaczliwie. Był chudszy niż wcześniej, jego twarz wydawała się bledsza, pozbawiona koloru a włosy niemal kompletnie mu posiwiały. Cały czas oddychał z trudem. Nie dało się ukryć, żył dzięki pracy Lidji i Rethu oraz niesłychanemu szczęściu. Elizabeth nie mogła się nadziwić, że jego ciało pozbawione zostało pajęczych nóg. Westchnęła. Wiedziała, że jeżeli się obudzi będzie miał problem z przyzwyczajeniem się do nowego stanu rzeczy, lecz ucieszyła ją ta zmiana. Mimo całej swojej sympatii do elfa niemal non stop odczuwała przy nim lekki niepokój wywołany pajęczym tułowiem. Tak będzie łatwiej...

Pochyliła się nad nieprzytomnym nastolatkiem i pocałowała go w czoło. Musiała wracać do pracy. Wstała i skierowała swoje kroki w stronę drzwi zostawiając chłopca samego w pokoju.

-------------------------------------------------------------------------------------

Rethu przekręcił się z boku na bok. Na pewien czas został przeniesiony do sektoru służącego obecnie jako swego rodzaju szpital. Zielonowłosy nastolatek wlepił dzikie spojrzenie w sufit. Nie wiedział nawet co ma robić. Od jakiegoś czasu nie mógł zasnąć. Czuł się winny za stan w którym znajdował się jego brat. Wiedział, że coś się stanie. Mógł coś zrobić, przekonać resztę do przełożenia wypadu na późniejszy termin... Ale tego nie zrobił. Nie zrobił tego i teraz jego przyjaciel leżał w pokoju obok pogrążony w śpiączce. Dodatkowo Zan uszkodził sobie ścięgna Achillesa. Lawina nieszczęść, nie ma co. Westchnął z rezygnacją i wstał z pryczy. Przecież nie zaszkodzi zajrzeć do tego dzieciaka... Zarzucił na ramiona materiałowy płaszcz i wyszedł z kajuty. Pomieszczenie w którym przebywał Nathro znajdowało się tuż za ścianą.

W niewielkim pokoiku stało spore dębowe biurko na którym Rethu poustawiał swoje narzędzia pracy. Czuł się pewniej ze świadomością że w razie potrzeby będzie blisko młodego przyjaciela. Z delikatnym westchnieniem przykucnął obok łóżka na którym leżał Nathro. Pogładził dłonią czoło chłopca. Po chwili zaczął mówić do nieprzytomnego nastolatka spokojnym głosem.

-Wywołałeś spore zamieszanie, wiesz? Wsyscy się o ciebie martwią... Zwłaszcza ja i staruszek Zan. Naprawdę, mały. Nawet nie wiesz ile bym dał żebyś się ocknął, cały i zdrowy... Ale to chyba niemożliwe... Gdybym tylko... Ach... Jestem beznadziejny...

Po policzkach Rethu popłynęły łzy. Oparł czoło o podniszczony materac.

-Nie... je... teś...

Zielonowłosy niemal natychmiast podniósł głowę. Spojrzał na Nathro. Oczy chłopca były uchylone a na jego wargach malował się smutny uśmiech. Rethu z ulgą objął przyjaciela. Dalej płakał, wydawało się wręcz, że potokowi łez nie ma końca. Poczuł na ramieniu dotyk drobnej dłoni. Drobny chłopiec odwzajemnił uścisk. Przez chwilę Bugrethu leżał obok przyjaciela nie będąc w stanie się ruszyć. Nie był w stanie.

-Nath... Tak się cieszę...

Uśmiechał się delikatnie. Po chwili odsunął się od młodszego nastolatka. Uspokoił się trochę i usiadł. Nathro delikatnie się podniósł opierając się plecami o oparcie łóżka, lecz starszy chłopiec go powstrzymał. Cicho napomniał przyjaciela, że nie powinien się podnosić. Przyłożył dłoń do czoła chłopca i ze zmartwieniem zauważył, że ma nieco podniesioną temperaturę. Wstał spokojnie z łóżka i podszedł do biurka. Wziął do ręki kawałek tkaniny i zanurzył go w wodzie. Wrócił do chłopca i delikatnie otarł mu czoło. Mimo, że nie łączyły go z elfem więzy krwi niemal zawsze czuł potrzebę opieki nad chłopcem. Za nic miał jego zmienny, czasami dziwny charakter, wychodzącą z pod maski profesjonalizmu niewinność czy pojawiającą się niekiedy nienawiść do całego świata.. Zmrużył oczy. Nathro delikatnie dygotał, jak gdyby z zimna. Bugrethu westchnął i poszedł w kierunku drzwi z zamiarem wzięcia zapasowego koca ze swojego pokoju. Gdy już miał wychodzić usłyszał cichy, słaby szept.

Poprzez światy [PROJEKT WSTRZYMANY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz