Rozdział 10.

4.3K 312 920
                                    

ZAYN POV.

 

Wróciłem do domu, cicho kładąc plecak na ziemi i zdejmując buty. Podejrzewałem, że mama znów była zmęczona, miała wory pod oczami i wyglądała, jakby przed chwilą płakała. Ewentualnie był u nas jej psycholog, dzięki niemu czasem się uśmiechała. Lubiłem go, był wyluzowany i miły, zupełnie inny niż mój ojciec. Zamiast znanego zapachu spalenizny, bądź leków, lub czegoś innego poczułem zapach pieczonego kurczaka i jak nigdy usłyszałem jak mama śpiewa jakąś piosenkę pod nosem, Zmarszczyłem brwi i udałem się do kuchni. Mama miała na sobie czyste ubrania, co też nie zdarzało się zbyt często i czerwony fartuszek, gotowała coś z uśmiechem na ustach.

- Cześć mamo –powiedziałem, choć zabrzmiało to trochę jak pytanie

- Cześć kochanie! –uśmiechnęła się, wkładając kotlety na talerze – Jak tam w szkole? –spytała

Usiadłem zaskoczony. Wyglądała na w pełni szczęśliwą, pierwszy raz, od kiedy pamiętam. Nadal była lekko blada, ale na jej policzkach widać było zdrowe rumieńce. Zapytała się mnie jak tam w szkole, nigdy nie pytała. Czasem chciała wiedzieć, co u mnie, gdy miała lepszy dzień, ale nigdy rozmowy o mnie nie trwały zbyt długo. W ogóle nasze rozmowy nie trwały długo. Gdy był u niej psycholog, zawsze się mnie pytał, co u mnie, czasem zostawał dłużej, by i ze mną pogadać, czasem gotował, kupował mi prezenty na urodziny i święta. Mama nigdy tego nie robiła, była w tak złym stanie, że nawet nie miałem do niej żalu.

- Dobrze, mamo –odpowiedziałem – Dostałem pięć ze sprawdzianu z biologii i trzy z matematyki –kontynuowałem, patrząc czy dalej chce ze mną rozmawiać

- Jakiego ja mam utalentowanego syna! Pięć z biologii? Chyba nigdy nie dostałam pięć z biologii –zaśmiała się, a na ten dźwięk prawie się rozpłakałem – Trzy z matmy? Od zawsze było wiadomo, że żaden matematyk z ciebie. Zjemy razem? –spytała, a ja pokiwałem głową – Smakuje ci?

- Pyszne –odpowiedziałem i była to prawda

- Nie sądziłam, że jesteś tak małomówny

-Przyzwyczaiło mnie twoje milczenie –chciałem odpowiedzieć, ale tylko pokręciłem głową

Wtedy zobaczyłem pudła w całym domu.

- Co to za pudła? –spytałem

- Wyprowadzamy się –powiedziała uradowana – To nigdy nie był dom dla mnie

- Dla mnie też nie –przyznałem

To był fakt. Ten budynek był dla mnie miejscem gdzie spałem, ewentualnie płakałem w samotności, albo robiłem imprezy. Mama zawsze była zamknięta w jednym pokoju, nie słyszała muzyki tak jak mojego płaczu.

- Gdzie się wyprowadzamy? –spytałem

- Zgadnij –powiedziała unosząc w górę dłoń, którą zdobił złoty pierścionek, wytrzeszczyłem oczy

- Oświadczył ci się?! –krzyknąłem

Nie byłem zły, byłem wtedy bardzo szczęśliwy. Niby wiedziałem, że mamę i jej psychologa zawsze coś do siebie ciągnęło. Może kilka razy widziałem ich całujących się (wymazywałem to z pamięci).

- Dzisiaj –powiedziała – Wiem, że jesteś przywiązany do tego domu, ale... -zaczęła, ale jej przerwałem

- No, co ty?! Ten dom jest dla mnie niczym, naprawdę, nie jestem przywiązany. Mogę się wyprowadzać już, jeśli chcesz –zaśmiałem się

- Prawdę mówiąc chciałam się wprowadzić do Geoffa jak najszybciej. Jakiś jego znajomy zajmuje się sprzedażą domów, więc mógłby sprzedać nasz dom

Good At Lies //Larry Stylinson ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz