MISJA 12 - TWÓJ RUCH

1.1K 148 30
                                    

Obiecałam - dodaję, licząc, że się spodoba ;)

"Musimy zaskoczyć przeciwnika i uchwycić moment jego bezradności."

Bruce Lee

Dżungla nie wydawała się mieć końca. Albo była tak wielka, jak pobliskie pustynie arabskie, albo — stwierdził Kakashi — znowu krążyli w kółko. I błądzili, a mężczyzna obok niego nie miał zakichanego pojęcia gdzie są oraz dokąd zmierzają. A nóż w dłoniach Kakashiego co rusz był wyciągany w morderczych zamiarach. Czego, oczywiście, uśmiechnięty Suigetsu nie widział, krocząc pogodnie dalej. I chyba od zabójstwa Hatake powstrzymywało tylko jedno — mianowicie to, że błąkałby się sam. A ta wersja brzmiała o wiele gorzej. Chociaż...

Zerknął kątem oka na podśpiewującego sobie gówniarza. Teraz tłuczka w samotności nie była takim złym wyjściem...

— W ogóle nadal wiesz, gdzie się znajdujemy? — po raz nie wiadomo który zapytał Kakashi.

— Oczywiście — szybka odpowiedź nie była zaskakująca. Taką dostawał od dwóch, pieprzonych dni. Wtenczas musieli zapolować na jakieś niepokojąco wyglądające stworzenie, rozpalić pieprzonego ognisko i przespać noc, budząc się wraz z ogromnym, jadowitym wężem. Tak, Kakashi śmiało mógł uznać tę podróż za podróż swojego życia.

Jeżeli dane mi będzie ujrzeć choć skrawek cywilizacji, przysięgam, nigdy więcej moja noga nie postanie w Arabii Saudyjskiej, obiecał sobie.

Jak na razie jednak nie zapowiadało się, żeby ten koszmar miał się kiedykolwiek skończyć. Wkurzony do granic możliwości rzucił nóż przed siebie.

Idący przed nim Suigetsu, nagle poderwał dłoń do góry i pochwycił ostrze. Obrócił się do niego w zdumieniu, jakby to, co zrobił było odruchem. Zaraz potem roześmiał się, ale w oczach wystających spod czerwonej chusty zalśnił jakiś niepokojący błysk.

Oddał mu ostry przedmiot, a wtedy właśnie Kakashi zrozumiał. Trzy sekundy później napierał na dzieciaka, przyciskając go brutalnie do wżynającej się kory drzewa.

— Byłeś agentem — warknął i doprawdy nie było to pytanie.

— Spokojnie — wystękał Sui, czując łokieć naciskający na gardło. Kakashi jednakże jeszcze mocniej na niego naparł. — Naruto... nie... mówił...

Kakashi zamarł.  I dopiero po paru sekundach dotarło znaczenie tych słów. Po tym czasie wypuścił Suigetsu, który natychmiast opadł na trawę, łapiąc oddech. Ale nie przejmował się nim. Popatrzył wprost w niebo i krzyknął:

— Zabiję skurwiela!

***

Sasori sobie dobrze to przemyślał, stwierdził Uzumaki. Podłożył bombę, zapewne pod jakimś bankiem lub szkołą, odwrócił uwagę publiki, gdy oni w dzień szli za nim. Potulnie, niczym parszywe psy. Gdyby ktoś zapytał czemu, odpowiedź była banalnie prosta.

I wbrew pozorom nie chodziło o trzymającą przez niego broń, a o kolejny ładunek wybuchowy, który w każdej chwili mógł odpalić. Tym razem opatulił nim siebie, o czym przekonali się, gdy tylko odchylił poły płaszcza. Nie ulegało także wątpliwości, że czerwonowłosy podchodził pod szaleńca i pozostawał zdolny do wszystkiego.

Sasuke, ani Naruto nie dali po sobie poznać zdumienia, kiedy skierowali kroki w stronę biblioteki. Tabliczka na niej mówiła, że jest tymczasowo nieczynna z przyczyn remontowych, ale Sasori wyraźnie się tym nie przejął. Wyłamał zamek i ponaglił ich do środka.

Pomieszczenie owlekała nieprzyjemna, dusząca ciemność. Do tego dobył do nich zapach wyschniętych farb. A gdy jedno ze świateł się zapaliło, mieli tylko nikłą widoczność. Mimo tego i tak biblioteka robiła wrażenie. Liczne książki na półkach oraz poustawiane komputery na stołach z prawej strony zdawały się być nowe i drogie.

Tyle tylko, że w tej chwili nie było czym się zachwycać. Jedyne co teraz przykuwało ich uwagę to mężczyzna. I pytanie "Czy mogli wyjść stąd cało?".

W końcu zatrzymali się w czytelni i Sasori nakazał im usiąść, sam zaś stanął z boku. Na jego twarzy gościł suchy uśmiech, który wydawał się być nie na miejscu. Przyprawiał z pewnością o dreszcze.

— Kiedy zjawią się wasze posiłki? — zadał pytanie, przypominając sobie scenę, której był świadkiem.

Cztery godziny wcześniej...

Doczekał się. Uzumaki pochwycił telefon i wybrał nieznany numer. Miał ich na podsłuchu od kilku dni, więc nie stanowiło to dla niego problemu, by teraz usłyszeć każde wypowiedziane słowo.

— Sakura, powiedz szefom, żeby wysłali resztę agentów do Polski.

Chwila przerwy. Następnie dalsze słowa:

— Tak, Uchiha żyje. Udało mi się go odbić, ale nadal Sasori gdzieś się ukrywa. Nie możemy go namierzyć...

Drgnął wyrwany ze wspomnień. Swoje spojrzenie skierował na blondyna, który do niego przemówił:

— Jaki był twój plan? — ale zaraz potem poprawił się — Jaki jest twój plan?

Sasori zaczął się przechadzać po drewnianej podłodze, starając się dobrze dobierać słowa.

— Zacznę od tego, że nie byłem aż tak głupi, jak mój ojciec. — Sasuke w tym momencie skrzyżował wzrok z Uzumakim, który oznaczał tyle co "Miałeś rację, tak tytułuje Madarę" — Przeczekałem chwilę, by wasza agencja o mnie zapomniała. Z trudem zresztą udało mi się uciec i musiałem nieźle się postarać byście mnie nie namierzyli. Ale nie o tym chciałem mówić.

— Przemyślałem sobie wszystko. I zrozumiałem jedno — żeby dobrać się do góry, muszę dobrać się do was. Pamiętałem, że to właśnie wy zniszczyliście całe moje życie. Zabiliście moją ukochaną i odebraliście ojca — zacisnął lewą pięść z całą mocą. Uzumaki zobaczył krew na bladej cerze, ale powieka nawet mu nie drgnęła. Lewa dłoń dalej trzymała spluwę.

— Chciałem mieć was obu, ale to nie było takie proste. Nie wiedziałem, gdzie stacjonujecie, jakie macie misje. Znałem tylko wasze imiona i nazwiska, wiedziałem jak wyglądacie, ale przecież żadne z was teoretycznie nie istnieje... — gwałtownie odwrócił się. Jego płaszcz rozchylił się przy tym trochę, ukazując dalej tykającą bombę. — Zacząłem więc od pionków. To także nie było proste; znaleźć agenta pośród tylu cywilów. Ojciec jednak dobrze mnie przeszkolił. W końcu znalazłem paru z nich, a potem dobrałem się do waszej kochanej dziewczynki. — Obaj zrozumieli, że "dziewczynka" to Kurenai. W każdym razie nie skomentowali tego, słuchali dalej.

— I wtedy pojawiłeś się ty — wskazał na Uchihę palcem. — Faktycznie prosto poszło, w istocie sądziłem, że będziesz większym wyzwaniem... Niemniej musiałem cię mieć żywego. Wiedziałem, że martwy na nic się nie przydasz. Tryumf będzie dopiero, gdy dostanę was dwóch. Gdy zniszczę was dwóch — oczy zalśniły mu niebezpieczną furią. — Koniec końców, pomyślałem, ten cholerny blondyn zostanie wysłany. Wkroczy, by cię uratować. I nie pomyliłem się. Wkroczyłeś.

— A potem — kontynuował — pozwoliłem wam uciec, tak żebyście myśleli, że wam się to udało. Dalej was obserwowałem. Czekałem aż powiadomicie agencję. Aż przybędą posiłki, aby ujrzeć wasze szczątki i te nagranie, które dla nich zostawię — powiadomił. I wtedy agenci zrozumieli, że są nagrywani, a w tym miejscu nadejdzie ich finał. Doprawdy parszywy finał.

— Zamontowałem tutaj kamery — powiadomił ich jeszcze Sasori, potwierdzając przypuszczenia.

— A teraz jakieś ostatnie słowa? — Nie ukrywał swojego rozbawienia.

— Tak. Skończ gadać.

Sasori zesztywniał. Zmarszczył brwi, a dłoń z bronią mu drgnęła. Obaj agenci podążyli wzrokiem tam, gdzie zaraz potem spojrzał czerwonowłosy.

Na balkonie znajdywały się dwie sylwetki. Jedna kobiety, druga mężczyzny. Kiedy poruszyły się o krok do przodu, mógł ujrzeć czarne włosy i czerwone oczy Kurenai celującej prosto w niego. I zrozumiał, że to właśnie ona przemówiła.

— A teraz chcesz poznać naszą wersję wydarzeń? — zapytał przekornie Uzumaki, wstając z krzesła. I wyciągając nóż.

Tożsamość Zabójcy || SasuNaru ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz