XIV

1.4K 96 28
                                    

- Masz to?- po pomieszczeniu rozległ się skrzekliwy głos kobiety.
            Sala była duża i przejrzysta. W powietrzu unosił się odór wilgoci, a ze ścian schodziła farba. Pod nimi stały dwa duża regały, sięgające sufitu. Ustawione były na nich księgi w większości z zaklęciami czarnomagicznymi. W kącie postawiono dużą, zieloną sofę oraz stół z krzesłami do kompletu z rzeźbieniami w węże.
- Bello... Po co ten pośpiech- mężczyzna podszedł do dziewczyny.
            Wglądała na około dwadzieścia pięć lat, za to on mógł przekraczać pięćdziesiątkę.
- Dawaj medalion i won!- wykrzyknęła i uderzyła dłońmi o blat.
- Uspokój się przecież jestem jego rodziną...- rozłożył ramiona.
- Czarny Pan nie toleruje takich półszlam jak ty!-zdenerwowała się.
- Jest synem charłaczki i mugola. Jest bezczelny zabijając mugolaków- usiadł na kanapie, a z wewnętrznej kieszeni płaszcza wyjął niedużą paczkę.- Po co mu to?- pomachał pakunkiem nad głową.
- Kim ty jesteś, żeby go obrażać?- zacisnęła piąstki i zrobiła wdech, żeby się uspokoić.
- Jestem Mark Gaunt, jego... wujek- odpowiedział po krótkim zastanowieniu.
- Wujek?- zapytała z niedowierzaniem Lestrange.- Jego cała rodzina zmarła dawno temu. Linia Gauntów się urwała.
- Tak powszechnie sądzono, jednak na niecały rok przed śmiercią mój ojciec- Marvolo dokonał gwałtu na mugolce. Była bardzo młoda, więc oddała mnie do adopcji do pobliskiego sierocińca- założył nogę na nogę i wygodniej rozłożył się na siedzisku.
- A niby skąd o tym wiesz?- zdenerwowana tupała stopą o deski.
- Odesłała mnie z misiem. Gdy miałem trzydzieści lat jej dwudziestoletnia córka wysłała mi list z informacją, że nasza wspólna matka zmarła. Szukałem informacji na ten temat i dowiedziałem się, że jestem aktem przestępstwa, którego dokonał się mój ojciec, niedługo potem zmarł. Uznano, że nie chciał ponieść odpowiedzialności za tamto wydarzenie, więc popełnił samobójstwo.
- A skąd wziąłeś... To czego on chce?- wskazała brodą na jego dłoń.
- Przeszukałem dokładniej ich stary dom. To dziwne, że nikt go nie zajął- wydął wargę.
- Czyli co? Jesteś synem dziadka Pana?
- Zachowujecie się wobec niego jak skrzaty domowe- zmarszczył brwi i zerknął na nią z udawanym współczuciem.
            To było dla niej za dużo.
- Drętwota- krzyknęła i wycelowała różdżkę w mężczyznę.
            Powoli do niego podeszła i wyszarpnęła z jego sztywnej ręki przedmiot.
- Nie miłego dnia- wysyczała i kopnęła go w brzuch przed wyjściem.






***
          





-Dzień Dobry profesorze- mężczyzna wszedł do gabinetu dyrektora Hogwartu.
            
            Mark położył płasz na oparciu krzesła po czym usiadł na nim z dostojnością. Na jego twarzy znajdowały się liczne marszczki i ślady zmęczenia, a mimo to przyciągał wzrok nawet dużo młodszych kobiet. Poprawił na nosie grube oprawki okularów i spojrzał z wyczekiwaniem na Dumbledore'a kręcącego się przy regałach z opasłymi książkami.

-Witaj Mark- starzec dosiadł się do biurka i splótł dłonie w koszyczek. -Byłem zaskoczony twoją wiadomością... Nie spodziewałem się czegoś takiego.

- Mój ojeciec podobno lubił zaskakiwać-skrzywił się i przechylił głowę.

- Masz medalion, o którym mi pisałeś?

- Nie... Dzięki kochanej Bellatrix Lastrenge jest on już u Borgina i Bruksa, skąd trafi w ręce Toma - uniósł brwi do góry i zaczął bawić się niezidentyfikowanym przedmiotem.

- Powiedz mi proszę... Po co oddałeś swój rodzinny medalion takiej osobie jak Bella, która może go wykorzystać do uśmiercenia kogoś. Bo o ile się orientuję klątwa powoduje śmierć.

- Bella jest głupia, ale nie na tyle, żeby stracić szansę popisania się przed... moim siotrzeńcem- Mark wydął usta i założył nogę na nogę.

Evans umówisz się ze mną?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz