><><Harry><><
Nie podobał mi się ten chłopak. Przy jedzeniu wydawał się cichy i nieśmiały. Każdy próbował się czegoś o nim dowiedzieć. Ja się nie odzywałem. Po obiedzie przyszła pora na prace na ranczu. Wszyscy mężczyźni wyszli, zabierając po drodze swoje kapelusze. Chłopak, który się u nas pojawił miał na imię Louis Tomlinson. Był to niski szatyn. Rozglądał się wokół z zaciekawieniem. Ciągle przyłapywałem go na tym, że się na mnie patrzył. Miał niebieskie oczy, przy których tworzyły się kurze łapki, jeśli się uśmiechał, a zrobił to raz. Na oko był w moim wieku.
Wuj zabrał chłopaka ze sobą, aby dać mu pracę w stajni. Chłopak zapewne nie pracował na ranczu, więc dostał lekki przydział obowiązków. Miał wyczyścić siodła. Sam również udałem się na zewnątrz. Obiecałem ojcu, że pojadę z nim sprawdzić północne pastwiska. Des rozmawiał z jednym z pracowników. Zlecił mi, abym przyszykował konie. Poszedłem do stajni i w korytarzu spotkałem się z Louisem. Wpadł na mnie, gdy niósł siodło. Upuścił je i spojrzał na mnie uważnie. Nic nie powiedział, po prostu się gapił i to zaczynało mnie wkurzać.
- Przepraszam. - wykrztusił w końcu. - Nie zauważyłem cię i... już stąd idę.
Schylił się, aby podnieść siodło. Było ciężkie, lecz dawał radę i się nie skarżył. Podszedłem bliżej i zabrałem mu je z rąk.
- Ja to wezmę. - stwierdziłem.
Skinął tylko głową i ruszył do swoich zajęć. Ja przyszykowałem dwa konie - karego wałacha i bułaną klacz. Wyprowadziłem je z budynku. Mój ojciec akurat zmierzał w moją stronę. Uśmiechnąłem się do niego i oddałem wodze mężczyźnie. Sam wdrapałem się na grzbiet zwierzęcia. Ruszyliśmy powoli w stronę pastwisk. Uwielbiałem takie przejażdżki. Zawsze mogłem spokojnie porozmawiać z ojcem i spędzić z nim czas. Praca na ranczu była męcząca. Wychodziło się z domu wcześnie rano i wracało, gdy się ściemniało. Ale ja to kochałem. Wuj nauczył mnie dużo rzeczy. Dzięki niemu szybko załapałem jak zarzuca się lassem. Teraz robiłem to bezbłędnie, no może prawie.
- Dlaczego zabraliście tego chłopaka do nas? - zapytałem. - Ma tyle lat co ja, nie nadaje się do ciężkich prac.
- Mówiłem Danowi, ale chciał dać mu szansę. - odparł, poprawiając swój kapelusz. - A jesteś zazdrosny? Powinieneś się z nim zaprzyjaźnić.
- Nie jestem. - mruknąłem. - I mam Nialla, nie potrzebuję więcej przyjaciół.
- Jak uważasz. - westchnął.
Gdy byliśmy na miejscu zszedł z konia i podprowadził go bliżej ogrodzenia. Uważnie przyjrzał się i zauważył dziurę. Przez kilka minut naprawiał płot. Pomogłem mu w tym. Powiedział, że trzeba będzie jutro przyjechać i sprawdzić pozostałe pastwiska. Potem ponownie wsiadł w siodło i zawrócił konia. Gdy wracaliśmy, robiło się już ciemno. Naprawa płotu w kilku miejscach pochłonęła nam sporo czasu.
- Rozsiodłasz? - zapytał, schodząc z grzbietu bułanej klaczy.
- Jasne. - uśmiechnąłem, czując się potrzebny.
Sprowadziłem zwierzęta do budynku. Tam znów spotkałem niebieskookiego. Stał przy boksie i coś mówił. Potem zauważyłem, że rozmawia z koniem. Zaśmiałem się cicho i zająłem pracą. Gdy odwróciłem się od konia, napotkałem szatyna. Wyrósł przede mną niczym duch.
- Pomogę ci. - zaoferował. - Siodło trochę waży.
- Nie jestem dzieckiem. - mruknąłem. - Dam sobie radę.
- I tak nie mam nic do roboty. - wzruszył ramionami i pomimo moich protestów, pomógł mi z drugim zwierzęciem.
Nie skomentowałem tego. Gdy miałem opuścić budynek, przybiegł Niall. Brakowało mi jego. Wyjechał z mamą do dziadków i dopiero teraz wrócił. Przytulił się do mnie, omal nie przewracając. Czułem jego mocny uścisk na szyi. Odepchnąłem go, aby złapać powietrze.
- Daj spokój, Horan. - zaśmiałem się. - Nie było cię tylko dwa dni.
- Aż dwa dni. - zauważył. - Podobno na obiad Anne zrobiła pieczeń?
- A ty tylko o tym. - przewróciłem rozbawiony oczami. - Mój ojciec ma rację, nie można zostawić cię, abyś pilnował bydła, bo zrobisz z niego hamburgery.
- Lubię hamburgery. - stwierdził z szerokim uśmiechem.
Na chwilę zamilkł. Spojrzał za mnie i już wiedziałem o co mu chodzi. Zapewne znów ten chłopak.
- Kto to? - zapytał. - Nowy przyjaciel?
- Pracownik. - wzruszyłem ramionami. - Chodźmy do domu. Poopowiadasz mi co u twoich dziadków. Nadal mają tego starego kozła, który prawie zjadł mi kapelusz?
- Jak masz na imię? - zignorował mnie i podszedł do chłopaka. - Mam na imię Niall.
- Louis. - uścisnął jego dłoń i lekko się uśmiechnął. - Jesteś przyjacielem Harry'ego? - zapytał nieśmiało.
- Tak. - skinął głową. - Masz ochotę jutro z nami poćwiczyć rzucanie lassa?
- Niall. - warknąłem. - Ma zapewne masę obowiązków. Jest pracownikiem. - podkreśliłem ostatnie słowo. - Na pewno będzie zajęty.
- Och... - westchnął blondyn. - Może następnym razem?
- Pewnie. - uśmiechnął się słabo i spuścił głowę.
Zarzuciłem ramię na szyję przyjaciela i pociągnąłem go w stronę domu. Cały czas zagadywałem blondyna, gdy próbował się odwrócić. Co go obchodził jakiś przybłęda? To przecież ja byłem jego przyjacielem. Tylko ja.
><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><
Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje!
To już drugi rozdział na dziś!
Mam napisane aż do 10 rozdziału ^^
Pisanie LC szybko mi idzie, mam nadzieję, że spodobają się następne rozdziały :)
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
Do następnego XxX
Dobranoc <3
><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><
CZYTASZ
Lonely Cowboy ~Larry ❌
Fanfiction#7|| Tego dnia padało. Krople spływały po kapeluszach, kiedy szliśmy go pożegnać. Był dobrym człowiekiem. Jego śmierć była dla nas ogromnym zaskoczeniem. Gdy żegnaliśmy się z nim po raz ostatni, zobaczyłem go. Stał z dala od nas i wpatrywał się w t...