♦♦♦
Rok 1633, Imperium Osmańskie
W państwie sułtana Murada zaczęła się jesień, która była piękną porą roku. Mieszkańcy imperium jednak nie podziwiali jej uroków, bo w ich głowach była tylko myśl, jak przeżyć srogą zimę, która nadchodziła. Od wielu lat ten okres, gdy spadał śnieg, nie łatwo było przetrwać. Na ulicy znajdowano zamarznięte ciała poddanych padışaha, który zadawał się nie zauważać cierpienia ludu. Jednak spośród wielu tysięcy ludzi zamieszkujących stolicę państwa, żyła pewna dziewczyna, której matkę wiele lat wcześniej okrzyknięto czarownicą.
Młódka gdy tylko mogła niosła pomoc każdemu, kto jej potrzebował, aby oczyścić imię swej matki. Tyle, że to nie wystarczyło egoistycznym mieszkańcom Konstantynopola, ponieważ i o niej zaczęto szeptać, że przejęła magiczne moce po swojej rodzicielce. Powodem ich szeptów były umiejętności zielarskie dziewczyny. Potrafiła ona wyleczyć roślinami wiele chorób, pomimo swojego młodego wieku.
Jasnooka, z mocno naciągniętym na twarz kapturem od peleryny, przemierzała uliczki stolicy. Miała nadzieję, że nikt jej nie rozpozna, bo inaczej mogłaby ponownie zostać zbita na środku placu. Rzadko kiedy wychodziła ze swojego domu, który leżał blisko lasu. Nie chciała spotykać się z agresją na swoją osobę.
I tego dnia szczęście jej nie dopisywało, bo w nieoczekiwanym momencie zawiał tak mocny, jesienny wiatr, że materiał zasłaniający jej lico, opadł na plecy. Teraz miała marne szanse, że jej nie poznają.
- Czarownica! - Usłyszała krzyk po prawej stronie i natychmiast naciągnęła z powrotem kaptur jak najmocniej na głowę.
- To ta wiedźma z lasu! - zaczęli się przekrzykiwać między sobą kupcy, jednocześnie wskazując na nią palcem.
Dziewczyna wiedziała, że już nie ucieknie, nie ma dokąd. Zamknęli ją w kółku nie przestając bluźnić w jej stronę. Pierwszy z mężczyzn podniósł kamień leżący najbliżej niego i rzucił nim w jasnooką. Młódka z przerażeniem spojrzała na niewielki głaz, który po niedługiej chwili uderzył w jej lewe ramię. Złapała się odruchowo za to miejsce i rozglądała na boki. Ukamienują mnie. To była teraz jedyna myśl w jej głowie.
Serce biło niemiłosiernie mocno, a wzrokiem starała się objąć każdego człowieka, który stał i patrzył na nią z nienawiścią oraz mordem w oczach. Bezsilność i strach to jedyne emocje, które teraz odczuwała. Zginie tak jak jej matka, jako wstrętna czarownica.
Kolejny kamień uderzył ją w plecy, ze względu na siłę z jaką został rzucony, dziewczyna upadła na kolana. Oparła się na dłoniach, a spod jej powiek uciekło kilka łez. Po chwili kolejne dwa kamienie uderzyły ją w głowę oraz w kark. Czuła jak czerwona ciecz powoli spływa jej po prawej stronie twarzy. Nawet nie fatygowała się żeby ją wytrzeć czy zatamować. Gdy zostały jej resztki nadziei, że jednak uda jej się przeżyć, ludzie rozstąpili się, a ją otoczyło kilkoro janczarów.
CZYTASZ
» Mystery of love - Magnificent Century «
Historical Fiction»i'm falling just to rise crawling just to fly gotta die to stay alive«