2.

362 37 4
                                    

Nauczycielka uśmiechnęła się do nas i położyła swoją skórzaną teczkę na biurku. Odwróciła się do nas i oparła dłonie na biodrach.

-Witajcie kochani. Cieszę się, że po wakacjach mogę zobaczyć Was wszystkich - spojrzała na dziewczynę - Do naszej klasy od tego roku będzie chodzić Lauren. Może powiesz nam coś o sobie?

Lauren podjechała bliżej środka klasy i przełknęła nerwowo ślinę.

-Nazywam się Lauren Jauregui, mam 19 lat, wcześniej mieszkałam w Nowym Jorku, ale przeprowadziłam się tu miesiąc temu. Interesuję się muzyką i sportem...

Nie dane jej było skończyć, bo z sali można było usłyszeć parsknięcie śmiechu. Oczywiście Shawn.

-Coś Pana śmieszy, Panie Mendes? - zapytała nauczycielka - Pani Hill.

-Bez urazy Proszę Pani, ale jak osoba na wózku może interesować się sportem? I tak nie ma na nic szans.

-Lepiej się zamknij cwelu, bo jak z tobą skończę to nie będzie ci do śmiechu- głos zabrała Hansen.

-Nie boję się Ciebie Hansen. Mogłabyś mi possać.

NO NIE. NO PO PROSTU KURWA NO NIE!

-Żeby possać, to trzeba najpierw coś tam mieć Mendes- odgryzłam się w obronie przyjaciółki.

-Jeszcze się zdziwisz, jak to zobaczysz. Będziesz błagać o więcej, Cabello- uśmiechnął się cwaniacko.

-Przegiąłeś kurwa!

Dinah wstała ze swojego miejsca i doskoczyła do niego, zanim zdążyłam coś zrobić. W jednej chwili podniosłam się z krzesła i złapałam ją w pasie, gdy złapała go za koszulkę.

-Dinah, uspokój się!- powiedziała Pani Hill- Camila, zabierz ją do ławki i najlepiej czymś przywiąż. A Pan, Panie Mendes zostanie ze mną, gdy reszta pójdzie na apel. Przepraszam za niego, Lauren- zwróciła się do dziewczyny i posłała jej przepraszający uśmiech.

-Nic się nie stało. Przyzwyczaiłam się- uśmiechnęła się słabo i spuściła wzrok na swoje dłonie, które leżały na jej kolanach.

Nagle zadzwonił dzwonek, który oznacza zbiórkę na apel. Były to trzy krótkie sygnały, żeby nie mylono tego z dzwonkiem na lekcje. Wstałyśmy z Dinah i skierowałyśmy się do drzwi, jak reszta, oprócz nauczycielki i tego dupka. Przed nami w odstępie kilku metrów jechała Lauren.

-Mendes to kutas- oburzyła się moja przyjaciółka.

-Wiem. Wcześniej nie myślałam, że aż taki, ale dziś przeszedł samego siebie- warknęłam i pokręciłam głową.

-Ta cała Lauren wydaje się spoko.

-Zgadzam się. Może do niej zagadamy? Nawiążemy pierwszy kontakt i tak dalej. Mam wrażenie, że jest przybita i zagubiona- stwierdziłam.

-Nie wiem czy będzie tego chciała. Może woli być sama. Wydaje się, że woli samotność- blondynka podrapała się nerwowo po karku.

-Gdybym myślała tak dwa lata temu to nie byłabyś teraz moją przyjaciółką.

-Ej, ale Ty do mnie zagadałaś, bo zamknęłam się w kiblu i krzyczałam i pomoc. To co innego- uniosła ręce.

Zaśmiałam się.

-Czyli sugerujesz, że muszę czekać, aż Lauren zatrzaśnie się w zdradzieckiej kabinie na pierwszym piętrze? - uniosłam brwi i znów zachichotałam.

-Nie życzę jej tego. To trauma do końca życia- teatralnie złapała się za serce.

-Chodź i nie marudź. Przyda jej się ktoś znajomy w nowej szkole- klepnęłam ją w ramię i podeszłam do Lauren, która nieustraszenie pchala wózek.

-Hej Lauren- spojrzałam na nią.

-Umm... Hej... Camila, tak?

-Tak. Miło, że pamiętasz- posłałam jej swój firmowy uśmiech numer pięć.

-Po tej akcji w klasie nie dało się nie zapamiętać- uniosła kącik ust.

-Na przyszłość, nie przejmuj się Shawnem. Chuj z niego i tyle- machnęłam ręką.

-Spokojnie. Przywykłam do szydzenia ze mnie, bo jestem na wózku. Ale dzięki, że się za mną wstawiłyście.

Otwierałam już usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie, po drugiej stronie Lauren, pojawiła się zdyszana Dinah. Naprawdę? Przebiegła raptem trzy metry do nas, a już wygląda, jak po treningu footballu.

-Kurwa, ale zapierdalacie- odrzekła, łapiąc oddech.

-Załóż wyższe szpilki. Może będą lepsze do biegania na tak długie dystanse jak teraz- zaśmiałam się.

-Powiedział krasnal. Wal się Cabello. Tak poza tym to Dinah Jane Hansen, ale możesz mówić mi Wasza Wysokość- zwróciła się do Lauren.

-Wysoka jak brzoza...- nie skończyłam, bo Najwyższa Królowa Darcia Ryja walnęła mnie w ramię- Auć! Co do cholery Dinah?!- zaczęłam rozmasowywać bolące miejsce, gdzie jutro pewnie znajdę siniaka wielkości jej ego. Albo dupska.

-Hamuj się Chancho. Przypomnij sobie kto ci gotuje- wskazała na mnie palcem w ostrzeżeniu. 

-Na razie przypominam sobie jak ktoś ostatnio o mało nie spalił nam mieszkania- burknęłam.

-Mów mi więcej, to następnym razem pozwolę Shawnowi do Ciebie zarywać- odgryzła się.

-Zarywa do Ciebie?- wtrąciła się Lauren.

-Niestety. Ale nie gustuję w zadufanych w sobie egocentrycznych dupkach.

-Mila, zacznijmy od tego, że nie gustujesz w facetach.

Walnęłam Dinah, tak jak ona mnie chwilę temu, przez co otworzyła szeroko usta i oczy i złapała się za obolałe miejsce. Chciała już coś powiedzieć, ale weszliśmy na aulę, po czym zajęłyśmy miejsca na brzegu rzędu, a Lauren zatrzymała wózek obok mnie. Na scenę wszedł dyrektor. Był to mężczyzna w średnim wieku, łysiejący i zawsze ubrany w garnitur, który opniał jego widocznie wystający brzuch. Jednak był bardzo sympatycznym człowiekiem. Bywałam u niego kilka razy w gabinecie i nigdy nie narzekałam w żaden sposób na jego styl bycia i relacje z uczniami oraz gronem pedagogicznym.

-Witam wszystkich uczniów. Szczególnie tych nowych- jego gruby głos rozszedł się po całej sali- Nazywam się Franklin White i jestem dyrektorem tej placówki, którą tak bardzo uwielbiacie- zaśmiał się, a z końca sali można było usłyszeć żartobliwe gwizdy i oklaski chłopaków ze szkolnej drużyny footballowej.

Ja oczywiście standardowo znając jego przemówienie na pamięć, oparłam głowę o ramię Hansen, po czym zasnęłam.

______________________________________
Meh. Jakoś nie jestem z niego zadowolona. Jest taki bez smaku i bez jakiegokolwiek wyrazu. Nie wiem. Taki jakiś nijaki właściwie. 

Ale mam nadzieję, że chociaż Wam przypadnie do gustu.

Enjoy! 🐻

No Matter What | Camren [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz